Mówi się, że można jeść oczami. Niektórzy (np. ja) kupują gry oczami. Nic więc dziwnego, że w końcu ktoś wpadł na pomysł, aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tak powstała przesłodka gra Kingdom’s Candy Monsters, chociaż autorzy postawili na słodycze, bo wiadomo, że ciężej im się oprzeć.
Witajcie w Cukierkowym Królestwie
Kolorowo-pastelowe pudełko przyciągnęło od razu mój wzrok, a potworek wpatrujący się w lizaka upewnił mnie, że muszę dowiedzieć się więcej o tej grze. W środku znajdują się żetony punktacji i znaczniki jednorazowego użytku, a także białe i czarne kostki cukru. Jednak słodsze od samego cukru są grafiki na kartach. Po “ochach” i “achach” przyszedł czas na zasady.
Każdy otrzymuje początkowego potwora (z nadgryzionym rogiem), kartę pomocy, pięć kostek białego cukru i Słodką Jamę. Może ostatnia karta nie ma najlepszej nazwy, ale jest bardzo użyteczna. Pozwala na bieżąco śledzić liczbę kostek cukru, które dostajemy na początku swojej tury.
Na środku stołu tworzymy Królestwo. To tam będziemy wysyłać swoich słodkich sługusów, aby przynieśli nam jak najwięcej cukierków. Zgodnie z instrukcją przygotowujemy stos potworów i zdolności i wykładamy po trzy wierzchnie karty awersem ku górze. Nad nimi umieszczamy zdarzenia, które mają wtasowane cztery Czarne Cukierki. Wyciągnięcie ostatniego wyznacza nam koniec rozgrywki.
Tura gracza polega na wykonaniu jednej z trzech dostępnych akcji: zrabowanie pięciu kostek cukru, kupienie potwora lub zdolności. Jeśli zdecydujemy się na kupno, musimy opłacić koszt w cukrze wskazany w lewym górnym rogu i od razu uzupełniamy rząd wierzchnią kartą odpowiedniego stosu. Pozyskanie nowego stworka powiększa nam grono sługusów, natomiast zdolność może zostać dołożona do wybranego potwora lub zostać wykorzystana jako wpływ. W drugim przypadku umieszczamy ją pod kartą pomocy tak, aby były widoczne cukierki w górnej części karty.
Potwory i zdolności ułatwiają nam grę i pozwalają budować silniczek, który tak lubię w grach. W zależności od ikony znajdującej się przy opisie akcji, możemy ją wykonać na początku tury, podczas kradzieży cukru, kupowania karty, po odkryciu Czarnego Cukierka lub jednorazowo zgodnie z poleceniem na karcie. Niektóre bonusy możemy aktywować dopiero po opłaceniu kosztu w cukrze. Wszystkie zastosowane symbole są czytelne i zrozumiałe, więc nie powinno być problemów z prawidłowym stosowaniem akcji.
Na koniec każdej rundy, pierwszy gracz odkrywa kartę zdarzenia, czyta na głos opis i wykonuje instrukcje. Wydarzenie może odnosić się do jednego gracza lub wielu. Na ogół coś dostajemy, dopóki nie trafimy na Czarnego Cukierka. Wtedy każdy musi nakarmić swoje potwory. U góry karty znajduje się informacja, ile kostek cukru wymaga dany stworek. Jeśli nie jesteśmy w stanie któregoś wykarmić, musimy go odrzucić wraz z przypisanymi mu zdolnościami. Możemy również pobrać czarne kostki cukru za każdy brakujący nam biały cukier i w ten sposób zachować sługusów. Należy jedynie pamiętać, że na koniec gry czarne kostki dają nam ujemne punkty, więc zanim skończymy, dobrze jest się ich pozbyć za pomocą niektórych zdolności lub zdarzeń.
Należy jeszcze wspomnień o Darach Rzezimieszka. Są one przydatne, chociaż początkowo nie były dla mnie zbyt intuicyjne. Rezygnacja ze zdolności może być trudna, ale gdy karta staje się wpływem, zyskujemy inne bonusy. Gdy kupujemy potwora, kosztuje on jedną kostkę cukru mniej za każdego cukierka we wpływach tego samego koloru, co kupowana karta. Dodatkowo każdy zestaw trzech różnych cukierków daje nam żeton cukierka, czyli punkt zwycięstwa. Zebrane w poprzednich rundach potwory także nam pomagają, ponieważ im więcej kart z tym samym cukierkiem, tym więcej cukru pobieramy z ogólnej puli.
Po odkryciu czwartego Czarnego Cukierka gra się kończy, a gracze zliczają punkty za potwory, wpływy, zdolności, kostki białego cukru, znaczniki cukierków i bonusy z niektórych kart. Czarne kostki cukru dają nam punkty ujemne.
