Współczesne Indie nie jawią się synom cywilizacji łacińskiej, takim jak ja czy przeciętny europejski gracz, jako atrakcyjny i spokojny świat. Każdy, kto oglądał oskarowy film „Slumdog. Milioner z ulicy”, mógł zaobserwować istniejące tam podziały społeczne, polityczne i religijne. Zauważyć ciągłe kontrasty, gigantyczną biedę, slumsy sąsiadujące z przepychem gwałtownie rozwijających się nielicznych enklaw. Wielu z was ma pewnie jeszcze przed oczami zdjęcia z terrorystycznych ataków na hotele Trident-Oberoi i Taj Mahal. To wszystko mroczne strony tego kraju.
Wiadomo, że ekran telewizji czy filmu upraszcza rzeczywistość. W przypadku Indii niestety nie do końca. Choć kraj jest pełen przepięknych zabytków, egzotycznych miejsc i towarów, a prawie każdy mówi tu niezłą angielszczyzną (ba! Nawet w telewizji angielski jest promowanym językiem, nie mówiąc o napisach na szyldach sklepów), to jednak kontrasty są wszędobylskie. Czymś normalnym jest spanie na ulicy w centrum miasta czy wyrzucanie śmieci gdzie popadnie, jednym słowem hindusi mają bardzo tolerancyjne podejście do brudu i bałaganu. Dodając jeszcze, że ponad miliardowa populacja tej największej na świecie demokracji, jest więźniem telewizji, oglądając wszystko jak leci, od rana do wieczora. Co również nie jest specjalnym powodem do dumy narodowej.
Do spłycania – gotuj się!
Co więc ma zrobić biedny projektant eurogry, jeżeli chce stworzyć familijną planszówkę, która miałaby powalczyć o Spiel des Jahres i jednocześnie być utrzymana w Indiach? Przecież rodzice nie będą tłumaczyć swoim pociechom subtelności konfliktu pomiędzy muzułmanami, a wyznawcami hinduizmu. Oczywiście musi spłycać. Spłycać wręcz do napotkania mułu na dnie. Zapomnieć o współczesnych Indiach, zapomnieć o kontrastach, zapomnieć o rzeczywistości.
I tak oto, po tradycyjnie przydługim wstępie z mojej strony, doszedłem do gry Bombay. Nowej lekkiej gry familijnej, która wypłynęła z pod palców zdolnego Cyrila Demaegda i opublikowana została przez francuskie wydawnictwo Ystari Games. Planszówce o kupcach, którzy handlują jedwabem, poruszają się za pomocą ślicznych słoników i stawiają przepiękne pałace. Landrynkowy świat, z dawnych, egzotycznych Indii, pachnących curry, imbirem i oregano.
Żółte żetony umieszczany w punktach G
Takim oto zwrotem rozbawiłem zupełnie niechcący moich współgraczy, rozkładając żetony na planszy do gry. Wszystko dlatego, że przygotowując rozgrywkę faktycznie umieszczamy elementy w różnych punktach E, F, G. Skoro już jesteśmy przy setupie, to od razu dodam, że wydaję się on zbytnio przydługi, jak tak szybką pozycję. Nawet próbowałem wielokrotnie go przyśpieszyć, aby uniknąć komentarzy graczy, ale za każdym razem ktoś stwierdzał, że trwa to za długo.
Jednak pomimo tego gracze pozytywnie podchodząca do rozpoczęcia rozgrywki. Głównie dlatego, że Bombay to najładniejsza planszówka z pod znaku Ystari Games. Choć Caylus, Mykerinos czy Amyitis były niezwykle czytelne, to niestety mało estetyczne. W Bombayu przeciwnie, plansza i zasłonki graczy są kolorowe i ze smakiem wykonane, a figurki pałaców i słoników wzbudzają pożądanie graczy. Wreszcie gra z logo Ystari Games, która przypomina niemieckie arcydzieła.
