Powroty z Essen, bagażniki aut zapchane pachnącymi pudełkami, rozbiegane ręce i oczy… Wszyscy czekamy na weryfikację naszych wielki nadziei i oczekiwań. Już niedługo dowiecie się, jakich recenzji możecie spodziewać się w najbliższym czasie na łamach naszego serwisu! Ale świat planszówkowy to nie tylko (i na szczęście) Essen. Na półkach regularnie pojawiają się nowe tytuły. Dziś przeczytacie więc o essenowym Microworldzie, polskiej edycji Impulsu i kolejnej odsłonie Gwiezdnych Wojen. Zapraszamy!
Board Game Girl
Microworld to urocza dwuosobowa gra od Cranio Creations, która podbiła moje serce na tegorocznych targach w Essen. Wcielamy się w niej w wirusy i przeciwciała konkurujące ze sobą o to, które z nich bardziej rozprzestrzeni się po organizmie. To co urzekło mnie jednak tutaj najbardziej to mnogość możliwości zmieniania zasad i dopasowywania ich do swoich potrzeb. Rozgrywka jest szybciuteńka – trwa ok. 15-20 minut – dlatego udało nam się zagrać dwa razy z rzędu – najpierw w wersję podstawową, potem z dodatkowymi regułami. Podsumowując: sprytne, szybkie, fajne – nie mogę się doczekać, aż będę mogła wypróbować pozostałe warianty.
RAJ
Ponownie udało mi się zagrać w Star Wars Rebelia. Jak poprzednio, klimat jest po prostu przytłaczający. Kolejne misje, często powiązane z filmem budują coś niepowtarzalnego. Podejrzewam, że nie ma obecnie bardziej klimatycznej gry. Ta frustracja kiedy Vader pojmał Wieśniaka a Imperator przeciągnął go na drugą stronę… I tryumf kiedy zgromadzona flota Rebelii wykonała udany (choć kosztowny) atak na Gwiazdę Śmierci… Po prostu niepowtarzalne… Do tej pory grałem w wersję angielską, tym razem poznałem polską i jeśli mieliście obawy, czy po polsku klimat Gwiezdnych Wojen gdzieś nie ulatuje, to już możecie się uspokoić.
Veridiana
Carl Chudyk to jeden z tych autorów, któremu daję spory kredyt zaufania, choć w zasadzie tylko dzięki jednemu tytułowi – Innowacjom. Pozostałe tytuły, począwszy od popularnych Glory to Rome (Na Chwałę Rzymu) po sprytne popierdółki pokroju Red 7 mogę zagrać, ale bez parcia na stół. Niemniej, zawsze jestem ciekawa nowości, bo a nuż będzie to podobne do Innowacji? Impuls nowością generalnie nie jest, bo został wydany w 2013 roku, ale w ręce wpadła mi dopiero świeża polska edycja.
Fajne pudełko, pachnąca zawartość i oczywiście dużo kart. W środku także paczuszka z poprawionymi kartami do podmianki. Graficznie może nie rewelacja (ascetyczne podejście Chudyka do ilustracji jest już chyba encyklopedyczne), ale jednak klimat kosmosu został przyjemnie oddany. Do tego garść plastikowych rakiet i poręczna mała instrukcja.
Ale cóż, że poręczna, jeśli kompletnie nieczytelna? To jest dla mnie po prostu absolutnie NIEZROZUMIAŁE, jak ludzie grający przecież w różne gry i czytający różne instrukcje potrafią zmaścić tłumaczenie zasad. Jasne jest, że komuś, kto grę zna na wylot, mogą umknąć „oczywiste” szczegóły. Ale żeby całą instrukcje napisać tak, że osoba nieźle ograna (czytaj: ja) nic z niej nie wie? Żadnego poglądu na ogólny przebieg gry (wypisanie faz to nie jest pogląd na przebieg gry), żadnego sensu w kolejności przedstawianych zagadnień, żadnego ładu i składu. Tylko czysty swobodny przepływ myśli. Co się autorowi przypomniało – bach do instrukcji! I twierdzenie polskiego wydawcy na forum, że instrukcja jest jasna i zrozumiała zakrawa na żart. Gdy się gry nie zna, to NIC nie jest jasne i zrozumiałe. Co akapit to nowe pytania. Masakra… Na szczęście, są amatorzy pomagania współgeekom w potrzebie i w sieci można znaleźć filmiki poglądowe. Po obejrzeniu takiego jednego (po angielsku) mogłam w końcu zagrać.
Gra opowiada o eksploracji kosmosu i próbie wydobycia z tego latania 20 punktów. Komu pierwszemu się to uda – wygrywa. Mechanicznie przypomina Na Chwałę Rzymu poszerzone o aspekt przestrzennego rozlatywania się po mapie, ale zaskakująco – przypomina ów tytuł tylko mnie :/ Pozostali nie widzieli większych analogii, więc albo ja mam jakieś skrzywienie, albo oni są ślepi… Nieważne. Ważne natomiast, że pierwsza rozgrywka nie wyszła niestety za dobrze. To znaczy, mnie się podobało, ale nikomu innemu już nie. Gracze uznali, że grę zabija piorunująca losowość. Większa niż w jakichkolwiek innych grach Chudyka. Fakt, często miałam na ręce karty, których akcje odwoływały się w próżnię, gdyż dotyczyły kolorów, których nie dobierałam, wartości, których nie miałam, lub obszarów, których nie zajmowałam. Poza tym losowy dociąg (nawet do tego stopnia, że w akcji pozwalającej na dobranie kart ze stosu możemy nie dostać NICZEGO) i losowa walka… I na dokładkę dosyć długie tury graczy, dochodzące do łańcuszków złożonych z 10 i więcej akcji! Trochę czekania więc jest.
Mnie losowość nie irytuje, bo ja jestem zawsze do karcianek i generowanej przez nie losowości nastawiona przychylnie. No miękka jestem i tyle ;) Ale współgraczom ręce opadały. Marudzili jak rzadko. I to nawet Andrzej – zakochany w Innowacjach jak ja! Natomiast przedłużająca się tura przeciwnika była już lekko denerwująca dla wszystkich. A graliśmy tylko w 3 osoby!
Więc nie wiem, jak to będzie. Mam nadzieję, że po ograniu, Impuls da radę wkraść się w łaski moich przyjaciół (a z moich nie wypadnie), choć przewiduję, że – podobnie jak z Innowacjami – będzie to dla nas tytuł stricte dwuosobowy.