W 2004tym roku Andreas Seafarth wydał San Juan – karcianą wersję królującego na BoardGameGeek Puerto Rico . Jak na karcianą wersję gry planszowej była bardzo nowatorska – nie była jak to zwykle bywa jedynie uproszczeniem mechaniki z gry-rodzica, ale wprowadzała kilka bardzo pomysłowych rozwiązań których nie było dotąd w żadnej innej grze. Gra została przyjęta bardzo dobrze, dość powiedzieć że znajduje się obecnie na 37 miejscu w rankingu BGG, a na liście gier z największą ilością rozegranych partii w 2007mym roku jest siódma, tuż za Puerto Rico.
Mało kto jednak wie że w czasie gdy Andreas Seafarth pracował nad karcianym Puerto Rico, wydawnictwo Alea poprosiło o to samo innego projektanta gier – Thomasa Lehmanna. Ten pokazał wydawnictwu swój prototyp, a Alea zapytała czy może go pokazać dalej Seafarth-owi. Ostatecznie Seafarth zapożyczył kilka rozwiązań z Lehmannowego prototypu, i tak San Juan ujrzał światło dzienne jako gra jego autorstwa. Lehmann pojawia się w instrukcji tylko w podziękowaniach, choć dostaje honorarium od sprzedanych egzemplarzy gry.
Dlaczego o tym piszę? Na targach Essen 2007 Thomas Lehmann miał premierę swojej nowej gry karcianej, w której wykorzystuje własne rozwiązania które wylądowały w San Juan. Nowy lepszy San Juan, dopracowywany przez ostatnie 3 lata, o którym beta-testerzy śpiewają hymny, i który dostaje od twórcy, administratora i właściciela serwisu BoardGameGeek Aldie-ego ocenę 10/10? Szum i oczekiwania były spore, choć ominęły jakoś całkowicie z tego co widzę graczy z Polski (np. na forum gry-planszowe.pl jeszcze ten tytuł w ogóle nie padł w jakimkolwiek kontekście). Ja się dałem zainteresować na tyle że była to jedyna nowość na Essen poza mapami do Age of Steam-a którą prosiłem żeby mi przywieźć.
Wykonanie
Po pierwsze – wersja językowa. Sporo osób na BGG pisze że nie kupiło tej gry bo wiedziało że niedługo wyda to po angielsku Rio Grande Games. Hmmm. Moje pudełko oprócz logo Abacus-a ma logo Rio Grande, w środku instrukcja angielsko-niemiecka, karty pomocy gracza są 4 po niemiecku i 4 po angielsku (gra jest dla 2-4 graczy), tekst na kartach jest tylko po angielsku. Chłopaki – nie warto było czekać na te nową super angielską wersję chyba…
Instrukcja dość długa ale czytelna, kolorowa, z przykładami jak trzeba, zero uwag. Karty pomocy jak pisałem są, i są też jak trzeba – wszystko co by się chciało jest na nich napisane. Bardzo bardzo przydatne. Same karty – szczęśliwie jakość o której myślę już standard, czyli tak jak np. w grach Days of Wonder (taka tekstura w krateczkę). Ilustracje jak ilustracje, mnie takie rzeczy nie podniecają to i trudno mi oceniać czy są dobre. Działanie kart reprezentowane za pomocą całej masy ikonek, co na początku jest trudne do ogarnięcia, ale po jakimś czasie bardzo wygodne. Punkty zwycięstwa to porządne grube żetony. Ogólnie dobra solidna robota, do niczego się nie potrafię przyczepić.
Aaale oco chodzi?
Dla tych którzy znają San Juana ogólny opis mechaniki powinien brzmieć niepokojąco wręcz znajomo. Karty zagrywamy przed siebie, tyle że zamiast budować budynki zasiedlamy lub podbijamy planety, ewentualnie zapewniamy sobie jakąś przewagą technologiczną. Za większość rzeczy płacimy kartami z ręki, niektóre planety mogą produkować towary – kładziemy wtedy karty na tych planetach, towary można sprzedawać za pieniądze czyli karty do ręki. Każda kolejka ma kilka faz, gracze wybierają w jakiej fazie chcą mieć jakiś specjalny profit. W Puerto Rico/San Juan wybieramy role, tu jest inaczej o tyle że każdy ma własny zestaw ‘ról’ – kart akcji, i każdy może zawsze wybrać co chce niezależnie od tego co wybiorą inni.
