Jak co roku, tak i tym razem w listopadzie udałem się na Falkon. Konwent, który przez ponad półtorej dekady swojego istnienia wyewoluował z małego, szkolnego spotkania fanów fantastyki do jednego z największych festiwali fantastyczno-popkulturalnych w Polsce. Oczywiście wśród spektrum tematów Falkonu nie mogło zabraknąć też planszówek, które śmiało zagarniają dla siebie coraz większą część tego typu imprez. Nie inaczej było i tym razem – jeśli brać pod uwagę zajmowaną powierzchnię, gry planszowe z pewnością byłyby na pierwszym miejscu w rankingu dziedzin, z którymi można się było spotkać na terenie Targów Lubelskich. Z dwóch dużych hal wystawienniczych jedną przejęły niemal w całości na Games Room, w drugiej zaś stanowiły istotny procent stoisk wystawców i sprzedawców. Jedynie ich udział w części prelekcyjnej nadal jest znikomy (choć nie zerowy), co pewnie oznacza, że fani wolą grać (i kupować) zamiast o swoim hobby mówić i słuchać. A szkoda, bo mówić też byłoby o czym.
Jak widać Games Room był niemały, a na obłożenie i tak nie narzekał. Większość stolików była ogólnodostępna, aby każdy mógł się rozłożyć na nich z grą własną albo zdobytą w bogato wyposażonej wypożyczalni.
Część stolików przejęły jednak poszczególne wydawnictwa, które prezentowały na nich swoje starsze i nowsze produkcje, w które oczywiście można było zagrać pod okiem instruktorów. Przede wszystkim nie dało się nie zauważyć Lucrum Games. Po pierwsze ze względu na niemały banner Red 7, po drugie z uwagi na naprawdę sporą ofertę. Najbardziej rzucało się w oczy mocno promowane Yeti.
Jak widać, czasem pomiędzy śnieżne stwory wkradały się jednak istoty z zupełnie innych kręgów klimatycznych.
Na Yeti oczywiście oferta się nie kończyła. Można było zapoznać się z Wściekłymi Psami, czyli Dead Last, prezentowanymi przez pewnego znanego videocastera.
Drugi videocaster z pary zagrał ze mną z kolei w malutką gierkę o motylkach, która uszkodziła mi nieodwracalnie mózg. Nie raz już wspominałem, że rozpoznawanie wzorców na czas to nie jest dziedzina, którą rzeczony mózg uznaje za rozsądny sposób spędzania czasu. Tak też było i tym razem, co miało odzwierciedlenie w wyniku. Koneserzy tego rodzaju rozrywki znajdą jednak z pewnością w Przewrotnych motylkach nowe wyzwanie.
Ekipę Lucrum przyłapałem też przy stanowisku innego wydawcy, czyli Fox Games, przy zmóżdżaniu gry tak wymagającej, jak kółko i krzyżyk… no dobrze, mocno podrasowanej jej wersji, czyli Gobbletów. Która swoją drogą jest naprawdę cwanym rozwinięciem czegoś, co każdy z nas zna, a co po niewielkich modyfikacjach okazuje się mieć całkiem nową głębię.
Wśród prezentujących spotkałem również… własnego naczelnego, który niestrudzenie wdrażał chętnych w meandry licytacji w Magnatach od Phalanx Games.
W rejonach przynależnych Games Factory Publishing wpadłem na lubelskich znajomych, a tam Ciuniek tłumaczył zasady gry, której tytuł sam kiedyś wymyślił (Wiertła, skały, minerały)
Opuściwszy Games Room przeniosłem się na halę ze stoiskami, gdzie moje pierwsze spotkanie było być może najbardziej zaskakującym i niespodziewanym na całym Falkonie. Trafiłem mianowicie w miejsce, gdzie swoje gry prezentowało Takoashi Games, wydawca japoński. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego gościa na konwencie we wschodniej Polsce. Na stoisku można było zapoznać się z dwiema pozycjami, Jiku Kansho oraz The Minion Recipes. Niestety, nasze zsumowane umiejętności komunikacji we wspólnymi języku nie dały mi wystarczająco jasnego poglądu na to, czy warto się nimi zainteresować. Z pewnością natomiast ich oprawa graficzna jest z naszego punktu widzenia dość egzotyczna.
Aby przenieść się w bardziej znajome rejony odwiedziłem następnie stoisko Fabryki Gier Historycznych/Polish Publishing League (bo mimo bannerów FGH asortyment obejmował znacznie większe spektrum), gdzie pogawędziłem nieco z Adamem Kwapińskim i Piotrem Żuchowskim, szczególnie na temat projektu Kuriera Planszowego (trwała wtedy jeszcze kampania wspieram to).
Zajrzałem również do lubelskiego sklepu Felippe, który tym razem z klasycznych planszówek przeniósł się w bardziej bitewne tematy.
Nad halą wyraźnie dominowały ogromne bannery Rebela, reklamujące ich największe hity – Tajniaków oraz Domek.
Portal z kolei reklamował się w poziomie, naturalnie najbardziej eksponując ich sztandarowy produkt na ten rok – Cry Havoc.
Oko przykuwały też małpiszony z Obozu Ninja, szczególnie iż zajmowały pokaźne połacie stołów.
Na stanowisku Cube żelazne hity takie jak Martwa Zima przeplatały się z nowościami – Chromosome i Seafall. Można było również wziąć udział w loterii i zakręcić kołem fortuny.
Poza największymi wydawcami na hali trafić można było na…
Gry o nietypowej tematyce…
Akcesoria…
oraz, oczywiście, wyprzedaże…
Wspomniałem na początku, iż reprezentacja planszówek na prelekcjach nie była zerowa. Na sam koniec konwentu zajrzałem do dość specyficznej, bo ulokowanej w namiocie sali prelekcyjnej aby wysłuchać wskazówek Piotra Jasika (GameTrollTV) na temat prowadzenia własnego kanału video o planszówkach.
Choć Falkon miał się ku końcowi, już teraz zapraszał do ponownej wizyty w Lublinie. I to wcale nie za rok na Falkonie osiemnastym, ale wcześniej, na lubelskim Polconie, który reklamował się taką gustowną grafiką.