Klasyczne gry karciane były dla wielu graczy powodem, dla którego zainteresowali się oni nowoczesnymi planszówkami. U mnie w domu karcianki jakoś niespecjalnie gościły przy stole. Owszem grywałem z kolegami w tysiąca, remika czy 3-5-8 ale były to raczej epizody. Może dlatego gry trick takingowe nie budzą u mnie takiego sentymentu. Ale jest jeden wyjątek, dla którego każdemu kolejnemu tytułowi z tej kategorii chcę dać szansę.
Tym wyjątkiem jest Tichu – gra którą poznałem w 2016 r. czyli w momencie kiedy znałem i recenzowałem już nowoczesne planszówki i karcianki. Gra ta absolutnie mnie zauroczyła i od momentu, w którym ją poznałem mam bardzo pozytywne nastawienie do gier z mechaniką zbierania lew. Niestety, żaden inny tytuł w który grałem później – łącznie z tak popularna Załogą – nie zbliżył się u mnie nawet na jotę do poziomu sympatii jaką darzę Tichu.
A jak się do tego wszystkiego ma Velonimo: Zwierzę na rowerze? Ano tak, że Velonimo to również gra trick takingowa, wydana niedawno w Polsce przez Rebel. Zasiąść może do niej od dwóch do pięciu osób, a jedna rozgrywka powinna zająć między dwa a trzy kwadranse. Pudełko informuje, że do gry mogą usiąść już 7-latki. Nie sprawdzałem tego, ale wnosząc po prostocie zasad sądzę, że uczeń pierwszych klas szkoły podstawowej, pod początkowym nadzorem dorosłego, spokojnie by sobie z rozgrywką poradził.
Zasady gry
Jak wspomniałem Velonimo to gra o zbieraniu lew. A w zasadzie o schodzeniu z karty, bo punkty są tu przyznawane nie na zgarnięte karty, a za przeciwników, którzy pozbyli się kart po tobie. I tak, jeżeli ostatnią kartę zagrałem, jak trzech z moich przeciwników miało jeszcze swoje na ręce, to otrzymuję – w zależności od rundy – 3, 6, 9, 12 lub 15 punktów (wielokrotność 3), a jakbym zszedł przedostatni to dostałbym 1, 2, 3, 4 lub 5 punktów (wielokrotność 1), bo wyprzedziłem jedną osobę.
A jak z kart schodzimy? Przebijając układ przeciwnika. Układem mogą być karty w jednym kolorze, ale o różnych wartościach albo karty tej samej wartości w różnych kolorach (układ może się składać również z pojedynczej karty). Dość specyficzny jest system liczenia wartości układu. Nie dodaje się po prostu wartości kart, a każda karta liczona jest za 10 i do wyniku dodaje się wartość najmniejszej karty. To robi pewną różnicę, bo licząc wartościami kart jednokolorowy układ kart o wartościach 2, 5 i 7 byłby wyższy od układu trzech 3 (14 vs 9), podczas gdy w Velonimo trzy 3 będą miały przewagę (32 vs 33).
Do tego mamy jeszcze trzy specjalne rodzaje kart. Karty ucieczki to pojedyncze, niepasujące do żadnego układu karty w wysokich wartościach (od 25 do 50). Karty lidera to karty z cyfrą 1, dzięki którym możemy korzystnie wymienić nasze karty z przeciwnikiem. Karta z koszulką lidera, to dżoker, który daje +10 oczek do wartości dowolnego układu.
Punktację umówiłem wcześnie. Warto tylko podsumować, że gramy łącznie pięć rund, a w każdej rundzie dostajemy za każdego pokonanego przeciwnika tyle punktów, jaką wartość ma ukończona runda. Grę wygrywa osoba z największą liczbą punktów zwycięstwa po ostatniej rundzie, a w przypadku remisu (o co wcale nie jest tak trudno), osoba, która skończyła szybciej piąty etap wyścigu.
Wrażenia z rozgrywek
Grałem w Velonimo z dziewięcioma różnymi osobami (w składzie 3-, 4- i 5-osobowym), i generalnie gra budzi sympatię. Nic w tym dziwnego – ładne grafiki, proste zasady i mechanika znana z klasycznych karcianek ułatwiają pierwszy kontakt z tytułem. Z pewnością jest to więc dobra gra do pokazania graczom, którzy jeszcze w nowoczesne planszówki nie grali, za to grywali lub wciąż grywają w klasyczne gry karciane.