Czym toto się więc różni? Jak już napisałem inaczej trochę działają ‘role’ – nie dość że każdy może wybrać tę samą, to w danej rundzie odpalane są tylko te fazy które wybrała przynajmniej jedna osoba (każdy na początku kolejki wybiera w tajemnicy w jakiej fazie ktoś chce mieć bonus). Sprawia to że często trzeba zgadywać czy np. ktoś inny ‘odpali’ fazę na której nam zależy (np. zasiedlanie planet), i możemy sobie wybrać kartę dla fazy produkcji która ma bardziej potrzebny nam bonus, czy musimy wybrać zasiedlanie żeby ta faza w ogóle była grana. Faz jest 5 – eksplorowanie (dobieranie kart, jak w San Juan), budowanie kart technologii, zasiedlanie planet, konsumpcja towarów i produkcja, plus dodatkowa ‘podfaza’ – sprzedaż towarów jako bonus za wybranie odpowiedniej karty fazy ‘konsumpcja’ (2 fazy oferują dwa bonusy do wyboru – są powiązane z nimi dwie różne karty akcji). Na szczególną uwagę zasługuje faza konsumpcji – przypomina w działaniu fazę kapitana w Puerto Rico – zamieniamy w niej towary na punkty zwycięstwa (coś czego zabrakło w San Juan – tam towary można tylko sprzedawać za kasę).
Może jeszcze raz od początku :-) . Gra rozgrywana jest w rundach. Na początku każdej rudny gracze wybierają sobie jedną z kart akcji. W danej rundzie grane są tylko fazy związane z kartami akcji wybranymi przez choć jednego gracza, przy czym wybierający daną akcję gracz ma w tej fazie prawo do określonego ‘bonusa’. Gdy ktoś będzie miał przed sobą 12 kart, bądź wyczerpie się pula punktów zwycięstwa, gra się kończy. Podsumowujemy zdobyte za wysyłanie towarów punkty, punkty za zbudowane planety, ewentualne punkty dodatkowe (są karty technologii działające jak duże budynki w Puerto Rico), i mamy zwycięzcę.
Wrażenia
Co sprawia że to jest ciekawe? Prawie każda karta jest inna (w sumie mamy 90 różnych kart), prawie każda karta modyfikuje dla nas przynajmniej jedną z faz gier (produkuj towar/dobierz więcej kart/sprzedaj drożej, dobierz kartę gdy cokolwiek zasiedlisz, etc), a zdolności kart potrafią się bardzo przyjemnie ‘kombować’. Dostępnych strategii już na pierwszy rzut oka widać sporo, w tym 2 główne ‘budowniczy’ i ‘producent’ jak w Puerto Rico. Re-grywalność (jakoś nie mogę sobie przypomnieć polskiego terminu na replayability) ogromna przez samą ilość naprawdę najróżniejszych kart. Po poznaniu kart gra jest szybka, zero przestojów czy czekania na innych, odpalamy kolejnymi kartami ekonomiczną maszynę w kierunku który dyktuje nam wybrana na daną grę strategia, po kilku kolejkach koncentrujemy się już coraz bardziej na wyciąganiu z tej maszynki punktów zwycięstwa, zanim zdąży się to robić powtarzalne już koniec. Gotowe już są 2 dodatki rozszerzające zabawę w zupełnie różnych kierunkach. Jeden z nich ma wprowadzić bezpośrednią interakcję typu ukradnij-zniszcz, choć interakcja w takiej formie jak teraz (gracze wybierają które fazy będą dla wszystkich w danej rundzie dostępne) w zupełności mi wystarcza.
