Zdarzają się takie gry, że patrzysz na ich zapowiedź i czujesz, że to będzie TO! Dwa krótkie zdania opisu, jedno zdjęcie, a Ty zaczynasz się niecierpliwie zastanawiać, kiedy będziesz mógł/mogła położyć na niej ręce… Aż wreszcie przychodzi TEN dzień, otwierasz pudło i … nadchodzi Wielka Chwila Prawdy!
Gniew Aniołów to gra dla od jednej do czterech osób, w której gracze wcielają się w rolę Arcydemonów i Archaniołów wysyłających swoje armie do walki o duszę człowieka. Brzmiało to świetnie w zapowiedzi, do tego fajne rendery figurek – wystarczało aby wzbudzić moje zainteresowanie.
Pudło Gniewu Aniołów jest z tych dużych, gdyż musi pomieścić sporo figurek demonów i aniołów oraz elementy terenu. Do tego dochodzą sztywne plansze, spora ilość kart i niezbyt duża instrukcja. Karty i plansze są dość solidne… ale figurki już niestety nie. Są niskiej jakości (zwłaszcza te małe) i jedyną ich pewną zaletą jest to, że to nie są gumoludki – plastik jest twardy.
Gracze losują/wybierają kartę przedstawiającą ich główną postać, oferuje ona kilka cech specjalnych oraz dodatkowe karty do talii gracza. Talia ta zawiera specjalne umiejętności i akcje które można wykorzystać podczas rozgrywki. Co więcej, wchodzi tu element deckbuildingu – mamy talię ogólną z której wykładamy cztery karty, które możemy kupić (jak nie kupimy, to je odrzucamy aby pociągnąć kolejne). Po kupieniu kartę włączamy do swojej talii podstawowej, wyrzucając jedną ze starych, mniej potężnych kart. W ten sposób możemy sprofilować swoje akcje aby pasowały do naszego stylu gry.
Plansza jest podzielona na kwadratowe pola i (zgodnie z rozstawieniem dla konkretnej ilości graczy) wystawiamy na niej tereny przedstawiające źródła zasobów oraz swoje potężne armie. W centrum znajduje się pole reprezentujące ludzką duszę – ten kto kontroluje ją na koniec swojej rundy dostaje punkt duszy – zebranie siedmiu kończy grę zwycięstwem.
Są dwa rodzaje zasobów, jedne pozwalają na kupowanie kart a drugie zwiększają pulę uzupełnień naszych szeregowych Aniołów/Demonów. Jednych i drugich jest zawsze za mało, o wiele wiele za mało…
Na każdym polu mieści się maksymalnie dziewięć małych figurek jednej strony. Teren oraz każda duża figurka zabierają miejsce czterech lub sześciu małych. Podstawowy ruch to przesunięcie jednej grupy figurek o jedno pole, ale nie można przeskakiwać na stojącymi oddziałami ani przepełniać pól na które się wkracza. To powoduje, że wykonywanie ruchów wymaga starannego przemyślenia aby uniknąć blokowania swoich sił.
Wkraczając na pole kontrolowane przez wroga doprowadzamy do walki. Obaj gracze rzucają pewną ilością kości (zależną od ilości i rodzaju figurek) i możemy na nich uzyskać trafienia, pudła lub znaki obrony. Każde nasze trafienie zabija małego przeciwnika lub rani dużego, każda obrona chroni przed jedną raną.
W podstawce są cztery scenariusze, solo, dla dwóch, trzech i czterech graczy. Scenariusz solo oczywiście ma specjalne zasady, które opisują napierającą na nas nieskończoną hordę zła. Od razu muszę przyznać, że to jest rozczarowujące, Całe zróżnicowanie kolejnych rozgrywek sprowadza się do tego, że gracze mają inną kartę Arcydemona/Archanioła i odrobinę inne talie. Nuda… Domyślam się, że wydawca zostawił sobie miejsce na wydanie dodatku ze scenariuszami. Szkoda.
Muszę się przyznać, że Gniew Aniołów stanowił dla mnie jako recenzenta poważne wyzwanie. Nigdy do tej pory tak ciężko nie było mi się zebrać do pisania recenzji. Jestem tą grą rozczarowany a równocześnie mam poczucie, że moja oceną jest niesprawiedliwa. Może to moja wina? Może za wiele oczekiwałem od tej gry? Bo przecież poszczególne klocki są OK… tyle, że jako całość nie bardzo chce to wszystko działać.
Jest próba zbudowania klimatu przez fajne figurki oraz komiks, który ma pomóc przyjąć właściwe nastawienie. Ale mi jakoś nie pomógł. Niska jakość figurek powoduje, że nie chcę im się zbytnio przypatrywać, więc też nie są w stanie narzucić klimatu. Pole bitwy zupełnie nie kojarzy mi się w niebiańskimi sferami lub kręgami piekieł ani też ludzką duszą…
Narzucenie celu rozgrywki w postaci kontroli centralnego punktu planszy powoduje, że nie ma miejsca na zebranie sił i stworzenie potężnej armii, bo nie możemy pozwolić wrogowi na okopanie się w kluczowym punkcie. Tak więc od razu rzucamy się do wyżynki w centrum, kto przetrwa dłużej ten wygra grę. W efekcie trudno się pozbyć wrażenia, że kto rzuca lepiej ten wygrywa.
Jest twist w postaci deckguildingu… tyle, że karty są za drogie i jest za mało czasu aby zbudować coś ciekawego. Lepiej jest budować rezerwy podstawowych jednostek, aby móc zalać przeciwnika masą…
Ogólnie mam poczucie, że autor gry Gniew Aniołów zapatrzył się w Memoir’44 lub BattleLore, postanowił nadać jej mistyczny klimat i dodać deckbuilding… Ale mu nie wyszło. Naprawdę, wolałbym zagrać w jedną z tych gier, ze stałą talią ale za to z dużą ilością rozmaitych scenariuszy.
Szkoda, naprawdę szkoda.
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(4/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.