W Bombayu słonie się narobią
Zasady gry są dość proste i intuicyjne, a rozgrywka zajmuje nawet pięcioosobowej ekipie 30 minut, no może 45, gdy grają pierwszy raz. W trakcie swojej tury gracze mogą wykonać trzy akcje w skład, których wchodzą kupieckie obowiązki. Tak więc przede wszystkim jest to ruch swoim słoniem, tańszy po równinie, droższy po wzgórzu. Poza tym możemy kupować towary w faktoriach handlowych, sprzedawać towary w mieście i budować pałace na skrzyżowaniach dróg.
Cel wszystkich naszych wysiłków jest jasny – zarobić jak najwięcej pieniędzy. Możemy to zrobić w czasie rozgrywki przez sprzedaż jedwabiu oraz licząc, że inni gracze będą przechodzić przez pola z naszymi pałacami. Ewentualnie na koniec gry przez posiadanie dużej liczby żetonów miast (czyli odwiedzenie w celach kupieckich RÓŻNYCH miast) lub posiadanie jak największej liczby pałaców i tzw. żetonów klientów.
Smaczki mechaniki
Bombay absolutnie nie wyróżnia się żadnymi rewolucyjnymi rozwiązaniami, ale za to jest parę drobnych pomysłów, które napędzają grę. Jak przystało na planszówkę z elementami kupna i sprzedaży trzeba jakoś odwzorować system zmiany cen. Tutaj poradzono sobie z tym przez umieszczenie na każdym mieście trzech różnokolorowych kostek, jednej nad drugą. Każda z nich reprezentuje inny gatunek jedwabiu i tym samym jego cenę, czym wyżej kostka się znajduje tym wyższa wartość jest danego jedwabiu. Po sprzedaniu towaru dana kostka zostaje przesunięta na sam dół. Proste jak budowa cepa, ale w satysfakcjonujący sposób oddaje mechanizm zaspokajania popytu.
Innym również drobnym, ale fajnym trickiem, jest umieszczanie wylosowanych gatunków jedwabiu na jednym z trzech obszarów rynku (najbardziej liczny na pierwszym polu, mniej liczny na drugim, najmniej liczny na trzecim). Dzięki temu popularniejsze towary są tańsze, a rzadsze droższe.
Rozdział, którego wszyscy szukają w recenzjach, czyli wrażenia
Bombay jest do cna lekką, ładną i familijną grą, bez najmniejszych prób unikania cech tego gatunku. Mam tu na myśli głównie sporą losowość, która objawia się najbardziej w dobieraniu różnych typów jedwabiu. Jednym szczęśliwie będą się losować tanie i znajdujące się niedaleko, innym drogie albo sprzedawane w daleko umieszczonych faktoriach. Stąd bywa dużym błędem – co robią czasami hardcorowi gracze – długie myśleniem nad kolejnymi ruchami, bo planowanie daleko na przyszłość jest pozbawione sensu (no może z wyjątkiem ostatniej rundy gry).
Jeszcze jedną rzeczą, która zwróciła moją uwagę, są różne strategie prowadzące do zwycięstwa, ale bardzo zależne od konkretnej rozgrywki. Co grę słyszałem wnioski zwycięskiego gracza promująca daną strategię: „rozmieściłem pałace w popularnych punktach i daliście mi kupę pieniędzy zarobić”, innym razem: „nie zbudowałem ani jednego pałacu, ale mnóstwo zarobiłem na sprzedaży towarów”, czy wreszcie „miałem zrównoważoną strategię, trochę pałaców, trochę sprzedaży”. I każdy z nich miał rację, bo akurat w danej rozgrywce to była najlepsza droga. Bardzo dużo bowiem zależy od specyficznego splotu okoliczności i ruchów pozostałych graczy.
Sprawdziłem też grę w kilku konfiguracjach pod względem ilości graczy i nie mam zastrzeżeń. W pięć i cztery osoby gra się podobnie, jak gracze nie próbują wymyślać nie wiadomo czego, to rozgrywka jest dynamiczna i toczy się ustalonym, szybkim rytmem. Dosyć ciekawe są partie dwuosobowe, bo toczą się często niczym szaleńczy wyścig o żetony i towary, a całość trwa około 20 minut.