Ogólnie brakuje mi w kolekcji gier lżejszych, które mogę zaproponować znajomym nie zarażonych jeszcze zachwytem nad grami cięższego kalibru, i w które sam jestem skłonny grać. Race for the Galaxy dość dobrze trafia w tę lukę – gra jest dość prosta, na tyle żeby dało się ją wytłumaczyć praktycznie każdemu, a z drugiej strony wystarczająco ciekawa żebym sam też się dobrze przy niej bawił.
Mnie się podoba na tyle że zawsze chętnie zagram, choć z kilku względów nie jest to coś co będę niczym misjonarz propagował (patrz niżej).
Proble
my
Jedynym chyba, ale za to dla mnie dość poważnym problemem jest ilość i stopień skomplikowania różnych kart, i szanse ogarnięcia tego w pierwszej grze. Od gry „dla ludzi” oczekiwałbym że łatwiej będzie nowym wejść w jej świat i w miarę od razu zacząć grać mniej więcej wiedząc co się dzieje. Tu pierwsza gra raczej dla każdego będzie ciągłym dopytywaniem się co znaczy dana ikonka, jak coś się kombuje z czymś innym, jak działa któraś z faz, czy co znaczą terminy użyte w tekstowym opisie tych najtrudniejszych kart. Znaczenie ikonek nie jest jeszcze tak strasznie trudne, są bardzo sensownie pomyślane tak żeby łatwo było je kojarzyć z tym co reprezentują, rozszyfrowanie jednak tych najgorszych kart z opisem tekstowym spowalniać będzie pierwszą grę praktycznie do końca. Na bgg ktoś napisał że wygląda że autor przez te 3 lata testów nie zdecydował się na odrzucenie choć jednego pomysłu na kartę na który wpadł, i czytając niektóre karty łatwo zrozumieć skąd ta teza przyszła komuś do głowy.
Trzeba się liczyć z tym że na początku dopóki każdy nie będzie znał większości kart zamiast szybkiej i leciutkiej gry na 30-45 minut będziemy grać w trochę mętną nie do końca zrozumiałą grę zajmującą ponad półtorej godziny. Ja rozwiązałem ten problem pożyczając grę znajomym i prosząc żeby oddali jak już będą się w tym wszystkim łapać :-D.
Wyścig o Galaktykę a San Juan
Zawsze bardzo szanowałem San Juan za nowatorską i pomysłową mechanikę „ta sama karta to budynek lub towar lub pieniądz”, jednak nie ukrywam że niezbyt lubię w nią grać. Jak dla mnie jest przesadnie losowa, ciężko mieć jakąkolwiek strategię, wszystko dostosowujemy do budynków które przychodzą na rękę, a na koniec i tak wygrywa ten kto wyciągnął z tali najlepszy budynek bonusowy. Ileś razy spędziłem pół gry biorąc cały czas ‘Explorera’ żeby dostawać na rękę więcej kart, a budynek-klucz i tak trafiał do przeciwnika, i zawsze się okazywało że bez tego budynku nie da się wygrać. (Tak, wiem, to że tak uważam dowodzi że za mało grałem, nie doceniam subtelności możliwych strategii, bla, bla, bla. Ja wiem swoje.) Race for the Galaxy kopiuje to co mi się w San Juan podobało, dając mi jednocześnie więcej niż jedną strategię do wyboru. Już sam fakt że produkowane dobra mogę sprzedać na karty lub skonsumować na punkty zwycięstwa daje ogromnie dużo, a różnych strategii bazujących na kilku innych cechach gry jest dużo więcej. Trochę ironiczne że karciane Puerto Rico przegrywa rywalizację tym że faza kapitana jest tylko w tej drugiej grze… Trudno mi po dwóch grach powiedzieć na ile da się panować nad talią kart na tyle żeby móc trzymać się dłuższofalowych planów, ale z tego co widziałem jestem dobrej myśli.
Jednym słowem – podobieństwa są bardzo duże, dla mnie to jest San Juan w który jest sens grać bo losowość nie jest aż tak dominująca, choć dla niektórych będzie do San Juan tylko niepotrzebnie pokomplikowany ilością różnych kart.
