Jedna z najlepiej ocenianych gier, które zaliczyły swój debiut na Essen w 2006 roku, została przez część zespołu Games Fanatic już sprawdzona (mnie i bazika). Jestem obecnie po dwóch rozgrywkach (czteroosobowej i dwuosobowej) i mogę napisać o swoich wrażeniach. A przede wszystkim odpowiedzieć czy warto się nią zainteresować.
Fabuła stworzona jest na podstawie książki Filary ziemi Kena Folletta. Bardzo dobre recenzje (choćby na Merlinie), zaliczana do światowych bestsellerów. Osobiście nie czytałem, tak więc nie będę świecił oczami. Ale chyba będzie to pierwsza książka, po którą sięgnę po zagraniu w jej wersję planszową. Teraz tylko krótkie wprowadzenie. Jest początek XII wieku, przenosimy się do mieściny Kingsbridge. Działa tutaj opactwo, które prowadzi opat Filip. Ma on wielkie marzenie. Zbudowanie gigantycznej katedry. Aby to zrealizować wynajmuje grupy architektów. Tutaj właśnie pojawia się miejsce dla graczy. Każdy z nich prowadzi zespół budowniczych, którzy będą stawiać wiekopomną konstrukcję.
Po przeczytaniu zasad gry nasuwa się tylko jedno – ja już znam taką grę. O podobnej mechanice i przede wszystkim takim samym celu gry (postawienie monumentalnej budowli). To oczywiście Caylus. The Pillars of the Earth przy pierwszym kontakcie z miejsca kojarzy się właśnie z najsłynniejszą produkcją Ystari Games. Plagiat? Bezczelne jechanie na sukcesie konkurencji? Gra niewarta zainteresowania? Otóż całkiem niedawno prowadziłem na forum gier-planszowych polemikę o tym, że istnieją konstruktywne rozwinięcia pomysłów innych osób. Twierdziłem, że można skorzystać z mechaniki czy koncepcji na rozgrywkę, przenieść ją na inną płaszczyznę, zmienić trochę reguł, wygląd i stworzyć coś nowego i wartościowego. Właśnie tak jest z The Pillars of the Earth. Powstał nowy produkt, któremu daleko do plagiatu, choć wiadomo z pomysłu jakiej gry się rozwinął.
Pierwsze co odróżnia The Pillars of the Earth to wygląd. Caylus nie należy do gier pięknych. Może i dla fanów ma swój urok. Jednak patrząc obiektywnie jest wręcz brzydki. The Pillars of the Earth to zupełnie inna para kaloszy. Kojarzycie nazwisko Menzel? Michael Menzel? To może przypomnijcie sobie chociaż gry do których tworzył oprawę graficzną: m.in Thurn und Taxis i Hacienda. Dla mnie jeden z najlepszych rysowników w grach planszowych. Również i tym razem stworzył dzieło sztuki. Gra wygląda fantastycznie pod wzlędem graficznym. Plansza przedstawia Kingsbridge wraz z okolicą. Mnóstwo szczegółów, o tam piękne opactwo, na dole las, kamieniołom, żwirowania. Malutkie ludziki pracują, przewożą towary, wszystko żyje. Fantastyczne dopracowanie elementów gry: stylizowany na witraż tor do określania ceny głównego budowniczego, śliczny tor punktacji i pieniędzy. Podobnie z kartami, elementami katedry i pionkami. Rewelacja. Czy płeć brzydka czy słaba wszyscy będą zachwyceni.
To jednak nie wszystko co odróżnia The Pillars of the Earth od Caylusa. Więcej znajdziemy w szczegółach rozgrywki. Produkcja Ystari Games należała do cięższych gatunkowo pozycji. Brak losowości, rywalizacja strategii, inteligentne decyzje, umiejętność dedukcji. Dla wielu była to siła tej gry, dla innych słabość. Jest całkiem sporo osób, które pomimo, że doceniają klasę Caylusa, nie bawią się przy nim zbyt często właśnie z powodu, że jest za ciężki. Właśnie dla nich wyszedł The Pillars of the Earth. Zawiera jednocześnie inteligentną, dobrze opracowaną mechanikę, a zarazem lekkość rozgrywki. Zawiera w sobie nieprzewidywalność kart wydarzeń i losowe wybieranie pionków graczy do ruchu. Posiada wciągający klimat, gdy na przykład dowiadujemy się, że opat wszedł w konflikt z biskupem albo zawaliła się właśnie postawiona ściana katedry i przywaliła jednego z naszych rzemieślników. Ma w sobie tak duży ładunek nowości i wciągających elementów, że można być jednocześnie fanem Caylusa oraz The Pillars of the Earth i nie czuć, że obie produkcje cokolwiek łączy.