Raz , dwa, trzy, dzisiaj cukru nie jesz Ty
Lubię gry, w których zdobywanie kart, pozwala mi na pozyskiwanie jeszcze większej liczby kart, znaczników i innych bonusów. Budowanie silniczka motywuje mnie do kolejnych rozgrywek, aby lepiej wykorzystać dostępne karty i odkryć ich nowe połączenia i wzajemne zależności. Trzeba się jednak pilnować, ponieważ łatwo przeoczyć jakąś korzyść. Warto także obserwować przeciwników, żeby wiedzieć w jakim kierunku zmierza ich plan. Niewiele możemy im napsuć, ale podbieranie upatrzonych przez nich kart zawsze podwyższa trochę poziom rywalizacji.
Bardzo użyteczną kartą jest Słodka Jama. Tak niewiele trzeba, aby pobieranie kostek cukru było zwykłą formalnością. Od razu wiemy, ile ich dostaniemy i nie musimy liczyć wszystkich bonusów za każdym razem od początku.
Mam znaczącą uwagę do używania kart zdolności, a mianowicie jak można było wpaść na pomysł, żeby tak ładne grafiki zakrywać innymi kartami? Autorzy chyba nie lubią ilustratora albo czymś im podpadł. A tak już bardziej na serio, to dzięki podkładaniu zdolności i wpływów, potrzebne nam symbole i umiejętności są dobrze widoczne i nie wprowadzają chaosu na stole.
Kingdom’s Candy Monsters ma wiele do zaoferowania, ale aby odkryć jej potencjał, trzeba rozegrać kilka partii. Znalezienie złotego środka pomiędzy liczbą potworów, zdolności i wpływów nie jest takie proste. Każda z decyzji ma swoje konsekwencje przy karmieniu słodkiej zgrai, kupowaniu kart czy pozyskiwaniu cukru. Na szczęście zasady są proste, więc gra powinna się przyjąć zarówno u mniej ogranych osób jak i tych bardziej doświadczonych.
Podoba mi się ograniczenie liczby rund za pomocą zdarzeń. Stos składa się z dwunastu kart. W każdej z czterech trójek znajdują się dwie zwykłe karty i jeden Czarny Cukierek. Nie wiemy, gdzie dokładnie, ale możemy próbować to przewidzieć i grać trochę ryzykowniej. Wiedząc, że przed chwilą było karmienie potworów, możemy uszczuplić nasze zapasy cukru i pozyskać droższe karty, a przeczuwając nadejście “złego” cukierka, znów je uzupełnić. Takie małe “push your luck” pozwala na podniesienie poziomu emocji, szczególnie wtedy, gdy ktoś lubi ryzykować. A skądinąd wiem, że ktoś z naszej redakcji bardzo wierzy w swoje szczęście, co często kończy się dla potworków głodówką.
Na pudełko wkradł się mały błąd w postaci liczby graczy, dla których przeznaczona jest gra. Według informacji na opakowaniu, zagramy w gronie od 2 do 4 graczy, natomiast zarówno karta pierwszego gracza jak i opis na stronie wydawcy podają, że zasiąść do rozgrywki może 5 osób. Tak więc, o ile macie miejsce na stole, spokojnie możecie zaprosić większą liczbę znajomych.
Słodka gra wydawnictwa Moria Games może zaskoczyć tych, którzy cukierkową otoczkę połączyli z łatwą i infantylną rozgrywką. Warto wypróbować tę pozycję przed głoszeniem takich osądów, ponieważ można się mocno pomylić. Ładne grafiki to tylko dodatek do udanej mechaniki i przyjemnej rozgrywki.
Aga Satława: W przeciwieństwie do Kamari gra Kingdom’s Candy Monsters nie od razu zdobyła moje serce. Każda kolejna rozgrywka sprawiała jednak, że karcianka Moria Games coraz bardziej mi się podobała. Po kilku partiach znałam już mniej więcej talie, więc wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Dzięki temu znacznie łatwiej przychodziło mi opracowanie strategii, mającej zaprowadzić mnie do zwycięstwa. Podobają mi się grafiki, które możemy znaleźć w grze a do tego ma ona coś, czemu nie potrafię się oprzeć – ten pieruński „push your luck”. Uwielbiam ten element gier i nie będę ukrywać, że stosując zasadę „nie ma ryzyka, nie ma zabawy” często zdarza mi się przedobrzyć, więc także podczas rozgrywek w Kingdom’s Candy Monsters nie raz wprowadzałam swoim potworkom dietę :)
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.