Na koniec
Spośród gier debiutujących na Essen 2007 Race for the Galaxy zajmuje na BGG drugie miejsce. Podobnie jednak jak gra która z tych „Essenowych” w tej chwili ma najlepszy ranking (1960 – The Making of the President) w Polsce nie wzbudziła najmniejszego zainteresowania. Nie potrafię zupełnie powiedzieć dlaczego, tak jak nie potrafię porównać jej z grami które ‘naszym’ graczom wpadły w oko – z nowości Essen grałem tylko w Brass, Filou, i właśnie Race for the Galaxy (o mapach do AoSa nie wspominam). Mogę tylko zachęcić do wypróbowania – poza pierwszą rozgrywką jest to szybka, różnorodna i ciekawa karcianka dająca nam miejsce do lekkiego pogłówkowania, która powinna nadawać się praktycznie dla każdego, w przeciwieństwie do dość mocno jednak ciężkawego Brass-a.
Zdjęcia |
Ogólna ocena:
Złożoność gry:
Oprawa wizualna:
Świetnie napisany, ciekawy tekst. Co do „regrywalności” to chyba to jest to, czego szukaliśmy (ktoś tego już niedawno użył). „Powtarzalność” niech się schowa :-)
Nieprawda, że 1960 – The Making of the President w Polsce nie wzbudziła najmniejszego zainteresowania — ja się tą grą bardzo zainteresowałem, ale przyznaję, że sam bym nie kupił… jeśli jednak będę miał okazję zagrać i spróbować, może się zdecyduję i na wejście w jej posiadanie. W każdym razie gra mi się wydaje bardzo ciekawa, a ja jedynie trochę nie miale głowy do jej propagowania.
no dobrze, na forum jest jeden watek gdzie 3 osoby na krzyz mowia ze moze ciekawa, i moze przeczytaja reguly. to duzo wiecej niz o race for the galaxy, ale bez przesady :-) .
(a moze bylo wiecej tylko przegapilem? jako jedyna chyba prawie osoba na swiecie (o, znow przesadzam) ktorej sie nie podoba Twilight Struggle moglem podswiadomie zobaczyc „1960” gdzies i wykasowac z pamieci czem predzej)
Mi tez sie nie podoba Twilight Struggle :) a Race for the Galaxy chyba kupie :)
A kto kilka dni temu pisał, że pewnie szybko nie popełni drugiego tekstu :) Świetny tekst!
brawo bazik za propagowanie tej gry
Race for Galaxy mialem oczywiscie na radarze, ale teraz jest znacznie znacznie wieksza kropka na tym radarze
Mimo ze to zupelnie inna gra niz sie spodziewalem.
nie podoba Ci sie Twilight Struggle?
Kompromitacja…:-P
1960 przyciągnęło moją uwagę z kolei, ale uznałem że bez dobrej znajomości przebiegu kampanii, której dotyczy gra stracę połowę zabawy. Przez tematykę ta gra może być dość hermetyczna dla osób, które nie pasjonują się historią amerykańskiej demokracji. Na RftG faktycznie nawet nie spojrzałem, ale nowości z Essen i tak niespecjalnie się przebijały na mój radar. Wolałem poczekać i zobaczyć co z nich będzie.
1960 to w ogóle dla mnie nieporozumienie. Jak można robić grę o wyborach, toż to gorsze niż gry humorystyczne ;-)
Bazik, jesteś pewien, że grałeś w San Juan? ;) Niby się prawie wszystko zgadza, poza nazwą roli, która rzekomo Ci nie pomogła. W ang. wydaniu nie ma czegoś takiego jak „Explorer”. Mogło Ci chodzić o councillora lub prospectora.
No i odradzam kasyno z takim szczęściem (choć biorąc cały czas councillora baardzo pomogłeś innym i raczej nie miałeś szans wygrać) ;) bo tych dobrych kart z dużymi bonusami jest tak dużo (w sumie 8), że naprawdę trzeba mieć strasznego pecha, żeby żadnej nie trafić. Zwykle problem polega na tym, że ma się ich za dużo i trudno się zdecydować, co zbudować najpierw i jak zapewnić sobie wystarczającą „płynność”, żeby inni nie odskoczyli, gdy się mozolnie zbiera na „szóstkę”.