Dziś skromnie, ale za to kolorowo. Zapraszamy na piąty już w tym roku Cotygodnik.
Pingwin
Bardzo lubię uczucie, gdy gra, która dostaje ode mnie wysoką notę, po roku czasu, tudzież dwóch a nawet dłużej – utrzymuje ową notę w stanie niezmienionym. Nie oszukujmy się – my, recenzenci mamy na ogranie i napisanie tekstu miesiąc, góra dwa. Ile byśmy nie zagrali partii – czas i tak najlepiej zweryfikuje naszą ocenę. I takimi grami, o jakich chciałam wspomnieć dzisiaj, a które towarzyszą mi od dawna i cały czas mnie zachwycają, są Red7, Capital, Kolejka IPN-u, Polowanie na robale oraz Gringo (vel. Skull). Takie moje ostatnie Top5 staroci ;)
Red7 – tak niewielka, tak prosta a z takimi wielkimi możliwościami. Można się nią bawić przez pół roku nie dotykając nawet zaawansowanych zasad ;), a co dopiero, gdy dołożymy dociąg kart po wyłożeniu wysokiej wartości na tło i/lub rozpatrywanie ikon na nieparzystych numerach. Siedmioczerwona zaraza ogarnęła zarówno moich studentów jak i skautów, z którymi grywam na obozach.
Capital. Mój ulubiony jak dotąd citybuilding. Wbrew pozorom nie ma jednej wygrywającej strategii – niektórzy twierdzą, że trzeba iść w park z dzielnicami mieszkalnymi, niektórzy za wszelką cenę inwestują w szare kafelki (tj. te z ilustracjami), a ja twierdzę, że trzeba strategię dostosowywać do tego, co otrzymujemy na rękę. Fakt – jest kilka budynków, które są mocniejsze niż inne – np. Arsenał (minimalizuje straty podczas wojny) albo Prudential (można budować na planszy 4×4 a nie jak pozostali 4×3), ale mimo wszystko da się bez nich wygrać. Przynajmniej czasami ;)
Kolejka autorstwa Karola Madaja. Chyba najbardziej zaawansowana gra, którą wzięłam ze sobą w te ferie na obóz harcerski. Myślałam, ze będę miała długie godziny tłumaczenia, a jakież było moje zdziwienie, jak trzy egzemplarze rozeszły się w tempie błyskawicznym z tekstem „my to znamy”, „my w to gramy w domu”, „nie, nie trzeba nam tłumaczyć”. Duch przeszłości w narodzie ma się nad wyraz dobrze :)
Polowanie na robale. Gości w moim domu już chyba z 10 lat lądując na stole gdy zbierze się 4+ graczy bez zapędów na wybitnie ciężarne móżdżenie. Pokazuję ją studentom jako idealną grę do ćwiczenia arytmetyki (trzeba przy niej ciągle liczyć od 1 do 36 nie będąc przy tym poganianym czasem, co jest dość istotne w przypadku wyrównywania szans słabszych matematycznie uczniów) oraz szacowania prawdopodobieństwa. Gram w nią na zbiórkach, kiedy trzeba coś szybkiego, zabawnego i z dość umowną liczbą graczy. Ostatnio zaraziłam nią naszego drużynowego… i dzięki temu mieliśmy w co grać na obozie :-)
Na koniec Gringo. W tej odsłonie Granna ją wydała pod patronatem Wojciecha Cejrowskiego (z historyjką w tle o podróżach poprzez liczne kraje), ostatnio zaś gra otrzymała zupełnie inną (chyba bardziej zbliżoną do oryginału) szatę graficzną i zwie się Skull. A co by nie było mówione o fabule i tak chodzi tylko o blef, i o to by odsłonić te dobre, a nie te złe kafle. Na dobrą sprawę można w to grać nawet zwykłą talią 52 kart, ale o tym cicho, sza… ;)
A teraz coś z nowości…
Santorini. Bajecznie piękna gra logiczna, zaprezentowana na tegorocznym Essen, która w Polsce rozeszła się w minutę osiem a teraz osiąga bajońskie czarnorynkowe sumy w jedynie słusznym serwisie aukcyjnym. Właśnie dotarła do mnie zza oceanu – a muszę przyznać, że czekałam na nią z utęsknieniem. Co prawda pobieżna lektura reguł nie nastroiła mnie nazbyt pociągająco (w moim mniemaniu rozgrywka powinna się skończyć po paru ruchach) ale przecież nie dostała tych 7.8/10 od ponad 8 tysięcy graczy (BGG) na ładne oczy, a raczej ładny wygląd. A przynajmniej nie tylko na ładny wygląd. Więc coś musiało być na rzeczy.
