Kolejny odcinek Historii Gier w Polsce obejmuje tylko 2 lata aczkolwiek jest trochę odniesień do tego, co działo się wcześniej ale nie zostało ujęte w poprzednim odcinku, bo efekty tych wcześniejszych zdarzeń były bardziej widoczne dopiero w latach 1993-94. A w tym okresie rzeczywiście bardzo dużo się działo. Przede wszystkim na polski rynek zaczęły trafiać gry importowane w polskich wersjach językowych. Jedną z pierwszych takich gier był Rummikub.
Zadecydował o tym w dużym stopniu przypadek. Lidia Hedzielska, będąc w 1990 w Holandii na wakacjach z grupą dzieci z domów dziecka trafiła do rodziny, w której Rummikub był głównym sposobem spędzania czasu i również zafascynowała się grą. Przywiozła ją do Polski i zaraziła pasją grono znajomych. Niestety gry nigdzie w kraju nie można było kupić, napisała więc do holenderskiego dystrybutora list z prośbą o umożliwienie zakupu 10 egzemplarzy. Po dłuższym czasie otrzymała przesyłkę ale nie z Holandii tylko z Izraela – od firmy Lemada czyli producenta gry wraz z zaproszeniem do Jerozolimy na pierwsze Mistrzostwa Świata i propozycją, by zajęła się dystrybucją w Polsce. Początki nie były łatwe przede wszystkim ze względu na cenę – gra kosztowała 5 razy więcej niż np. gry Sfery i kilkanaście razy więcej niż przeciętne gry dla dzieci. Ale i tak Rummikub został Grą Roku 1993 w ostatnim, jak się potem okazało konkursie Świata Młodych.
Zachęcona tym sukcesem firma Toma zaczęła sprowadzać do Polski inne gry Lemady, przede wszystkim Rummikuba w wersji mini i słowną wersję tej gry. Pozostałe pozycje to były gry przeznaczone dla dzieci, z jednym wyjątkiem – gra „W ciemno” to wariant Connect 4, w którym gracze wrzucają kulki do zasłoniętych pionowych rowków. Jeżeli gracz uzna, że ułożył zwycięską czwórkę, może zdjąć zasłonkę. Ale jeżeli jego przypuszczenia były błędne – natychmiast przegrywa.
Początek lat 90-tych był okresem sprzyjającym dynamicznym firmom. Niektóre z nich, odniósłszy sukces w jednej branży, próbowały zaistnieć również w innych, całkiem odmiennych. Tak na przykład szczecińska firma Reg-Met, specjalizująca się w metalowych regałach, została pierwszym w Polsce importerem gier i puzzli Ravensburgera. Nie na długo, bo w 1994 resztki sprowadzonego towaru sprzedawał … Bank Morski, który zapewne chciał w ten sposób odzyskać pieniądze z udzielonego kredytu. Z kolei właściciel firmy SanBud (branża sanitarno-budowlana) otworzył w Warszawie sklep z importowanymi grami. Był to projekt na ówczesne czasy nowatorski – na parterze były stoliki z wyłożonymi grami, w które można było zagrać, a w piwnicy punkt sprzedaży. W ofercie było początkowo około 30 pozycji w wersjach oryginalnych, z dołożonymi polskimi instrukcjami. Byłem w tym sklepie tylko raz i po tylu latach nie pamiętam, co to były za gry. Ale nie były to chyba jakieś hity, bo w artykule na temat sklepu, zamieszczonym wówczas w Gazecie Wyborczej, jako najbardziej atrakcyjne wymienione zostały 4 tytuły całkiem już dziś zapomniane: Oxford, Connections, Dark World i Zatre. Wprawdzie właściciele sklepu zapowiadali zwiększenia asortymentu do ok. 100 gier ale uruchomiony w kwietniu sklep nie dotrwał do sezonu świątecznego.