Przejdźmy do szczegółów rozgrywki. Każdy z graczy otrzymuje trzech głównych budowniczych, siedmiu małych pracowników i jednego dużego (wartego pięciu małych). Gra się dzieli na 6 rund, w każdej będziemy budować jeden fragment katedry. W każdej rundzie po pierwsze wystawiamy obok planszy dwóch rzemieślników oraz siedem kart surowców. Ci pierwsi są nam potrzebni do zdobywania punktów zwycięstwa (właśnie przy budowaniu katedry), te drugie są niezbędne, aby rzemieślnik w ogóle mógł cokolwiek robić. Surowców są trzy rodzaje: kamień, drewno i piasek.
Teraz gracze po kolei od gracza startującego biorą dla siebie karty surowców lub rzemieślników. Karty surowców dzielą się na różne rodzaje ze względu jak dużo materiałów chcemy zdobyć. Płacimy za nie wystawieniem naszych pracowników na żwirowni, kamieniołomie lub w lesie. Za karty rzemieślników płacimy pieniędzmi. Ci robotnicy, których nigdzie nie umieścimy wylądują w pracy przy owcach. Zarobimy za to pieniążki. Gdy już nikt nie będzie chciał nic kupować albo skończą się karty przechodzimy do drugiej fazy – wystawianie głównych budowniczych.
Każdy z uczestników ma takich trzech. Wszystkich wrzucamy do woreczka i startujący gracz będzie ich losował. Tu się pojawia najciekawszy mechanizm całej gry, który sprawdza się wyśmienicie podczas rozgrywki. Otóż wyciągnięty budowniczy ląduje na polu z siódemką. Możemy go teraz wystawić na planszę ale zapłacimy za to 7 złota. Albo możemy spasować, wtedy budowniczy straci swoje pierwszeństwo, ale będzie się mógł umieścić na planszy za friko (w późniejszym czasie). Co byśmy nie zrobili ciągniemy z woreczka następnego budowniczego i tym razem gracz do którego on należy może go postawić za 6 złota. I tak dalej. Działa to bardzo fajnie. Mamy zawsze do wyboru albo być pierwszym drogo albo którymś z kolei ale tanio lub wręcz za darmo. Pomimo, że los odkrywa też tu znaczenie, nie ma jakiś ekstremalnych sytuacji, a są za to emocje.
Jeżeli już wystawiliśmy wszystkich na planszy to przechodzimy do trzeciej fazy – przejścia po planszy. Działa to podobnie jak w Caylusie gdy idziemy po drodze od zamku, przez most, po budynkach i tak dalej. Uaktywniają się teraz wszyscy nasi ludzie, których w poprzedniej fazie umieściliśmy. Na początku odkrywa się zdarzenie działające na wszystkich. Może być dobre lub złe. Jeżeli było złe, a umieściliśmy swojego człowieka w siedzibie biskupa to jestem zabezpieczeni, nie działa na nas. Następnie dostajemy pieniądze za pracowników uzyskujących wełnę. Później jest osada Kingsbridge i do wzięcia dwie karty dające nam różne pozytywne bonusy (dodatkowe możliwości, surowce, pieniądze itp.). W opactwie zgarniamy punkty zwycięstwa. Następnie przechodzimy po lesie, kamieniołomie i żwirowni co daje odpowiednie materiały. Lądujemy wreszcie w obozie króla. Każdy z graczy musi teraz zapłacić podatek (rzut kostką określa jego wysokość ponieważ władca bywa w różnym nastroju :)). Gracze, którzy umieścili tu swoich budowniczych, aby ucztowali z monarchą są zwolnieni z opłaty. Dodatkowo ten co był pierwszy dostaje jeszcze nagrodę – żelazo (które można dobrze sprzedać). Następnie jest osada Shiring tutaj można nabyć rzemieślników za darmo. Dobre miejsce. W zamku nabywamy dwóch nowych pracowników, których w przyszłej rundzie możemy wykorzystać. Wreszcie targowisko – tam kupujemy i sprzedajemy surowce. Po tym wszystk
im budujemy wreszcie katedrę. Czyli wykorzystujemy surowce posiłkując się rzemieśnikami jakich mamy. Otrzymujemy za to punkty zwycięstwa. Ufff. Jeszcze tylko wybieramy nowego gracza startującego i wszystko. Mówię wam – emocjonująca podróż po ślicznej planszy.