I było. Owo „na rzeczy” to dwie figurki, które kontrolujemy, a które są dość mobilne w stosunku do niewielkich rozmiarów planszy. Niby możemy się poruszać tylko o jedno pole, ale za to zarówno na krzyż jak i po skosie, co daje nam dostęp do obszaru 3×3 podczas gdy plansza jest zaledwie 5×5. Posiadając takie dwie figurki o wiele łatwiej jest kontrolować duży obszar niż zablokować przeciwnika, aby nie wstawił nam babola (czyli czapeczki na wieżyczkę) w miejsce, na które chcemy wprowadzić naszego piona w celu zapewnienia sobie zwycięstwa.
Bo właśnie taki jest cel i przebieg rozgrywki. Ruch a następnie budowanie w promieniu jeden (czyli obszarze 3×3) wokół naszego piona. Budowanie pierwszego, drugiego, trzeciego poziomu albo dostawienie pięknego niebieskiego daszka, który zwieńcza budynek tym samym uniemożliwiając wygraną za jego pomocą. A warunek zwycięstwa? wejść swoim pionem na trzeci poziom. Uwierzcie mi: nie jest to łatwe. Nie dokonuje się to w paru posunięciach. Pierwej wybudujecie piękne bialo-niebieskie miasto, aby dzięki temu móc blokować (albo nawet zablokować – możliwa jest bowiem wygrana przez eliminację) przeciwnika.
Gra jest przepiękna, miodna jak rzadko która i warta zarówno swojej oceny na BGG jak i wydanych pieniędzy.
Gała
Choć w ostatni weekend ogrywałam półkę wstydu (Great Western Trail, Klub Utracjuszy), to zdecydowanie zawładnęły nim… Bąbelsy. Wcześniej tylko słyszałam o tym tytule, ale jakoś nie miałam parcia, aby go sprawdzić. Szczerze mówiąc – kolorowe i słodkie bąbelki spoglądające na mnie z okładki wydawały mi się dziecinne, przez co na samą grę patrzyłam jako na taką totalnie nie dla mnie. W jakim ja byłam błędzie! Bąbelsów spróbowałam i… ograłam je 8 razy w ciągu dwóch dni! Uzależniają, powodują chęć szybkiego rewanżu, rozkochują w sobie swoją prostotą. Takiej gry dla 2 osób mi brakowało – lekkiej, ale wciągającej. I choć mamy tu do czynienia z dużą dozą losowości (wyciągając bąbelsy z woreczka), to jednak możliwości strategiczno-taktyczne również, a jakże! Rozmyślań jak zdobyć najwięcej punktów lub zaszkodzić przeciwnikowi jest wiele, tak samo jak zachwytów, gdy uda Ci się jakieś „combo”. Tania i prosta gra, a jak cieszy :)
Veridiana, może coś napiszesz?
Bo jak pojawia się w Cotygodniku Kolejka, to oznacza to, że jest już bardzo niedobrze…
Rozczarowujący poziom zbędnej złośliwości. Zupełnie jakbyś się prześlizgnął po tytułach i nie zauważył, czemu są takie, a nie inne.
Obowiązki rodzinne uniemożliwiają mi chwilowo (mam nadzieję) growe nasiadówki. Wot, życie :)