Bardziej przemyślany plan biznesowy miał Jacek Ciesielski. Pół roku po upadku firmy Ultima (o czym pisałem w poprzednim odcinku) założył hurtownię Joker. Początkowo handlowała ona tylko polskimi grami ale plany miała bardziej ambitne. I w maju 1993 roku wprowadziła na polski rynek grę Scrabble, produkowaną wówczas przez firmę Spear’s Games, która miała prawa do tego tytułu na cały rynek europejski. Początkowo gra sprzedawała się dość wolno. Przyczyną była oczywiście wysoka cena, jeszcze wyższa niż Rummikuba. Barierę stanowili przede wszystkim właściciele sklepów, którzy bali się inwestować w tak drogi produkt. Było to o tyle dziwne, że mieli w sprzedaży lalki Barbie w cenie jeszcze wyższej. Sytuacja zmieniła się z nadejściem sezonu świątecznego. Scrabbli w rezultacie zabrakło, co z kolei spowodowało skokowy wzrost sprzedaży Rummikuba, bo klienci szukali gry w podobnej cenie i podobnym wydaniu.
Być może do gwałtownego wzrostu popularności gry Scrabble przyczyniło się zorganizowanie w październiku 1993 pierwszych Mistrzostw Polski i turnieju dla dziennikarzy. Okazało się, że wśród najpopularniejszych wtedy w Polsce żurnalistów było kilku miłośników gry, co z pewnością pomogło w jej spopularyzowaniu. A skoro już jesteśmy przy temacie mistrzostw, to w czerwcu 1994 odbyły się pierwsze Mistrzostwa Polski w grze Rummikub, stanowiące zarazem eliminacje do II Mistrzostw Świata.
Joker nawiązał współpracę również z innymi zagranicznymi producentami gier. Od holenderskiej firmy Jumbo kupował różne gry dla dzieci ale także jedną z klasycznych gier dwuosobowych – Stratego. Nawiasem mówiąc wcześniej była na rynku polska podróbka tej gry, wydana pod nazwą Waterloo. Oczywiście dużo podobieństw do Stratego można doszukać się w wydawanej już dużo wcześniej i do połowy lat 90-tych wciąż obecnej na rynku grze Manewry morskie.
Kolejnym dostawcą Jokera była niemiecka firma F. X. Schmidt, która w tym czasie osiągnęła największy w swojej historii sukces – nagrodę Spiel des Jahres dla gry Blef i powiązany z nią gigantyczny efekt sprzedażowy – blisko 2 miliony egzemplarzy w ciągu jednego roku. Niestety w Polsce gra sukcesu nie odniosła. O niemieckiej nagrodzie mało kto słyszał, a Joker nie udzielił grze wystarczającego wsparcia. Bez reklamy taka gra jak Blef nie miała szans się sprzedać. Pudełko nie jest specjalnie atrakcyjne, zawartość pudełka tym bardziej – dość prymitywna plansza, 6 kubeczków, 31 kostek i to wszystko. Żeby przekonać się, co to za gra, trzeba w nią zagrać. A żeby zagrać, trzeba kupić i koło się zamyka.
Być może powodem braku zaangażowania w promocję Blefa było podpisanie przez Jokera umowy dystrybucyjnej z firmą Hasbro. Jak pisałem w poprzednim odcinku, pierwszym dystrybutorem Hasbro w Polsce była firma Ertrob. I to dla niej były przygotowane pierwsze wydane po polsku gry Hasbro – Pułapka na myszy, Upiorne Zamczysko, Zgadnij kto to i przede wszystkim Monopoly. Na to, kto miał być importerem Monopoly, wskazuje plansza polskiego wydania tej gry. Są na niej np. ulice Płowiecka i Marsa, a tak się składa, że siedziba firmy Ertrob znajdowała się przy ulicy Płowieckiej, niedaleko skrzyżowania z ulicą Marsa. Niestety pierwszy nakład Monopoly musiał być wycofany ze sprzedaży, bo załączone do niego banknoty nie pasowały nominałami do cen nieruchomości na planszy. A w dodatku firma Labo Market, wydawca Eurobusinessu, chciał zablokować wydanie w Polsce Monopoly, powołując się na zastrzeżenie swojej gry w Urzędzie Patentowym.
W rezultacie Monopoly weszło na polski rynek dopiero rok później, wraz z Ryzykiem i wznowioną przez Hasbro grą Master Mind. Z okazji polskich premier tych gier została zorganizowana impreza, na którą zostało zaproszonych wiele znanych osobistości. W turnieju uproszczonej wersji Monopoly (tylko 6 ulic) zwyciężył ówczesny wicepremier i minister finansów Marek Borowski. Jedna z gazet nadała więc reportażowi z tej gali tytuł „Borowski wykupuje Warszawę”.
