Jednoręki bandyta to częsty widok we wszelkiego rodzaju kasynach. Obracające się cylindry z różnokolorowymi symbolami mają dla wielu niemal magiczną, hipnotyzują moc. Wiśnie, śliwki, dzwonki, koniczynki czy szczęśliwe siódemki – jeśli tylko uda się ułożyć je w linii możemy liczyć na wygraną. Trefl zaoferował nam grę tematycznie opartą właśnie o tę maszynę.
W pudełku znajdziemy talię kart z przedstawionymi na nich zestawami symboli rodem z jednorękiego bandyty, 7 kostek z tymi samymi znakami, pokaźną pulę tekturowych żetonów i mnóstwo… powietrza. Karty wydają się być standardowej jakości i mają bardzo ładne, nasycone kolory. W trakcie gry nie są nadmiernie używane, tak że raczej przez jakiś czas utrzymają swój stan bez większych problemów. Żetony zostały wykonane z dość grubego kartonu, kości są solidne i dobrze leżą w ręku. Nie ma tu jakiegoś wielkiego graficznego szaleństwa, ale komponenty oddają atmosferę kolorowego, pełnego neonowych świateł kasyna.
Choć jednoręki bandyta jest raczej maszyną przeznaczoną dla jednej osoby, w Kieszonkowe Kasyno możemy bawić się w gronie od dwóch do pięciu graczy. Cała rozgrywka zajmie nam około 15-20 minut.
Same zasady są bardzo proste. Na stole, dostępna dla wszystkich, leży pula 5 kart z różnymi zestawami symboli. Po kolei rzucamy kośćmi i staramy się stworzyć kombinacje widoczne na kartach. Jeśli udało nam się dopasować choć jeden symbol możemy poświęcić żeton (startujemy z dziesięcioma), aby przerzucić wybrane kości. Czynność tę powtarzamy do momenty gdy uda nam się stworzyć wybrane kombinacje, skończą się kości/żetony lub jeśli żadna z przerzuconych kości nie będzie pasowała do układu na kartach. Jeśli w trakcie rzutów uda nam się zdobyć kość potrójnym napisem BAR, to traktujemy ją jak jokera zastępującego dowolny symbol. Następnie musimy zebrane karty “zabezpieczyć”. Co to oznacza? Ponownie rzucamy kośćmi i staramy się wyrzucić przynajmniej połowę symboli wskazanych na naszych kartach. Tym razem jokery nie liczą się. Zabezpieczone karty zabieramy do siebie, zapewniają nam one punkty widoczne w lewym górnym rogu. Karty niezabezpieczone zostają przed nami i są dostępne do zdobycia dla pozostałych graczy. Jeśli dotrwają do naszej następnej rundy możemy je zebrać do puli kart punktowanych na koniec gry. Po ruchu każdego gracza karty na stole są uzupełniane do 5. Na początku swojej tury możemy także wymienić zdobyte karty na żetony w liczbie równej punktom wskazanym na karcie. Wygrywa gracz, który po wyczerpaniu całej talii będzie miał najwięcej punktów.
Gra jak przystało na kasyno łączy w sobie losowość i (w niewielkim stopniu) matematykę. Proste zasady sprawiają, że bez problemu zagramy z dziećmi. Taki też chyba jest główny target tej gry. Jeśli ktoś chciał poczuć niesamowity dreszczyk grania o wysokie stawki, to niestety tutaj się zawiedzie. Kieszonkowe Kasyno to po prostu “turlajka” dla zabicia czasu, rodzinnego grania z dziećmi czy na imprezę, gdy nie szukamy niczego skomplikowanego, a jedynie szybkiej i prostej rozrywki. Zaletą z pewnością jest jej kompaktowość, po zrezygnowaniu z pudełka zajmuje niewiele więcej miejsca niż zestaw kości, więc bez problemu zabierzemy ją wszędzie ze sobą.
Przeciwników złośliwości w grach na pewno ucieszy, że nawet negatywna interakcja w postaci podbierania kart przeciwnikom nie jest dominująca i może się zdarzyć, że prawie wcale nie będzie wykorzystywana.
Choć Kieszonkowe Kasyno trochę przypomina mi kościanego pokera, którego bardzo lubię, to wydaje się mniej decyzyjne i bardziej rozwleczone. Rozgrywki są powtarzalne i brakuje jakiegoś pazura, emocji, które zatrzymałyby przy grze na dłużej. Nie będę ukrywać, że niestety zupełnie mnie nie wciągnęło.
+szybka
+proste zasady
+kompaktowa…
-…pod warunkiem, że zrezygnujemy z pełnego powietrza pudełka
-mało emocjonująca
-powtarzalna
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(6,5/10):
Ogólna ocena
(5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Ot, nie mogę powiedzieć, że gra jest zła, ale też nie znajduje w niej niczego takiego, co skłoniłoby mnie, żeby ją polecać, czyli totalny przeciętniak. Sporo istotnych wad wpływających na grywalność. Odczuwalne zalety powodują jednak, że osoby będące fanami gatunku – mogą znaleźć w niej coś dla siebie.
„Także” znaczy coś całkiem innego niż „tak że”. Zaraza dopada nawet potrafiących pisać ;)
Kajam się i poprawiam. Dzięki :)