Warto?
Gdy gra nie wybija się z pod typowych schematów, ale jednocześnie nie jest wyjątkowo złym tytułem, zawsze trudno sformułować jednoznaczną opinię. Wszystko bowiem zależy od Ciebie, Twoich preferencji, tego czego szukasz. Tak więc wyliczankę czas zacząć.
Jeżeli po prostu lubisz gry familijne, znasz większość z nich, na czele z najpopularniejszymi, grasz w nie z rodziną, przyjaciółmi, to nie widzę najmniejszego sensu unikania tej gry. Sprawdzi się jak wiele innych. Z drugiej strony gracze początkujący, którzy nie mieli okazji sprawdzić Osadników z Catanu, Wsiąść do Pociągu czy Niagary, niech lepiej nadrobią tamte zaległości, zanim zaczną myśleć o czymś takim jak Bombay. Wreszcie gracze lubujący się w grach z dużą interakcją bezpośrednią, szukający bardzo nowatorskich rozwiązań, lubiący gry cięższe, pełne wyzwań, raczej powinni sobie poszukać czegoś innego. Wszystko dlatego, że w odróżnieniu od slumdogowej wizji, tutaj życie w okolicach Bombayu jest lekkie, proste i beztroskie.
ja_n – Bombay przypadł mi całkiem do gustu. Znalazłem w nim kilka eleganckich mechanizmów regulowania cen i dostępu do towarów, kilka różnych strategii na których można oprzeć naszą grę, fajnie wykonane elementy gry. Jest też tam nieco losowości, która sprawia że nie ma sensu długie rozmyślanie nad decyzjami – trzeba czasem zaryzykować i coś sobie założyć i tyle. To jedna z lżejszych gier oferujących mechanikę pick up & deliver i jako taka z pewnością warta jest uwagi.
Nataniel – Bardzo fajna, szybka pick-up & delivery. Śliczne wykonanie oraz sprytny mechanizm regulowania popytu to elementy, które najbardziej przyciągają mnie do tej gry. W każdej kolejce trzeba się chwilę zastanowić nad ruchem, a możliwości punktowania jest sporo. Mam za sobą kilka partii i nie odmawiam kolejnej – szczególnie, że trwa bardzo krótko (20-30 min.).
Ogólna ocena
(3/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(4/5):
Ja muszę niestety skrytykować Bombay. Grałem dwa razy i dochodzę do wniosku że gra ma dwa poważne błędy/problemy. Po pierwsze jest dużo bardziej losowa niż się wydaje. To jakie towary będą w danej turze unikatowe i drogie a jakie tanie i łatwo dostępne sprawia że ktoś ma dużą przewagę tylko dlatego że jego słonik stoi w jakimś miejscu na mapie. Które to miejsce będzie nie sposób przewidzieć. Jeśli dodamy do tego stałe przyporządkowanie punktów gdzie mogę pobrać towary i chaos na rynkach zbytu generowany przez transakcje innych graczy okazuje się że jakiekolwiek planowanie nie ma większego sensu. Ok, samo to nie sprawia że gra jest zła. Sprawia tylko że jest bardziej taktyczna niż strategiczna. Niestety kolejna wada pokzauje że „taktyczność” gry jest wybitnie blada ponieważ ilość wyborów jest iluzoryczna. Naprawdę w 9 przypadkach na 10 widać na pierwszy rzut oka że jest jedna opłacalna opcja: wzięcie najbliższej/najdroższej kosteczki i dostarczenie jej do najbliższego miasta. I tyle. Stawianie pałaców opłaca się tylko na początku i tylko na polach w środku planszy. Pałace w pozostałych miejscach nie mają szans się zwrócić (ich stawianie kosztuje zbyt wiele akcji i rupii).
W efekcie otrzymujemy więc śliczną grę która ma zdecydowanie zbyt wiele elementów jak na tak wysoki poziom losowości. Po co te pałace, mechanizmy popytu itd. jeśli i tak wszystko zależy od tego jakie kosteczki wypadną z wora????
