Są gry, których każda partia pozostanie w głębi naszej pamięci. Są mechaniki, które obudzony w środku nocy zaprezentuję z zapałem, mimo że z grą 5 lat temu do czynienia miałem. I jest Dwellings of Eldervale, która ufundowała się na Kickstarterze w czerwcu 2020 pod patronatem wydawnictwa Breaking Games .
Pakowana przez mistrza zwykła zawartość
Zacznę od tego, co w grze zrobiło na mnie największe wrażenie- od wykonania. Będę opisywał edycję legendarną, w której pudło (40x16x33cm) można wygodnie transportować jedynie autem. Wypełnione jest przeróżnymi plastikowymi tackami pełnymi figurek, kart i wszelkich surowców . Wszystko zostało perfekcyjnie ułożone, żaden z elementów nie lata, karty w koszulkach idealnie wchodzą tam gdzie ich miejsce. Figurki potworów są niezbyt szczegółowe, lecz poza jedną z zatartą twarzą przyjemne się na nie patrzy. Wrażenie epickości potworów potęgują podstawki zwiększające dodatkowo wrażenie dominacji potwora nad planszą, zwłaszcza gdy odpalają się ich efekty audio przy każdym ruchu. Miłym akcentem jest też to, że każdy potwór robi ,,rRrR” w innym stylu: u jednych w ryku słychać płomienie, u innych łoskot toczących się głazów. Jeśli chodzi o pionki graczy, to są one na poziomie meepli z Carcassone, plus kilka pociągnięć pędzla poprawiających ich wizualność. Wspomniałem już o tym, jak wygodnie wchodzą w wypraskę (będącą równocześnie planszetką gracza)?
Poważną wadą jest natomiast karton rasy wsuwany (a raczej wpychany i stąd minus) pod plastikowe wypustki na wcisk – choć raz złożona gra będzie miała tego ślady. Surowce poza wypasionymi monetami wykonano z drewna bez grafik. Ich poziom przywodzi mi na myś jakieś euro za ok. 100zł (można zamienić na kartonowe zamienniki z grafikami, załączonymi dla nielegendarnej edycji).
Jak zapewne widzicie do wielu rzeczy można się przyczepić figurki niepiękne, kartony zużywalne, a audio nikomu do szczęścia potrzebne nie jest. A mimo to pod względem wykonania postawię wyżej Dwellings od piękniejszych Blood Rage (gdzie wszystkie figurki władowamy do jednego pudełka), czy Rising Suns (gdzie w czas składania gry możnaby rozegrać jakiś mniejszy tytuł), czy innego wypasionego KS, gdzie pudełka od używanych w trakcie gry elementów piętrzą się wokół stołu. A tu wypraski potraktowano jako wygodny element gry (gracz trzyma tam nieużywane pionki i surowce). Nieużywane talie? Nie ma problemu: leżą w tych samych pudełkach, co karty biorące udział w rozgrywce – są jedynie ,,zapieczętowane” (górna karta na rewersie ma grafikę zamkniętych drzwi). Wszystkie elementy przemyślano i mam nadzieję zobaczyć taką staranność oraz pomysłowość w innych tytułach.
Postaw pionek, zbierz zasoby…
Cel: PZ (punkty zwycięstwa). W swojej turze wybieramy jedną z dwóch akcji głównych (i dowolną liczbę dodatkowych). Albo stawiamy jeden z naszych pionków na planszę i wykonujemy akcję danego pola (przeważnie zbieranie żetonów surowców lub jedno z ponad 5 pól specjalnych), albo dokonujemy przegrupowania- zbieramy po kolei pionki z planszy, aby postawić je na pola akcji znajdujące się na naszych kartach. Jeśli wszyscy gracze wykonali przegrupowanie choć raz, kończy się ,,bezpieczny początek”. Budzą się potwory, możliwa staje się walka między graczami, a zwycięzcy potyczek zaczynają się wspinać na pełnym nagród torze chwały. I choć negatywna interakcja w worker placement zawsze cieszy (jak to powiedział mój KBB*: tu walka ma znaczenie, nie jak w Monumentalu, gdzie walczysz jedynie o pojedyncze punkty), to jej mechanika pozostawia trochę do życzenia. Zliczamy kostki (max.6), turlamy, kto miał najsilniejszą kostkę wygrywa. W przypadku remisu liczymy następną- brakująca liczy się jako zero. Niby nic wielkiego, ale bolą bitwy, kiedy 1kostkowy wieśniak bije 5kostkowego lewiatana. Przegrany zyskuje pewną rekompensatę w surowcach, usuwa pionek z planszy (odzyska go podczas przegrupowania), natomiast sama gra toczy się dalej. Jedno z pól umożliwia nam zakup kart, które dają nam dodatkowe zdolności przegrupowania i nie tylko (np. przerzucanie kostek raz na turę). Karty poza zdolnościami podnoszą naszą pozycję na torach żywiołów (więcej punktów), mogą też być ulepszane żetonami surowców z planszy. Mamy też osobną talię kart magii (nie mylić z kartami żywiołów), która zapewnia nam różne premie (surowce, kostki, punkty na koniec, etc.).
