W zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej znajduje się eksponat, nazywany „klockiem podróżnym opata Ponętowskiego”.
Jan Ponętowski (1530-1598), wychowanek Akademii Krakowskiej, w latach 1577-1587 opat w miejscowości Hradište na Morawach, był kolekcjonerem dzieł sztuki. Z jego kolekcji pochodzi pokazany na obrazku „klocek introligatorski”, czyli połączenie kilku osobnych, samoistnych wydawniczo dzieł w ramach jednej oprawy introligatorskiej. W tym przypadku dziełami są m.in. zbiór modlitw w języku niemieckim i 40 ilustracji z odbiciami drzeworytów Hansa Holbeina, przedstawiającymi popularny temat Todtentantz – „tańca śmierci”. Co ciekawe, wewnątrz tego zbioru rycin znajdują się ukryte zaczepy, po odblokowaniu których ukazuje się coś takiego.
Jest to oczywiście plansza do gry, znanej już od starożytności w różnych wariantach i pod różnymi nazwami. W średniowieczu nazywano tę grę po łacinie Tables, a po niemiecku Zabel czyli po prostu plansza. Innych gier planszowych wtedy praktycznie nie było, więc utożsamianie gry z planszą nie prowadziło do nieporozumień. Dopiero, gdy pojawiły się w Europie szachy, nazwa w języku niemieckim została doprecyzowana – skoro o ruchach kamieni decydowały rzuty kośćmi, połączono słowo Wurf, oznaczające rzut z dotychczasową nazwą i w ten sposób powstało słowo Wurfzabel. I stąd po polsku nazwa warcaby (a po czesku vrhcáby).
Jak już napisałem, gra miała wiele wersji i z czasem warcabami zaczęto nazywać używane w niej kamienie, a grywano np. w gryszforta, jak napisał Wespazjan Kochowski w XXX Pieśni Księgi I wydanego w 1674 zbioru „Niepróżnujące próżnowanie”. Oto fragment tego utworu:
Kędy warcaby już przed nimi znajdę,
Gryszforta zdamiś grali zawiłego,
Jeden jak kostkę rzucił,
I gniewał się i smucił,
Inną używaną w Polsce nazwą był tryktrak – słowo wywodzące się od dźwiękonaśladowczego francuskiego określenia Tric-Trac. W książce „Podróże w krainie gier” Lech Pijanowski opisał komplet tryktraka, datowany na rok 1584, przechowywany w Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Plansza wykonana została z wielu gatunków szlachetnego drzewa, a na ozdobnych kamieniach widnieją płaskorzeźby-portrety króla Stefana Batorego i kanclerza Jana Zamoyskiego. Nie wiem, czy ten zestaw wciąż się tam znajduje, bo muzeum nie odpowiedziało na maila.
Dlaczego więc warcabami nazywamy obecnie grę całkiem inną? Otóż gdy do Polski dotarła francuska gra Dames, tryktrak czy też gryszfort popadł już w zapomnienie. Ale używane do niego kamienie gdzieś po domach leżały. I okazało się, że do tej nowej gry świetnie pasują. A skoro w Dames grano warcabami, to po pewnym czasie zaczęto używać nazwy kamieni na oznaczenie całej gry.
Pisząc o warcabach nie można oczywiście pominąć „warcabów polskich”. Ponoć warcaby na 100-polowej planszy tak zostały nazwane, bo ich autorem był przebywający we Francji polski oficer. Wymyślił on kiedyś znakomitą kombinację, która nie mieściła się na tradycyjnej, 64-polowej planszy. I stąd zrodziła się idea powiększenia pola rozgrywki.
Gdy warcaby stupolowe dotarły do Polski (a było to nie tak dawno – w drugiej połowie XX wieku), historia ich rodowodu zaczęła być „rozbudowywana”. Wynalazcy tego wariantu wymyślono nawet imię i nazwisko – miał to być Maciej Żubr z orszaku Marii Leszczyńskiej, żony króla Francji Ludwika XV. Ale według historyków gier stupolowe warcaby powstały już w XVII wieku w Holandii, a nazwa „polskie” była wyłącznie zabiegiem marketingowym.
Wszystkie opisywane dotąd gry były niezależne językowo. Pierwszą grą, która miała na środku planszy instrukcję w języku polskim i polskie nazwy ważnych dla rozgrywki pól, była „Gra włoska ucieszna, gąską nazwana”, wydana w Krakowie w roku 1721.
Więcej o tej grze można przeczytać w artykule „300 lat gier po polsku”.
Gry planszowe nie były jednak w tym czasie w Polsce popularne. Z „Opisu obyczajów za panowania Augusta III” księdza Jędrzeja Kitowicza można się jedynie dowiedzieć, że
Nawet i ci, którzy bez pieniędzy, tylko dla rozrywki chcieli się zabawić, porzucili dawniejsze, szachy i warcaby jako żmudne i melancholiczne, a wzięli się do kart.