Jak dla mnie poważny przerost formy nad treścią. Nie ma tragedii, wszystko niby działa, ale Bombay jest bardzo losową grą rodzinną, która udaje że jest czymś więcej. Moim zdaniem udaje niepotrzebnie.
Hmm, ja nie jestem pewien czy udaje – te kolorowe elementy, te slonie na okladce – to wszystko elementy wskazujace na wlasnie gre mocno rodzinna. Nigdy bym jej nie opisal jako gry ekonomicznej (mimo fajnego elementu popytu), natomiast jako lekka gra do poglowkowania jest IMHO bardzo dobra.
Ale tu nie ma główkowania właśnie. Idę żeby wziąć coś tanio, bo tam sprzedam drogo. W większości wybory są oczywiste.
Pancho, miałeś napisać, że gra … z lekka zalatuje (Tzn. śmierdzą jej plastikowe elementy) :-)
Podobnie jak Nataniel, nie zauważyłem, żeby Bombay coś udawał. Można mu wiele zarzucić, ale akurat tutaj forma ma przerastać treść, bo to typowa gra rodzinna :)
Co do zapachu elementów to zapomniałem o tym. Faktycznie przy ostatniej rozgrywce, ekipa na czele z Abigerem, zauważyła, że elementy – co tu dużo pisać – śmierdzą. Wcześniej nikt na to nie zwracał uwagi, ale tym razem kazali mi wąchać elementy. I rzeczywiście wyczułem powiew czegoś nieprzyjemnego :D
Widocznie nie bez powodu gra nie ma 's’ w nazwie.
Jax – ale cokolwiek wezmiesz, sprzedaz drogo – to nie jest wybor tego rodzaju. Trzeba wybrac co chce sprzedac – czy zarobic klienta czy max kasy, czy potrzebuje tego do palacu, czy sprzedaje teraz, etc. Nie sa to trudne wybory, ale nie mozna powiedziec, ze oczywiste.
Co do smrodu to na obronę gry trzeba jednak zauważyć, że Pancho wąchał małego bo małego, ale jednak słonia. Słonie, jak każde żywe stworzenie, mają swoje potrzeby fizjologiczne i tyle. Może Pancho nieopatrznie powąchał go z niewłaściwej strony i stąd całe zamieszanie. Diabli wiedzą, co one tam wcześniej jadły przed naszą rozgrywką…
Ho, ho, dowcipniś się znalazł :) To ty z Abigerem rozpoczeliście operacje „wąchamy elementy”. Znaleźliście sobie jakiś nowy fetysz czy co :)
Cholera! Przez Was powąchałem Amuna-Re, który do mnie dotarł właśnie.
Piramidy też nieco śmierdzą! W sumie, to też da się jakoś uzasadnić.
Z przerostem formy nad treścią nie chodzi mi panowie o oprawę graficzną czy tego typu rzeczy. Chodzi mi o to że, mówiąc z pewnym uproszczeniem, gdyby w tej grze były dwa rodzaje towarów a nie cztery, brak żetonów bonusowych, klientów i budowania pałaców to… wyszłoby pewnie na to samo bo wszystkie te elementy i różnorodność jaka miały one, jak rozumiem, przynosić przesłania i niweczy wielka losowość.
Pancho wyrzuć z gry pałace, żetony klientów itd i zagraj na samo dostarczanie kolorowych kosteczek. I potem mi szczerze odpowiedz czy czujesz jakąś wielką różnicę w jakości doznań jako gracz:)))
Dominusmaris:
Chyba powinieneś sam sobie teraz zadać to pytanie:
„:Ty głupia kobieto, czy ty w ogóle
patrzysz co czytasz?”. Ze zmianą płci oczywiście :]
Sorki Sandman ale nie skumałem, zwłaszcza że chyba ,,chybiłeś” wątek.