Gra dobrze się skaluje – działa w każdej konfiguracji, a jeśli kogoś zauroczy mechanika, różnorakie tasujące się talie zapewnią mu liczne urozmaicone rozgrywki.
Gra kończy się gdy wszystkie kafle pól zostaną dołożone (akcja jednego z pól), bądź ktoś postawi szósty domek (tracimy robotnika na rzecz punktów).
Finito. Podsumowanie Wojciecha
Ta gra mogłaby być wielka. Ma wszelkie podstawy- prosta mechanika, kombogenne karty, znacząca negatywna interakcja. Ale: za mechaniką nie kryje się głębia (brak możliwości zaplanowania jakiejś większej strategii). Tor żywiołów nie daje prawie nic poza punktami (a np. w Terra Mistyca za wspinanie się po jego odpowiedniku mieliśmy jeszcze manę na dodatkowe surowce/akcje). Karty w teorii zapowiadają jakieś nieziemskie kombosy, ale gra kończy się za szybko by ich przeciętne możliwości miały wpływ na grę (a gdyby zawierały jakieś ,,armageddony” pewnie padłby balans), zaś walka nie zachwyca (brakowało mi czegoś w stylu kart z Kemeta czy Gry o Tron– kombinowania, poświęcania samoodnawialnych zasobów, czajenia się na przeciwnika, który akurat wyrzucił swoje najmocniejsze atuty). Boli to zwłaszcza, że niemal od początku musimy wchodzić w interakcję z potworami i innymi graczami- plansza jest za mała na samotne hodowanie punkcików.
Czy uważam Dwellings of Eldervale za grę złą? Nie. To co zostało nam dane do sprawnie działa. Myślę, że wśród bardziej casualowych graczy tytuł ten zdobyłby popularność. Ja także bawiłem się nieźle. Problem w tym, że fani Osadników z Catanu, Talismana bądź Munchkina (nie lubię żadnego z tych tytułów) niekoniecznie skłonni są wydać ponad 400zł na jeden tytuł. Gdyby nie pandemia pewnie grywałbym w to z mniej planszówkującą częścią rodziny, a tak raczej będę próbował sprzedać w ramach świątecznych porządków.
Uwaga: gra zawiera tryb solo, lecz kiedy mam okazję odpalić tryb solo do planszówki siadam i gram na komputerze, więc nic o nim nie powiem.
*Kochany Brat Barbarzyńca
Plusy:
+prosta do nauki mechanika
+wykonanie przebijające większość insertów (wypraska pomaga podczas rozgrywki)
+możliwość ulepszania zakupionych kart
+liczne wyzwania taktyczne (choć proste)
+przegrywający bitwę otrzymuje rekompensatę
+mechanika akcji przegrupowania
Minusy:
-brak głębszej strategii
-walka za prosta
-potwory mają za mały wpływ na grę
-poświęciłbym podstawki dźwiękowe w zamian za wypraski nie żłobiące kartonów ras
– zaporowa cena dla graczy, którym chciałbym ten tytuł polecić
Grę Dwellings of Eldervale kupisz w sklepie
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(6 -dla graczy, którym mniej zależy na spędzeniu kilku godzin przegrzewając mózg, ocena może wzrosnąć o 1-2 oczka/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.
Co gra to opinia, nie ma się co kłócić. Dziwne jednak jest wymaganie od hybrydy – area control + eurasa, żeby od razu spełniała wymagania walki Kemeta/Gry o tron lub też żeby oferowała strategie jak u Tasciniego. To by znowu wydłużało i komplikowało rozgrywkę.
No i podziwiam poziom współgraczy z rodziny :), bo nigdy nie zaproponowałbym zagrania w Dwellings z mniej zaawansowanymi planszowo graczami.
Jeśli chodzi o rodzinę to taka zielona nie jest (Lordów Waterdeep uwielbia). Jeśli chodzi o moje wymagania- płacę kasę jak za Twilight Imperium to mogę mieć podobne oczekiwania (mocno uogólniając). Gdyby walka była poziomu wspomnianych gier to Dwellingsy oceniłbym dużo wyżej (to że pewnie gra wydłużyłaby się z kwadrans na gracza mi nie przeszkadza). Jak dla mnie, ta gra jest idealna by polecić ją graczom mającym wcześniej do czynienia z prostymi tytułami jako przejście dalej- ale uprzedzam, że ja szalony jestem i z 7-9 latkami po Splendorze, Aeon’s End i Star Realms poszedłem po Heroes of Land,Air and Sea.
Ok, no to zaawansowana rodzinka i podziwiam dzieciaki :) dla mnie prosta walka to atut, dla każdego co innego ;)