Rozgrywka zajmuje około dwóch godzin. Niemniej sprawia dużo przyjemności i dostarcza wiele emocji. Jednak wśród tych wszystkich achów i ochów jest jedna wada. Poważna. Na rynku póki co nie ma wersji anglojęzycznej. Jest tylko niemiecka. Dla wielu będzie to już wystarczający argument, żeby zrezygnować z The Pillars of the Earth. Dla tych co się nie złamią mam i dobrą wiadomość. Może i napisów jest sporo, bo są i na planszy (te akurat nie mają żadnego znaczenia – same nazwy) oraz na kartach, ale sprowadzają się przede wszystkim do bardzo krótkich tekstów. Jednozdaniowy klimatyczny opis oraz informacja o działaniu karty w stylu: „Wszyscy dostają 4 punkty złota” albo „Ten gość daje ci 1 drewno co runde”. Wystarczy więc ściągnąć tłumaczenie angielskie z BGG i można grać. Po jednej, dwóch rozgrywkach i tak wszystko będzie się pamiętać.
Ogólnie gorąco polecam The Pillars of the Earth. Świetna pozycja szczególnie dla osób, których Caylus odrzucił. Wreszcie znajdą pozycję dla siebie. Fani Caylusa też powinni być zadowoleni. Pomimo, że w grze występuje element losowy można ładnie sobie z nim radzić i nadal rywalizować z uczestnikami swoimi wyborami oraz decyzjami. Gdyby tylko nie byłoby problemów z niemiecką wersją gry to prawdopodobnie mielibyśmy już dzisiaj spory hit. A tak pewnie trzeba jeszcze na to trochę poczekać :)
Ogólna ocena:
Złożoność gry:
Oprawa wizualna:
Zdjęcia
Hobbit: 129,00 zł |
Mógłbyś wspomnieć o specyfice rozgrywki na 2 i na 4 graczy? Rozgrywka na 2 graczy szczególnie mnie interesuje – czy jest OK?
I w dwóch i w czterech gra się bardzo dobrze. W dwóch przede wszystkim jest szybciej, rozgrywka jest bardziej dynamiczna. Trwa około godziny. Jest więcej możliwości wystawiania swoich głównych budowniczych, ponieważ mamy tylko 6 pionków, a dużo miejsc gdzie można ich umieścić. W czterech jest taki fajny tłok, ścisk. Trzeba kombinować, walczyć ostro, żeby nam nie zajęli wartościowych miejsc. Są trochę większe emocje.
bardzo bardzo dobra. nauczka na przyszlosc – nie szalec za bardzo z zakupami tuz-po-essen, pewnie kilka essenowych gier bedzie sie chcialo kupic, warto miec na to rezerwy :-(
Ha, dopiero teraz skojarzyłem książkę. Czytałem i chyba nawet gdzies ją mam. Potwierdzam – bardzo dobra, warto przeczytać. Chociaz to chyba tylko pierwszy tom? W każdym razie w grę tym chętniej zagram.
O grze myślę od dawna, ale czekam aż znajomy kupi, żeby móc zagrać przed ewentualnym zakupem. Myślę o zakupie zbyt wielu gier, dlatego większość chcę wypróbować.
Grałem już jedną partię w wersję dwuosobową. Bardzo fajna gra. Ju na dwie osoby jest trochę decyzji, tych 3 budowniczych zawsze jest za mało :) Choć dochodzi do sytuacji gdzie widzimy, że przeciwnik nie ma np. 6 złota, więc my nue musimy płacić 7, ale spokojnie możemy poczekać.
W 4 osoby powinno być jeszcze ciekawiej. Większa rywalizacja przez to trudniejsze wybory.
