“Mały Pandemic” to przykład produktu, w którego istnieniu zbiegają się interesy dwóch grup. Z jednej strony mamy korpo-molocha-wydawcę Asmodee, który chce sprzedawać coraz więcej coraz nowszych produktów. A z drugiej konsumenta, który w pędzącym na łeb na szyję świecie ma coraz mniej czasu na spędzanie go przy instrukcji i przy rozgrywce. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że wypuszczanie prostszych i skróconych wersji popularnych tytułów to rzecz wręcz nieunikniona.
JAK A MA SIĘ DO B, JEŚLI…
Ubierając tę sytuację w formę zależności jak z gazetowej łamigłówki: Pandemic: Gorąca Strefa Europa ma się do Pandemica tak jak Wsiąść do pociągu: Nowy Jork ma się do Wsiąść do pociągu. W obu przypadkach sposób destylacji z pierwowzoru sedna rozgrywki przy zachowaniu większości wrażeń z niej płynących przy jednoczesnym skróceniu czasu trwania o ponad połowę jest godny uznania.
Jeśli kiedykolwiek graliście w Pandemica, to omawiany właśnie tytuł jest w zasadzie… taki sam. Uproszczenia nie dotknęły zasad poruszania się, rozprzestrzeniania się chorób po planszy, intensyfikacji zarażania po wybuchu epidemii ani łamigłówki związanej z przekazywaniem kart między graczami. Po prostu zmieniono skalę. Zamiast całego świata jest jeden kontynent. Zamiast czterech kolorów kart, tylko trzy. We wskazanych momentach dobieramy trochę mniej kart z trochę mniejszych stosów. Nawet karty są mniejszego formaty, chyba tylko dla podkreślenia ironii sytuacji. Najbardziej zdumiewającą dla mnie rzeczą był fakt, że po rozegraniu kilku pierwszych partii wcale nie miałem wrażenia, że gram w jakiś wykastrowany wariant. Nie twierdzę, że za faktem pojawienia się Gorącej Strefy na rynku stoi coś więcej poza cyniczną chęcią eksploatowania znanej marki, ale w tym cynizmie wydawcy byli bardzo solidni i kompetentni.
PIŁOWANIE I SKRACANIE
Małego Pandemica oceniam więc jako produkt zasadniczo udany. Bardziej udany, niż się tego po zapowiedziach spodziewałem. Po wycięciu z niego wszystkich wystających poza planowany obrys elementów okazało się nawet, że zostało trochę miejsca na upchnięcie drobnych nowości. W duchu inspiracji rozszerzeniami i wersjami legacy pojawił się tu drobny wariant, w którym w trakcie rozgrywki kolorowe choroby przestają się różnić wyłącznie kolorem i nabierają własnego charakteru. I związanych z nim modyfikacji reguł. A wszystko bez zbędnego komplikowania sprawy. Plus.
Pojawia się więc pytanie. Dla kogo? Wydaje mi się, że jeśli masz już na półce jedno lub więcej pudeł z tym czerwono-żółtym logo, tego już nie potrzebujesz. Wnioskuję, że Pandemica lubisz i chętnie grasz. I pewnie cenisz sobie jego łamigłówkowość i różnorodność związaną z pojawianiem się początkowych chorób w różnych częściach świata. W małej wersji ten aspekt trochę się wypłaszcza. Jeśli wycinamy z gry dosłownie wszystko co nie jest niezbędne, to nie zostaje w niej żadnego pustego miejsca. A to puste miejsce sprawia, że w pierwowzorze można zagrać partię, w której na planszy jeden z kolorów choroby prawie się nie pojawi, a inny będzie szalał w stopniu mocno powyżej średniej.
W Gorącej Strefie wbrew tytułowi jest dosyć letnio pod tym względem. Talia infekcji jest na tyle mała, a plansza na tyle skondensowana, że niezależnie od tego czy choroby na początku pojawią się na północy czy na zachodzie, to nie robi to specjalnie wielkiej różnicy. Do końca gry choroby będą pewnie wszędzie i po równo.
DŹWIĘK_STAREJ_KASY_FISKALNEJ.MP3
Druga rzecz, która trochę mnie zawiodła to liczba dostępnych postaci, których wybór przed grą robił zawsze największą różnicę pomiędzy poszczególnymi partiami. W tym małym pudełku są cztery postacie. I graczy też może do stołu usiąść czworo. W związku z tym partie w pełnym składzie mogą dosyć szybko wskoczyć w utarte schematy i zacząć się nudzić. Im mniej graczy przy stole, tym problem robi się mniej uciążliwy.
Rozwiązanie problemu znaleźć można w tabelce na końcu instrukcji. Pisząc słowa “można łączyć z innymi grami z serii” ktoś w myślach musiał usłyszeć odgłos ze śródtytułu umieszczonego parę linijek wyżej. I faktycznie, kupując kolejną grę, w której są cztery inne postacie zwiększamy pulę opcji i wszyscy są szczęśliwi. Ale wtedy Gorąca Strefa przestaje być już małą i tanią grą, bo na półce stoją już dwa pudełka. A poza tym tej drugiej części (Ameryka Północna) nie ma nawet jeszcze w zapowiedziach Rebela.
TO W KOŃCU DLA KOGO?
Już do Ciebie wracam graczu z kilku akapitów wcześniej. Uważam, że posiadając już kilka Pandemiców nie potrzebujesz już mieć tego, z jednym wyjątkiem. Gorąca Strefa może pełnić funkcję ewangelizacyjno-zaczepną. Zdecydowanie łatwiej namówić kogoś nieprzekonanego do zagrania w grę krótszą i mniej skomplikowaną niż w dłuższą i trochę trudniejszą.
A jeśli w ogóle nie znasz jeszcze gier z tej serii? Gorąca Strefa będzie bardzo dobrym wyborem. Do tej pory funkcję pierwszego stopnia do gier kooperacyjnych pełnił pierwowzór, a teraz mamy jego mniejszą wersję. Czy potrzebowaliśmy niższego stopnia? To nieistotne, bo teraz już go mamy.
Grę Pandemic: Gorąca Strefa - Europa kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Rebel za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.