Boso przez świat
Autor: Wojciech Cejrowski, Agnieszka Rajczak-Kucińska
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 10+
Czas gry: 60-90 min
Mechanika: Point-to-point Movement
Rok wydania: 2019
Poprosiłam o Boso przez świat do recenzji z pobudek zawodowych – przeczuwałam olbrzymi potencjał edukacyjny a staram się przybliżać studentom pedagogiki gry planszowe ów potencjał posiadające w stopniu ponad przeciętnym (bo w przeciętnym to każda planszówka jest edukacyjna – pokaż mi planszówkę, a ja powiem ci jaką umiejętność rozwija;)). I nie pomyliłam się, rzeczywiście aspekt edukacyjny jest spory, czego w dalszej części nie omieszkam wykazać – a przynajmniej będę próbować. Jeśli zaś chodzi o mechanikę – cóż, nie spodziewałam się niczego dobrego. I w tym miejscu gra mnie zaskoczyła
Pisakiem po mapie
Nie jest to gra strategiczna. Zapomnijcie o tym. Oczywiście możemy się spierać gdzie leży granica pomiędzy strategią a nie-strategią, ale planowanie swojej trasy i narzędzia jakie do tego otrzymujemy to jedynie namiastka strategii. Równie mocno strategiczną grą jest Chińczyk. Urok tej gry nie polega na rozkminianiu co zagrać i gdzie pójść, bo to są dość proste wybory. Urok gry polega na:
- wędrowaniu paluchem po mapie w poszukiwaniu miejsc z posiadanych kart
- pisaniu mazakiem po mapie
- planowaniu którędy pójść i co gdzie odrzucić, żeby jak najmniej stracić i jak najmniej pomóc przeciwnikowi
- emocjach – czy zdążę przed moim przeciwnikiem odwiedzić określone miejsca?
- bólu kiedy muszę zapłacić przeciwnikowi za wejście na jego teren
- radości, kiedy zabieram wyrzuconą przez przeciwnika kartę aby móc spieniężyć tak uzyskany set (o, dzięki ci łaskawco!)
- zadowolenia, kiedy uda mi się dotrzeć do jednego z pięciu wymaganych punktów
Dla kogo?
To nie jest gra dla geeków. Jeśli dobrze się bawisz przy Zamkach Burgundii a lekkie popierdółki przyprawiają cię o ból zęba – daruj sobie. Ale jeśli cenisz w grach również inne niż strategia aspekty, lubisz gry familijne, lekkie i wybaczające błędy, a ty potrafisz wybaczyć grze jej losowość – być może jesteś targetem tej gry. Potrzeba jeszcze tylko zamiłowania do podróży (albo do programów Wojciecha Cejrowskiego ;)) . Jeśli kiedykolwiek w przeszłości brałeś atlas na kolana i wodziłeś palcem po mapie, jeśli kiedykolwiek wpatrywałeś się w obracający się globus marząc o wyprawie do Meksyku, Australii czy na Biegun Północny – to właśnie zostałeś kupiony. Witaj w klubie!
Zasady
Pozwolę sobie streścić, bo są proste jak drut, więc dużo miejsca to nie zajmie: mamy na ręku karty, mamy też karty nieużywane (trzy stosy – tylko wierzchnie karty są dostępne) oraz talię do dobierania „w ciemno”. Na początku gry losujemy kartę, która powie nam jakie miejsca musimy odwiedzić, aby skończyć grę. I tu następuje dość kluczowy moment – trasy są jawne, ale punkt początkowy każdy wybiera w tajemnicy. Chodzi o to, by nie sugerować się wyborami innych graczy. Chodzi o to, by te trasy się przecinały! bo wtedy dopiero będzie ekscytująco. A potem to już normalnie… (że zacytuję „Zmienników” ;)) : dobieramy karty, zagrywamy karty – wszystko po to, by jak najszybciej odwiedzić wskazane lokacje. Jeśli zagramy kartę danej lokacji – możemy do niej wejść za darmo (o ile sąsiaduje z miejscem gdzie jesteśmy). Ale o wiele częściej będziecie po prostu płacić za każdy ruch – a każdy kolejny ruch w turze kosztuje więcej. Monetki na te opłaty zdobywamy zaś odrzucając set trzech kart tego samego typu (to jest właśnie to o czym pisałam – błysk w oku, gdy przeciwnik odrzuca kartę, którą zgarnę jako trzecią do seta. Albo wręcz przeciwnie – gdy zasłania odrzucaną kartą kartę którą chciałam wziąć….). Z tą wymianą na monetki jest pewien problem ale o tym napiszę w sekcji 'home rules”.