Nic więc dziwnego, że informacjom na temat różnych gier w karty oraz sławnych szulerów poświęcił Kitowicz więcej miejsca. Wymienia szereg nazw gier wtedy popularnych, a dziś już całkiem zapomnianych, jak rus, tryszak, chapanka, kupiec, kwindecz, mariasz czy faraon. I przytacza anagdoty, przykładowo o tym, jak generał Rozdrażewski „osobliwym szczęściem do kart obdarzony” kupił od księcia Sułkowskiego za 300 tysięcy złotych dwie wsie, po czym w ciągu jednej nocy całą sumę „co do szeląga” odegrał. A cały rozdział „O grach szulerskich” kończy zdaniem:
Tak zaś chęć do grania w karty nagle i mocno opanowała cały naród, iż ledwo kogo nalazł z pierwszych i ostatnich, którzy by się nimi bawić nie lubili; z panów zaś wielkich i paniczów kto nie znał kart, kto się nie mógł pochwalić, że podczas publiki w Warszawie albo podczas kontraktów we Lwowie, albo na trybunałach nie przegrał lub nie wygrał w karty sta jednego i drugiego tysięcy, a miał po temu fortunę, ten był poczytany za grubianina i żmindę*.
Z innych gier Kitowicz wspomina o kościach, kręglach (w które grali głównie Niemcy i Sasi) oraz pliszkach:
Pliszki były cztery drewienka z rózgi brzozowej urznięte, rozpłatane na dwoje, na pół cala długie, grube jak pręt w miotle. Każda zatem pliszka miała jednę stronę płaską, drugą okrągłą; rzucali nimi z ręki na stół; kto urzucił do pary, dwie na jednę stronę wywrócone, ten wygrał; komu padły trzy jednę stroną, a czwarta inszą, ten przegrał; kto zaś urzucił wszystkie cztery na jednę stronę płaską lub okrągłą, ten brał stawkę dubeltową.
Jak pisałem w poprzednim odcinku, polskie karty do gry wzorowane były na niemieckich, zarówno jeśli chodzi o kolory, jak i wygląd figur. O ile z rozpoznaniem, która karta jest królem, problemu nie było, bo były na niej królewskie atrybuty – korona, a czasem również berło, to trudniej jednak było odróżnić niżnika od wyżnika, skoro obie te karty przedstawiały postacie rodzaju męskiego. I dlatego na karcie niżnik symbol koloru był na dole, a na karcie wyżnik – na górze. Karty symetryczne, z postaciami przeciętymi na pół, pojawiły się dopiero w XIX wieku.
W XVII wieku pojawiły się w Polsce karty wzoru francuskiego, czyli takie, jakimi gra się na ogół do dziś. Nazwy kolorów zostały żywcem zaczerpnięte z francuskiego: pik – pique, kier – cœur, karo – carreau, trefl – trefle, a nie tłumaczone, jak to było w przypadku win, czerwieni, dzwonków czy żołędzi. W karty francuskie początkowo grywano tylko na dworze królewskim. Stopniowo, wraz z nowymi grami, takimi jak np. wist, zaczęły się rozpowszechniać ale wciąż używano starej terminologii, o czym świadczy chociażby jedna z bajek Ignacego Krasickiego, w której występują specyficzne nazwy kart:
Póki trwała chapanka między kartowniki,
Bił kinal z pancerolą króle i wyżniki.
Skończyła się chapanka, zaczęto grę inną,
Aż owa pancerola szóstką tylko winną.
W felietonie „Gółka z pancerolą”, wydanym później w zbiorze pod tym samym tytułem, Lech Pijanowski rozszyfrował część używanych niegdyś terminów. Kinal to obecnie walet kierowy, pancerola – szóstka pik, gółka – ósemka karowa, panfil – walet treflowy, ryndzia – dziewiątka kierowa itd. Większość używanych wtedy pojęć odeszło w zapomnienie wraz z dawnymi grami ale niektóre są wciąż obecne w języku polskim, choć mało kto kojarzy ich genezę. Np. w hazardowej grze w faraona gracz deklarował grę przeciw bankierowi, „zaginając parol” czyli róg karty. O grze w faraona mało kto słyszał, ale związek frazeologiczny „zagiąć na kogoś parol” wciąż jest używany.
*) „Żminda” to ówczesny synonim słowa skąpiec.
W tekście wykorzystałem cytaty i informacje, pochodzące z następujących źródeł:
- Andrzej Hamerliński-Dzierożyński „O kartach, karciarzach, grach poczciwych i grach szulerskich. Szkice obyczajowe z wieków XV-XIX”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976- Jędrzej Kitowicz „Opis obyczajów za panowania Augusta III”, Wirtualna Biblioteka Literatury Polskiej
- Wespazjan Kochowski „Niepróżnujące próżnowanie”, Kraków 1674
- Ignacy Krasicki „Bajki i przypowieści, na cztery części podzielone”, Warszawa 1779
- Jacek Partyka „Klocek podróżny opata Jana Ponętowskiego”, Blog Biblioteki Jagiellońskiej
- Lech Pijanowski „Podróże w krainie gier”, Iskry, Warszawa 1969
- Lech Pijanowski „Gółka z pancerolą i inne felietony”, KAW, Warszawa 1975
Powyższy felieton jest oparty na artykule, który pierwotnie ukazał się w numerze 6/7. Świata Gier Planszowych
Zobacz też: Część 1 – Czasy Piastów i Jagiellonów
Pozdrowienia; Przepraszam za automatyczne tłumaczenie z języka włoskiego: wybaczcie błędy!
Uprzejmie proszę o kontakt z Panem MICHAŁEM STAJSZCZAKEM (jeżeli mam kontakt to mogę do niego napisać, a on na mój e-mail): Bardzo proszę o informacje na temat starożytnych gier w Polsce. Jestem rzemieślnikiem i reprodukuję antyczne stoły: niedawno odkryłem tę stronę i gratuluję Ci pracy!
Dziękuję