@Filippos: Tak można by po jednej rozgrywce powiedzieć zawsze, o każdej prawie grze. Jeżeli gra oferuje wiele różnych mechanizmów na zdobywanie punktów, to zawsze może się zdarzyć, że któryś z nich nie jest używany w danej rozgrywce, zwłaszcza gdy gracze jeszcze nie potrafią go wykorzystać w pełni. I wtedy można by napisać „wyrzuć karty specjalne z Osadników i zagraj na samo zbieranie zasobów i budowanie i potem mi szczerze odpowiedz czy czujesz jakąś wielką różnicę”. Nawet tego samego dnia – graliśmy w Fincę wcześniej i w ogóle nie korzystaliśmy z bonusów za zestawy żetonów z numerkami 1-6. Czy stąd płynie wniosek, że są zbędne?
Ja_n ja to mówię akurat po drugiej rozgrywce, a nie po pierwszej:)
Moim zdaniem ta gra jest na tyle losowa, że nie potrzebuje tak wielu elementów. I tyle. I tu nie chodzi o to czy ktoś ich w trakcie gry używa czy nie, chodzi o wrażenie że i tak o wszystkim decyduje losowe dociąganie kosteczek z worka i chaos generowany przez pozostałych graczy. W grach różnorodne sposoby zdobywania punktów są, jak dobrze wiesz, po to aby umożliwić stosowanie różnych strategii. W Bombayu jest moim zdaniem jedna efektywna strategia: łap najbliższą/najcenniejsza kosteczkę i dostarcz. Kropka.
To moja subiektywna opinia, możesz się nie zgadzać. Ciekaw jestem twojej opinii po drugiej, trzeciej partii. No i może Pancho da się namówić na mój eksperyment;))
Obawiam się, że ani do eksperymentu, ani do moich kolejnych rozgrywek nie dojdzie. Wygląda na to, że los tej gry na warszawskich spotkaniach już został przesądzony. Może jedynie ktoś będzie chciał się jej pozbyć i wymienić na inny tytuł – to jedyna szansa jaką widzę żebym dostał ją w swoje łapki.
Nie no, tak źle chyba nie będzie. Zawsze możecie pograć z Panchem:) Jemu też się spodobały słoniki przecież:)
Chciałbym być w tym trybunale co 'przesądza los danej gry na warszawskich spotkaniach’ i strącać w otchłań zapomnienia lub wręcz przeciwnie – lansować ;-)
Czy to ten sam trybunal co narzuca swoja opinie innym?
Sęk w tym, że lansować może każdy, a pogrzebać musi ogół. W kuluarach słyszałem, że Bombay już przepadł. Nawet Pancho jak przyszedł z tą grą w piątek, to zapowiadał, że będzie kogoś przymuszał do rozgrywki. To mówi samo za siebie.
Hmm, powiem Wam że czasami to cieszę się że nie mieszkam w Wa-wie…
Czytając między wierszami mam wrażenie że dla uczestników spotkań ważniejsze jest zaliczenia i zjechanie gry niż sama zabawa i spotkanie… może źle to odczytuję, ale takie mam wrażenie…
Jest taki emotikon a gadu gadu .
Szkoda że nie można go tu umieścić.
No więc ja jestem zszokowany, albo dałem się wkręcić! Jaki trybunał? Jakie kuluary? O czym wy w ogóle mówicie? I chyba naprawdę źle to odczytujesz folko…
Folko, spoko, spoko. Ja nie przerabiam połowy tych nowości, co się pojawiają na spotkaniach. Nawet wolę sobie zagrać w coś znanego i dobrego niż odbębniać kolejną nowość, która nie zapowiada się być niczym szczególnym. Oczywiście co innego nowość, co do której mam duże oczekiwania :-)
ja_n za duzo siedzial na urlopie na sloncu, i wyjatkowo go drazni ze inni nie zgadzaja sie z jego opinia o grze (jego opinia tez po jednej rozgrywce), i tyle. sam moglbym sie oburzac ze 'trybunal’ 'uwalil’ toledo, tylko dlatego ze jak byl testowany (i sie nie spodobal) nie moglem bywac w klubie, i gry nie poznalem. gry ktore nie przypadaja ludziom do gustu nie trafiaja zbyt czesto na stol, nie wiem czemu to jacka drazni.