Skalowalność
Im nas więcej, tym lepiej, bo trasy się będą przecinały. Gdy docierasz do punktu, który został już wcześniej odwiedzony przez jakiegoś gracza (tak, tak, rysujemy po mapie, cała historia twojej wędrówki jest na niej wyrysowana) trzeba temu graczowi zapłacić (to kolejny sposób na zdobywanie funduszy). I tyle. Dlatego będziecie się ścigać – kto pierwszy dotrze do pewnych miejsc. Dlatego też tak ważny jest wybór miejsca startowego i wykombinowanie, co tam kombinują przeciwnicy i skąd będą rozpoczynać wędrówkę.
Potencjał edukacyjny
Mam ostatnio sporo do czynienia z grami edukacyjnymi. Wiele jest takich pozycji, które mają wpleciony w siebie ogrom wiedzy, ale jeśli skupisz się jedynie na mechanice, to o edukacji możesz zapomnieć. Boso przez świat też ma ten aspekt. Karty zawierają ciekawostki. Można bawić się skojarzeniami. To wszystko jest OK. Ale – jak znam życie – przeciętny gracz tego nie zrobi. Może czasem puści hasło „o, nie wiedziałem, że to jest właśnie tutaj!”. Natomiast to, że musicie – powtórzę jeszcze raz: MUSICIE każdą kartę znaleźć na mapie (i nie, nie ma zaznaczonych kropek – jest podany kontynent, ale już dokładne miejsce musicie znaleźć sami. Kropki na mapce są tylko na kartach lokacji, które musicie odwiedzić) – sprawia, że żebyście nie wiem jak się starali omijać edukację szerokim łukiem – to i tak część wiedzy wam w głowie zostanie. I o to chodzi!
Dobre i złe strony
Trochę się obawiałam, że będzie to pozycja typu „trzeba zagrać bo jest pożyteczna i czegoś uczy, a teraz jak już to zrobiliśmy, to pograjmy w coś fajnego”. Otoż, ku mojemu zdziwieniu, bawiłam się lepiej niż przypuszczałam, że będę się bawić, to samo mogę powiedzieć o moich współgraczach. I chętnie do niej siadam nie szukając alternatywy. Zaletą jest niewątpliwie oprawa graficzna, ciekawostki, wiedza, która sama zostaje w głowie, proste zasady. Wadą – to, że można się czasem ukisić z braku możliwości wyjścia z danej lokacji. Jest też kilka lokacji na mapie, które nie są tak czytelne jakby tego oczekiwał lekko ślepy nie-geograf (bez okularów nie da rady, a czasem trzeba się też domyśleć nazwy – czy to coś w Arabii Saudyjskiej to Katar?). Zdarzają się też drobne wpadki (heh, ja to zawsze muszę znaleźć jakieś wpadki – nawet w takim klasyku jak Timeline znajdowałam) – wydaje mi się, że Synaj leży w Egipcie a nie w Arabii Saudyjskiej, ale kłócić się nie będę. Reasumując – tytuł lekki, wartościowy, przyjemny, godny polecania.
Home rules
Jak już wspominałam, są pewne potknięcia mechaniczne. Jeśli uda się uzbierać trzy karty tego samego rodzaju (koloru) to można je wymienić na monetki. Niestety – monetki są bardziej potrzebne niżby to się wydawało czytając instrukcję. Większość trasy zawsze pokonuję płacąc za nią. Otóż, ponieważ rodzajów kart jest sporo, może się tak zdarzyć (i zdarza się!), że gracz kisi się w jednym miejscu nic nie mogąc zrobić. Bo ma na ręku tylko 6 kart i nijak nie idzie mu uzbierać setu trzech takich samych. Testujemy więc póki co dwie propozycje:
- Zanim dobierzesz kartę do siedmiu (masz 6 kart, dobierasz jedną kartę a następnie albo wymieniasz set, albo odrzucasz kartę aby znowu mieć 6) – możesz odrzucić na stosy karty nieużywanych dowolną liczbę kart z ręki. A następnie dobierasz tyle, aby mieć siedem – i dalej jak w instrukcji: wymieniasz albo odrzucasz. To pozwołiłoby bardziej mielić kartami. Nic nie jest tak frustrujące jak stanie w miejscu przez kilka kolejek tylko dlatego, że nic mi nie przychodzi.
- Mogę (oprósz seu trzech kart za trzy monetki) wymienić set dwóch takich samych kart za jedną monetkę. To jest dużo mniej opłacalne, ale pozwala na jakiekolwiek ruszenie się z miejsca. A poza tym znowu pozwoliloby na szybsze mielenie się kart. Bo kiedy wymieniam karty (trzy karty za trzy monetki) to nagle z 7 robi mi się 4 i znowu muszę dociągnąć do sześciu. I jest super, karty ciągle mi się zmieniają. Najgorzej jest wtedy kiedy ciągnę kartę i odrzucam katę, i nic nie mogę zrobić.
Jeśli ktoś z was zechce sprawdzić nasze home rules – podzielcie się w komentarzu.
Dziękujemy BosoPrzezSwiat.com za przekazanie gry do recenzji.