Trudno mi natomiast stwierdzić, czy mogę tę grę polecić osobom, które grywają w – na potrzeby recenzji przyjmijmy tę nazwę – nowoczesne gry trick takingowe. No, dla mnie to poziomu Tichu to Velonimo duuużo jeszcze brakuje. Również Załoga – choć za nią osobiście nie przepadam – jest grą wiele ciekawszą i bardziej oryginalną. Za to Velonimo bardziej podobało mi się od Trefli i Niet (choć w to drugie grałem już dosyć dawno). BGG pokazuje mi, że z trick takingu grałem jeszcze w Grę ze śliwką (i ta faktycznie podoba mi się bardzo), ale trudno mi obie gry porównać.
Przechodząc jednak do konkretów. Velonimo jest przyjemne, potrafi na chwilę wciągnąć i pozwala nieco pokombinować z układaniem kart oraz kolejnością ich zagrywania. Brakuje jednak w grze czegoś, co wywołałoby u mnie efekt „wow”, co by mnie przyciągnęło na dłużej i zachęciło do kolejnej partii.
Na dodatek jest kilka rozwiązań, których sensu nie do końca rozumiem, jak chociażby progresywny system punktacji. Dlaczego zwycięstwo w czwartej rundzie jest warte więcej niż zwycięstwo w pierwszej i drugiej razem wziętych, a zwyciężając piątą rundę w pełnym składzie można wygrać, nawet jeżeli we wszystkich poprzednich etapach było się w ogonie? Miałoby to dla mnie sens gdyby poziom trudności wyścigu rósł, a gra pozwalała zbudować silniczek, który na koniec odpalamy. Ale nie, jeżeli każda runda wygląda tak samo.
Tym bardziej, że gra jest jednak losowa i to nawet ponad standardową miarę cechującą tytuły trick takingowe. A to za sprawą – w mojej opinii – zupełnie bezsensownych kart ucieczki. Grałem w Velonimo sporo razy i jeszcze ani razu nie zdarzyło się, żeby udało się komuś przebić jakimkolwiek układem kartę ucieczki z numerem 50 (choć jest to możliwe). Oznacza to, że gracz który ją wylosował, zupełnie bez żadnej swojej zasługi, ma w zasadzie niemal pewność zgarnięcia jednej lewy, a to w takiej grze jednak spora przewaga. Oznacza to też, że praktycznie żaden z graczy, który nie dysponuje wysokimi kartami ucieczki nie jest w stanie nic zaplanować, bo nie może przewidzieć czy ta karta, którą przeciwnik trzyma na ręce, nie przebije mu misternie przygotowanego układu składającego się np. czterech 4. Ja wiem, Smok i Phoenix w Tichu też były przegięte, ale obie te karty były niejako „skażone” bo jedna szła do przeciwnika, a druga dawała właścicielowi punkty ujemne.
Podsumowując, Velonimo: Zwierzę na rowerze jest warte uwagi wielbicieli trick takingu i warte pokazania miłośnikom klasycznych karcianek. Pozostali – w tym ja – na pewno w Velonimo raz czy dwa razy zagrają, bez bólu czy uprzedzeń. Ba, pewnie nawet będą się dobrze przy tych rozgrywkach bawić. Nie sądzę jednak, żeby po tych partiach nabrali oni niepohamowanej potrzeby natychmiastowego nabycia tej karcianki do swojej kolekcji. Mogę się jednak mylić. W końcu do pierwszej partii w Tichu sam zasiadałem zdecydowanie nie w przypływie wielkiej euforii, a wyłącznie z recenzenckiego obowiązku.
Grę Valonimo: Zwierzę na rowerze kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Rebel za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Ot, nie mogę powiedzieć, że gra jest zła, ale też nie znajduje w niej niczego takiego, co skłoniłoby mnie, żeby ją polecać, czyli totalny przeciętniak. Sporo istotnych wad wpływających na grywalność. Odczuwalne zalety powodują jednak, że osoby będące fanami gatunku – mogą znaleźć w niej coś dla siebie.