Projektant: Friedemann Friese
Liczba graczy: 2-6
Wiek: 10+
Czas gry: ok. 60 min.
Pierwsze moje zetknięcie z Fauną dokonało się kilka lat temu na Kotle. Pomacaliśmy się dość delikatnie o tyle tylko, by wymienić moje 10-letnie wówczas latorośle na mniej młodocianego osobnika, z którym zaczęliśmy rozkminiać bodajże Zimną Wojnę (albo jakąś inną grę o podobnym stopniu trudności – pamięć niestety płata figle) co i rusz zerkając na sąsiedni stół i ciesząc się, że to nie my się edukujemy przyrodniczo, zastanawiając się przy tym jak to możliwe, że nasze dzieci tak dobrze się bawią….
Drugie zetknięcie przyszło niedawno i zgoła nieoczekiwanie na wniosek mojej córki („o tak, mamo! Fauna! tak, poproszę!”). Trochę się zdziwiłam, ale „życzenie twoje pani jest dla mnie rozkazem”, więc zgarnęłam recenzencki egzemplarz w duchu już gorzko żałując tego w co się pakuję.
Zasady
Bynajmniej nie jest to gra quizowa. W pudełku otrzymujemy dość sporą mapę, talię kart zwierząt oraz komplet kolorowych kosteczek dla każdego gracza. To nimi będziemy obstawiać wyniki. Obstawiać, gdyż właściwe odpowiedzi potrafiłby dać chyba tylko Lieutenant Commander Data z serialowego Star Treka. Dla niewtajemniczonych: Data był androidem.
Kładziemy zatem nasze kosteczki (pojedynczo i w/g kolejności) na obszarach występowania i na polach osi (typując ciężar ciała, długość/wysokość, długość ogona) – oczywiście tak jak nam podpowiada wiedza i/lub przeczucie, bądź nawet obserwacja innych graczy. Nie trzeba użyć wszystkich kostek, można też obstawić kilka wyników dotyczących jednej cechy – w zasadzie panuje tu pełna dowolność poza dwoma aspektami: (1) nie wolno stawiać kostki na zajętym już polu (2) a kiedy spasujemy, nie możemy już typować aż do końca tury. Gdy wszyscy gracze spasują wyjmujemy kartę z pudełka i oczom naszym ukazują się informacje o zwierzęciu – sprawdzamy zatem wyniki przy czym punktują zarówno dokładne strzały jak i te, które były blisko (a więc w teren sąsiadujący z obszarem występowania oraz kratki na osi sąsiadujące z właściwymi wynikami) – te bliskie strzały oczywiście punktują odpowiednio mniej.
Na koniec wspomnę jeszcze o tym, że za strzały kompletnie nieudane płaci się w postaci utraty kostek. Na początku zaś kolejnej tury odzyskujemy jedną kosteczkę z puli. I gramy dalej. Aż ktoś osiągnie wymagany pułap punktów.
Wrażenia
Gra mnie zaskoczyła i to na wielu płaszczyznach.
Po pierwsze – ja, niedoszły biolog, kompletnie nie potrafiłam podawać właściwych odpowiedzi. Ale powiedzmy sobie szczerze, że rozmiary i występowanie 360 zwierząt nigdy nie było moją mocną stroną.
Po drugie – nie trzeba mieć szerokiej wiedzy, by sobie w tej grze radzić. A to za sprawą punktowania obszarów sąsiadujących. Metodą „na czuja” można obstawiać wiele wyników (a zwłaszcza obszarów graniczących z wieloma innymi) i mieć nadzieję, że w coś trafimy. Prawdopodobieństwo jest spore. Można też obserwować innych i deptać im po piętach licząc na to, że może właśnie to oni się troszeczkę pomylili i to my trafimy w sedno ustawiając się niedaleko a oni zapunktują tylko za wynik bliski ideału.
Po trzecie – przy całym bagażu edukacyjnym, to nie przyroda jest najbardziej ćwiczoną umiejętnością. Owszem, można tę grę jak najbardziej wykorzystać na lekcji biologii jako punkt wyjścia do omawiania czy to określonych gatunków, czy innych aspektów związanych z fauną. Ale w zaciszu domowym najbardziej zyska wasza znajomość geografii. Abstrahując od podziałów terytorialnych i użytego nazewnictwa – szukając wyników chcąc nie chcąc uczymy się gdzie jaki region jest położony. I to naprawdę zostaje w głowie (w przeciwieństwie do cech gatunkowych zwierząt).