Do oprawy wizualnej nie przywiozuję najczęściej aż takiej wagi, ale ta gra po prostu wyglądem powala. Jest PRZEPIĘKNA. Sama gra bardzo dobra, chętnie zagram jeszcze raz, choć nie jest dla mnie super rewelacją. Choć jest całkiem możliwe, że po rozgrywce wieloosobowej moja ocena jeszcze wzrośnie.
bardzo niepokojacy jest ten watek:
http://www.boardgamegeek.com/thread/134601
ze niby niezbalansowane, ze jak sie pozna ktorzy rzemieslnicy sa najlepsi, to bedzie kwestia szzcescia kto ich pierwszy dorwie i wygra, ze tak jak w St. Petersburg sa optymalne i jedynie sluszne zagrania itd. itd.
Mimo tego wszystkiego Pillarsy i tak kupie. I mam nadzieje ze bede mial fun, tak jak mam przy niby 'niezbilansowanym’ St. Petersburgu.
Zagrałem już kilka razy. Gra fajna, niemieckiego nie ma w niej wiele, więc osoby z podstawami języka powinny zrozumieć napisy na kartach.
Sama mechanika zapewnia stosunkowo wiele możliwości wyboru ruchu, jednak podczas gry nie czuje się wcale klimatu budowy katedry.
Owszem gra jest ładna, ale jeżeli 6-częściowa katedra służy tylko jako znacznik liczby rozegranych rund to coś jest nie tak. Myślałem, że jej rola jest jakaś bardziej zaawansowana, dlatego bardzo mnie takie rozwiązanie rozczarowało.
Ogólnie pozycja dobra, warta przemyślenia zakupu (ja może ją kupię, jak sprzedam coś innego, ale są inne pozycje, któe są wyżej na mojej liście priorytetów).
Co do poznania rzemieślników – coś w tym jest. Zagrałem jak na razie kilka partii (jutro pewnie kolejne) i już mniej więcej wiem, któych nie ma co brać, bo tylko zapychają miejsce, a o któych nalezy walczyć wszelkim kosztem.
Nie grałem w tę grę ani razu, nie znam nawet zasad. Jedynie przyszło mi do głowy coś takiego: a może ta kwestia z rzemieślnikami jest podobna do budynków w Puerto Rico? Tam też są budynki lepsze i gorsze, u nas jesli ktoś ni kupi małego targu gdy ma okazję, to inni patrzą na niego jak na idiotę. Ale nie wszyscy grają tak jak my – inni bardziej cenią inne budynki. Może tak samo jest tutaj? Są lepsi i gorsi rzemieślnicy, ale różne osoby mają ten ranking różny i wolą inne drogi do zwycięstwa?
ja_n: tutaj jest o tyle gorzej ze masz bliski zeru wplyw czy i jakiego dostaniesz rzemieslnika. przy duzym szczesciu bedziesz mogl wybrac z dwoch, czesto musisz brac co jest, czasem nie mozesz nic.
właśnie obejrzałem wideo-recenzję w serwisie http://www.boardgameswithscott.com, polecam początek :) w swoją drugą podobno za 2 tygodnie mają wyjść…. Filary Ziemi!
Gra juz jest dostepna.
prosilbym jeszcze doswiadczonych graczy o podanie jakis najciekawszych (Waszym zdaniem) tytulow gier planszowych
Najbardziej dobija to, że gra jest najdroższa w Polsce :(
Ja rozumiem, że złotówka jest silna, ale przecież nie aż tak!
Gra bardzo przyjemna. Owszem, rzemieślnicy końcowi potrafią odwrócić szalę zwycięstwa, ale nie jest to regułą – bez dobrej gry we wcześniejszych fazach trudno jest wygrać „rzutem na taśmę”. Kluczowe jest obranie na wczesnym etapie gry strategii, którego zestawu surowców i rodzaju rzemieślników się trzymać. W grze na 4 osoby problemem jest to, że tak naprawdę dwie zawsze będą wchodzić sobie w paradę (po kilkunastu rozgrywkach wypracowaliśmy tylko 3 konkurencyjne sposoby grania). Na 2 osoby gra jest trochę mało zróżnicowana. Najlepiej gra się na 3.
Aha – pozdrawiam wszystkich, bo to był mój pierwszy komentarz w tym portalu :)