Kiedy otrzymałem propozycję zrecenzowania nowego „Munchkina”, nie wiedziałem zbyt dużo o tej grze. To znaczy, sam tytuł był mi znany, ale wiedziałem tylko tyle, że to karcianka. Zanim się zgodziłem, poczytałem więc trochę na temat samej rozgrywki. Nie do końca mogłem uwierzyć, że da się zrobić porządnego dungeon crawlera, wykorzystując tylko karty. No i rozgrywka, która trwa jedynie godzinę? Uznałem, że to tak bardzo niemożliwe, że aż muszę to sprawdzić.
Pathfinder to najnowszy dodatek do gry, który jak większość poprzednich Munchkinów może służyć także jako samodzielna gra. Poprzednie edycje były inspirowane ogólnie rzecz biorąc popkulturą. Mieliśmy już edycje związane z zombi, Conanem lub 8 edycji czerpiących z klasyki RPG. Same talie są skonstruowane w ten sposób, że poszczególne edycje można swobodnie mieszać w celu urozmaicenia rozgrywki.
Gra przychodzi do nas w ładnym kolorowym pudełku. Rozmiar zachęca do tego, żeby grę zabierać ze sobą na wyjazdy, gdyż nie jest specjalnie duże. W zasadzie można też z niego zrezygnować i karty wrzucić w plastikowe opakowanie lub po prostu woreczek. Wypraska szczelnie wypełnia wnętrze, zrobiona jest z dość grubego plastiku. Wszystkie karty mają swoje miejsce, mogą tylko nieznacznie się przemieszczać. Na grę składa się 168 kart i jedna klasyczna kostka k6 w kolorze czerwonym. Karty są niestety trochę cienkie i już po paru grach zacząłem zauważać, że boki się zaginają; nie sprawiają wrażenia bardzo trwałych. Grafiki na nich przedstawione kontynuują kreskę znanych z poprzednich edycji. Co do ich urody zdania są dość mocno podzielone, natomiast mi się podobają i uważam, że mają swój klimat, który jest spójny dla całej serii.
Nie spodobał mi się za to brak jakichkolwiek znaczników do oznaczania poziomów graczy. W instrukcji znajdziemy sugestię, aby użyć kostek k10 lub monet, ale ja nie bardzo widzę powód, dla którego nie można było dołączyć prostych żetonów. Jeszcze krótko o instrukcji: jest napisana dobrze, tylko jak na taką ilość zasad wydaje się trochę za długa. Najlepiej mieć po prostu kogoś, kto w grę już grał, wtedy tłumaczenie zajmuje 3 minuty. Dodam tylko, że instrukcja Pathfindera to pierwsza instrukcja, która mnie rozbawiła, gdyż jest napisana w dość „pratchettowym” poczuciu humoru.
Mechanika gry jest wręcz wzorcowo prosta i nie sprawia trudności nawet osobom, które nigdy w życiu nie grały w karty. W grze są dwie talie: Drzwi, w których znajdziemy potwory, klątwy, klasy i frakcje oraz Skarby, wśród których znajdziemy przedmioty wspomagające nasze bitwy. Na starcie dostajemy po 4 karty z każdej talii. Ciągniemy kartę z talii Drzwi i porównujemy siłę naszej postaci z siłą potwora. Jeśli wynik jest dla nas niekorzystny, to możemy skorzystać z przedmiotów i zaklęć z naszej ręki, aby zwiększyć siłę lub próbować ucieczki. Tutaj też pojawia się moja ulubiona część mechaniki: inni gracze mogą swoimi przedmiotami wspomagać albo nas, albo potwora. W tym elemencie zamknięte jest też piękno interakcji: czasem chcemy walczyć z potworem, bo mamy wystarczająco siły, po czym się okazuje, że ktoś nam wbija nóż w plecy. Wtedy też zaczynają się negocjacje z innymi graczami, szachowanie skarbami, które wypadną nam po wygranej walce, błaganie, szantażowanie, grożenie i płacz. Instrukcja specjalnie nie określa czym można przekonać innych, dlatego obietnice zmywania, postawienie soku czy groźba spania na kanapie zdarzają się bardzo często. Jeśli uda nam się pokonać potwora, to zbieramy odpowiednią liczbę skarbów i awansujemy na kolejny poziom postaci. Kto pierwszy doprowadzi swoją postać do 10. poziomu, ten wygrywa.
Sposób, w jaki możemy prowadzić naszą postać, jest bardzo przejrzysty i nieskomplikowany. Zaczynamy z postacią na pierwszy poziomie i z tą samą płcią, której my jesteśmy. Bywa ona istotna, ponieważ część bonusów działa na konkretną płeć. Za pomocą odpowiedniej karty możemy ją zmienić w trakcie gry lub może się też zdarzyć, że ktoś zmieni ją nam (!). Jeśli mamy szczęście, to otrzymamy karty ekwipunku, które po wyłożeniu na stół poprawiają naszą siłę lub pomagają w obronie przed określonym typem potworów. Kolejnym aspektem pracy nad naszą postacią są klasy i frakcje, które możemy wylosować z talii Drzwi. Przynależność do niektórych z nich daje nam benefity w jednym obszarze, ale tracimy atuty gdzie indziej np. możemy używać silniejszej broni, ale przez to w walce z nieumarłymi jesteśmy słabsi lub bardziej podatni na klątwy. I to w zasadzie wszystko. W grze nie spotkamy się raczej z rozdmuchanym systemem znanym z klasycznych gier RPG.
Bardzo polubiłem Munchkina właśnie za to, że zasady można wytłumaczyć w 5 minut nawet osobom, które nie znają żadnych gier. W moim przypadku świetnie to się sprawdza w sytuacji, gdy ktoś odwiedza nas „na kawę” raz na jakiś i wiem, że nie ma wtedy sensu tłumaczyć niczego cięższego. Nawet jeśli po wytłumaczeniu ktoś czegoś nie zrozumiał, to w przeciągu jednej rundy wszystko staje się jasne. W Munchkina można jak najbardziej się wczuć, ale można także potraktować go jako dodatek do spotkania. W przypadku tego tytułu zaletą jest fakt, że nie jest to pozycja mocno angażująca. Ot, wyciągamy kartę, decydujemy czy chcemy podjąć walkę lub czy chcemy komuś dokopać albo pomóc. Oczywiście można jej zarzucić, że jest losowa i raczej ciężko w niej o jakieś strategie. Nie zmienia to absolutnie faktu, że Pathfinder dostarcza masę frajdy z grania, czyli tego, co lubię najbardziej.
Wracając do pytania z samego początku recenzji: czy można zrobić porządnego dungeon crawlera samymi kartami? Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Wiem za to, że nawet same karty mogą nam zapewnić bardzo dużo radości i przyjemności z gry. To pierwszy „manczkin”, w którego grałem, na pewno nie ostatni i jestem pewien, że dokupię sobie jeszcze co najmniej 1 lub 2 dodatki. Polecam spróbować i przekonać się samemu. Ja nie żałuje i Munchkin zyskał we mnie nowego fana.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.