Na rynku zabawkowym rok 1994 można uznać za rok Króla Lwa oczywiście za sprawą filmu Disneya, który wszedł wtedy na polskie ekrany. Firma Hasbro wydała, a Joker dystrybuował okolicznościową grę planszową ale nie była ona specjalnie udana i wielkiego sukcesu w Polsce nie odniosła. Hitem były za to puzzle z Królem Lwem, na których swoją potęgę zbudowała firma Trefl. Zapotrzebowanie było tak duże, że niewielka wówczas firma nie mogła nadążyć z produkcją, a w hurtowniach właściciele sklepów dosłownie walczyli o puzzle z Simbą. Oczywiście Trefl gry planszowe też już wtedy produkował ale to były przede wszystkim domina obrazkowe i inne gry adresowane wyłącznie do dzieci.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale na początku lat 90-tych czeski (a właściwie wtedy jeszcze czechosłowacki) rynek gier planszowych był znacznie uboższy od polskiego. Nic więc dziwnego, że oparta na mechanice Monopoly gra satyryczna Budujemy Pomnik Stalina mogła tam odnieść ogromny sukces. Ale przeniesienie tej gry na rynek polski było kompletnym niewypałem. Mimo, że gra była reklamowana w telewizji, a w pudełku był kupon, uprawniający do udziału w losowaniu BMW, Pomnik Stalina nie miał szans w rywalizacji z Eurobusinessem i Fortuną. Być może dlatego, że dla polskiego odbiorcy tytuł był całkiem niezrozumiały.
W 1991 roku została uruchomiona w Warszawie Giełda Papierów Wartościowych. Początkowo nie budziła ona specjalnego zainteresowania ale hossa, która nastąpiła w roku 1993 sprawiła, że giełda stała się tematem bardzo nośnym. Przyniosło to efekt także na rynku gier planszowych. Warszawska firma (nomen omen) Hossa, wydała wtedy gry Makler giełdowy i Rekin giełdowy, a nieco później firma, której nazwy nie pamiętam (niewykluczone, że była to ADMA s.c. z Zamościa), opublikowała grę Czerwone szelki. Nawiasem mówiąc pierwsza gra pod tytułem Makler giełdowy ukazała się w Polsce już pod koniec lat 80-tych XX wieku i była podróbką (nawet z zachowaniem oryginalnej grafiki) gry Executive Decisions.
Za pewnego rodzaju ciekawostkę można uznać grę Rekin Finansjery, wydaną w 1993 roku przez olsztyńską firmę Shark. Jak widać na obrazku, autor gry postanowił skrzyżować Monopoly z ruletką. Konkretnie wyglądało to w ten sposób, że zdobywca pola 42 stawał się właścicielem kasyna, w którym inni gracze mogli zawierać zakłady. Rolę ruletki pełniła talia kart, z których losowany był wygrywający numer. Z załączonej do gry ulotki wynikało, że wydawca zaplanował całą serię turniejów, które miały wyłonić Mistrza Polski ale z powodu słabej sprzedaży nic z tego nie wyszło.
Firma Sfera wprowadziła w 1993 roku na rynek kolejny dodatek do Magii i miecza czyli Smoki oraz samodzielną grę Troll Football. I najprawdopodobniej wydanie tej gry, która jest uważana za podróbkę Blood Bowl, doprowadziło do konfliktu z Games Workshop w wyniku którego Sfera musiała zaprzestać wydawania Magii i miecza.
W połowie 1994 roku Sfera zaczęła wydawanie nowej serii pod tytułem Magiczny miecz wraz z dodatkami, stanowiącymi w pewnym stopniu odpowiedniki dodatków do Magii i miecza. Na przykład Gród zastąpił Miasto. Jedynie Jaskinia nazwy zmienić nie musiała, bo buł to oryginalny produkt Sfery.
Firma Encore wprowadziła w 1993 roku na polski rynek dwie gry z figurkami – Battletech i Aerotech. Jednak prawdopodobnie z powodu wysokich cen nie zdobyły one dużej popularności i wciąż znacznie lepiej od nich sprzedawały się gry Memory i oparte na tej samej mechanice Zwierzaki.