Po czwarte – uczymy się szacowania. Nie jest sztuką korzystać z wykutej na pamięć wiedzy. Jest sztuką oszacować prawdopodobny wynik mając niewiele skorelowanych z zagadnieniem danych. Jeśli umiem wyobrazić sobie jak duży jest lis, to ile to będzie w centymetrach? Ile może ważyć? jaką część jego ciała zajmuje ogon? No i oczywiście przy braku wiedzy przyrodniczej przyda się znajomość rachunku prawdopodobieństwa…
No proszę, same zalety :)
A po piąte – kompletnym zaskoczeniem było dla mnie to, że po prostu bardzo dobrze się przy niej bawiłam. Preferuję partie na 3-5 graczy, ale i na dwie osoby też było całkiem nieźle. A na dodatek – reguły są na tyle proste, że wytłumaczenie ich nie przysparza kłopotu.
Podsumowanie
+ proste zasady
+ dobrze napisana instrukcja
+ smrodek dydaktyczny praktycznie niezauważalny, a w głowie zostaje
+ są emocje
+ gra jest lekka, w więcej osób może nawet pretendować do miana imprezowej, daje sporo radości
+ wysoka regrywalność (jest bardzo dużo kart a wcale nie jest łatwo zapamiętać informacje na nich zawarte)
+ dobra skalowalność
– czasem może się zdarzyć, że ktoś ma farta, trafi zwierzę które dobrze zna i tym samym zdobywa przewagę zwłaszcza, jeśli jest pierwszym graczem; ale tur jest sporo, więc jeśli nie gracie z omnibusem, to takie lekkie zachwianie jest do odrobienia.
Ginet: Fauna jest bardzo cenioną grą rodzinną, nominowana nawet do Spiel des Jahres. Jest to gra quizowa, sprawdzająca naszą wiedzę z zakresu zoologii. Losujemy zwierzę, a następnie szacujemy takie współczynniki jak obszar jego występowania, ciężar, długość, ewentualnie długość ogona. Obstawienia dokonujemy na mapie (planszy), za pomocą naszych kosteczek. Po odkryciu odpowiedzi kosteczki, które zostały obstawione poprawnie lub na obszarze sąsiadującym z poprawną odpowiedzią zdobywają punkty i wracają do właścicieli, natomiast kosteczki z odpowiedzi chybionych chwilowo przepadają (przez co mamy mniejszą pulę do obstawiania na kolejna rundę. Wygrywa gracz, który zdobędzie określona liczbę punktów.
Grałem w Faunę w składzie czteroosobowym, z moją żona i znajomymi, których można uznać za planszówkowe świeżaki. I wydaje mi się, że przede wszystkim do takich osób ta gra jest skierowana. Ma proste zasady, które można łatwo pojąć, ciekawy temat z wątkiem edukacyjnym, szybką i przyjemną rozgrywkę bez zbytnich przestojów, duże solidnie wykonane pudełko i elementy i ładne grafiki.
Ja jednak mam do gry kilka zastrzeżeń. Po pierwsze to właśnie rozmiar tego pudełka. Rozumiem, że ładnie ono wygląda na półce, szczególnie ustawione frontem do odbiorcy, ale jak jest się geekiem, do tego geekiem kolekcjonerem, to szybko kończy się miejsce na półkach i na rozmiarze pudełka zaczyna nam mocno zależeć. Liczyłem na pudełko wielkości Dixita, tym bardziej, że taka ilość elementów, jaką mamy w Faunie spokojnie by się do niego zmieściła, tymczasem dostałem pudło większe od standardowego Ticketowego, ze sprytnie maskującą powietrze wypraską. Po drugie strategia pozostawiania kostek na następną rundę wydaje się być mało opłacalna w sytuacji, kiedy na pewno minimum trzy z nich wrócą nam na rękę. W końcu po trzecie niektóre karty zawierają wyraźne sugestie dotyczące prawidłowych rozwiązań, które potrafią mocno popsuć rozgrywkę, np. opos andyjski występujący wyłącznie w jednym obszarze świata (odpowiedź warta 17 punktów, podczas gdy poprawne trafienie w wagę lub rozmiar tego zwierzęcia warte jest 7 punktów). Wylosowanie takiej karty wyraźnie premiuje pierwszego gracza, co podczas rundy, w której waży się szala zwycięstwa może wywołać niemałą frustrację.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.