pancho poprzynosil gre 2-3 razy, gral zawsze nie raz, duzo osob zagrala, prawie nikomu sie nie spodobalo. skoro sie prawie nikomu nie spodobalo to oczywiste ze raczej tlumow chetnych na kolejne gry nie ma, nie widze w tym zadnej sensacji.
folko: wazna jest zabawa i spotkanie, ale jesli do wyboru jest zabawa i spotkanie przy grze dobrej, albo przy grze mocno kiepskawej… nie wiem jak u was w wodzislawiu, ale tu masochistow brak.
a ze pancho jak musi recenzje napisac to musi zagrac w kazdej ilosci graczy, a zniechecil kolegow rozgrywkami 5 osobowymi i teraz musi przymuszac do rozgrywek 4 osobowych? musi to przymusza, ale znow, gdzie tu cos dziwnego?
Ale tu się dramaty odbywają, losy jakiś gier są przesądzone, ktoś wznosi ręcę do nieba, że nie mieszka w Wawie, Sodoma i Gomora :D Gdyby to jeszcze miało coś wspólnego z rzeczywistością.
Bombaya wcale los nie jest przesądzony, bo to nie jest gra, której za wszelką cenę będę unikał. Nic podobnego. Zresztę pewnie będę przynosił ją jeszcze na najbliższe spotkania. Poza tym, jeżeli wypowiadałem się w tonie „będę zmuszał” to głównie dlatego, że brakowało mi jeszcze czterosobowej rozgrywki do sprawdzenia. I musiałem zagrać. Nie było raczej problemów z graczami, wręcz przeciwnie dwie osoby chciały koniecznie się dołączyć i musiałem je przepraszać (I to np. Michał Stajszczak, który z tego pamiętam grał już w Bombay 2 razy).
Bazik, a co do Toledo, to też nie problem dla mnie je przynieść. Daj po prostu znać. Jakby było tragiczne to już dawno wylądowałoby na Allegro. Ja rzadko trzymam gry dla samego trzymania. Kiepski ze mnie kolekcjoner. Ja na przykład do dzisiaj nie załapałem się na Duel in the Dark, bo był grany wtedy, gdy opuściłem sporo spotkań pod rząd. I też się nie pojawia nie dlatego, że to kiepska gra i nikt jej nie chce przynosić, ale po prostu tak się układa.
niesamowite czasy, Ja_n broni Ystari :)
ja np. Toledo nie sprzedałem i na razie nie mam zamiaru – w przeciwieństwie do wielu innych gier. przyniosę jakoś niedługo, nawet mam ochotę zagrać
Ktoś tu coś pisał niedawno o graniu w ciężkie tytuły. A tu co chwila zapowiedzi grania w Bombay, Toledo i inne kobyły :-p
Geko, ja już jedną mamę mam, swój matczyny instynkt skieruj na kogoś innego :)
Zabawna dyskusja :D
Nie bój się folko, ja o trybunale napisałem zgryźliwe, tak jakby miał naprawdę istnieć… [emotka przewracania oczami].
Jest mniej więcej tak jak pisze bazik – nie ma żadnej elity narzucającej swoje zdanie, jakaś gra nie jest zapominana bez powodu, ale dlatego jest ogólnie nie grana, bo mało osób/nikt jej nie kupił i nie przynosi. A dlaczego nie kupił? Bo się nie spodobała, gdy przyniósł jakiś pionier. Proste… Dlatego wyśmiewam opinie o jakichs trybunałach czy środowiskach opiniotwórczych, które jakoby mogłyby spowodować że gra się nie będzie pokazywać. Ktoś/dużo osób przyniesie – i będzie się pokazywać wbrew wszelkim opiniom. A nie spodoba się ogółowi (ogółowi – podkreślam) to się nie będzie pokazywać i tyle..
Pancho, skąd podejrzenie, że miałem Ciebie na myśli? ;-P