Firma Dragon, na przełomie lat 80-tych i 90-tych praktycznie monopolista w tematyce wojennej, w latach 1993-94 skoncentrowała się na zmianie formy wydawania swoich gier z pakowanych w foliowe torby na pakowane w pudełka i nie wydała żadnej nowej pozycji. W jakimś stopniu wykorzystała to firma Novina, która rozpoczęła swoją działalność w roku 1992 od gier quizowych Potop i Uratuj Ziemię. Ale w roku 1993 wydała grę wojenną Kryptonim: Lew Morski, a w 1994 – Piekło na Pacyfiku. Inne gry Nowiny wydane w tym okresie to Celtyckie miecze, Szaleńczy wyścig, Sport Games i Fotograficzne łowy.
Z sukcesu Scrabbla skorzystała firma Carston Connection, wydając podobną, choć znacznie gorzej wykonaną grę Krzyżówka. Chyba bardziej udanym produktem tego wydawcy była gra Narysuj i zgadnij – pierwsza na polskim rynku gra kalamburowa, wzorowana na Pictionary.
Po 30 latach zagadkę stanowi dla mnie wrocławska firma Pulis. Wydała ona najprawdopodobniej w latach 1992-94 pięć gier: Imperium, Monarchia, Skarbiec, Baba Jaga i Operacja „Skorpion” ale żadna z nich się u mnie nie zachowała, a w internecie nie znalazłem ani jednej wzmianki o tych grach.
Na koniec jeszcze dwie informacje o sprawach nie dotyczących bezpośrednio gier ale mających wpływ na ich produkcję i dystrybucję.
W roku 1993 został wprowadzony w Polsce podatek VAT. Dla wydawców gier było to nawet korzystne. Początkowo gry, tak jak wszystkie zabawki, objęte były preferencyjną stawką 7%. Jedynie na karty do gry obowiązywała stawka podstawowa, wówczas 22%. Korzyść polegała na tym, że wcześniej producenci płacili podatek obrotowy w wysokości 7%, więc tu się nic nie zmieniało ale za to mogli sobie teraz odliczyć tzw. podatek naliczony, płacony np. przy zakupie papieru. A ponieważ większość kosztów (papier, druk, energia elektryczna itd.) było obciążone stawką podstawową, wydawca mógł występować do Urzędu Skarbowego o zwrot nadpłaconego podatku. I ten zwrot zwykle otrzymywał ale pracownicy skarbówki, nie nawykli do tego by pieniądze oddawać, zwykle przeprowadzali w takiej sytuacji kontrolę.
W pierwszej połowie lat 90-tych zaczęły w Polsce powstawać pierwsze hipermarkety. Wymusiło to na wydawcach gier (oczywiście tych, którzy chcieli w hipermarketach sprzedawać) pewne zmiany technologiczne. Gry musiały być foliowane albo w inny sposób zabezpieczone przed otwarciem pudełka, a spód pudełka nie mógł być białą plamą tylko musiał zawierać informacje na temat gry, bo klient niczego od sprzedawcy nie mógł się dowiedzieć. Oczywiście importerzy gier byli na to przygotowani – na Zachodzie samoobsługowa sprzedaż była stosowana już od dawna, co zresztą wpłynęło w znacznym stopniu na politykę wydawców. W takich firmach jak Hasbro podstawowym kryterium kwalifikacji gry do wydania stało się to, czy da się dla niej stworzyć atrakcyjny film reklamowy.
Z przyjemnością śledzę tą serię. Aż mi się łza w oku kręci na wspomnienie gier od Sfery, Noviny i Encore`u. Jeśli mnie pamięć nie myli to w Aerotechu nie było figurek, a jedynie żetony. W Battletech`u owszem – był plastik, który jak na tamte czasy prezentował się cudownie – niektóre mechy miały ruchome ramiona :)
Prawdopodobnie masz rację co do Aerotecha. Zresztą Battletech też był sprzedawany bez figurek, a figurki dokupywało się osobno.
Operacja Skorpion! Miałem ją jako dziecko, niestety nie ma jej już u moich rodziców:( Fajne czasy:)