Są tu jacyś fani muzyki? Jeżeli tak, to z góry serdecznie ich przepraszam, bo ja się na muzyce nie znam zupełnie i o Mozarcie widziałem do niedawna tylko tyle, że był wybitnym kompozytorem, Austriakiem z pochodzenia i żył w XVIII wieku. Teraz – dzięki grze Lacrimosa – na jego temat wiem trochę więcej, ale nie oszukujmy – nie po to brałem ten tytuł do recenzji, żeby poszerzyć swoją wiedzę muzyczną lecz żeby przekonać się, jakie ciekawostki mechaniczne zafundowali nam Gerard Ascensi i Ferran Renalias i czy w ogóle warto tą grą się zainteresować.
Lacrimosa, wydana przez studio Devir Games, to gra na 1 do 4 graczy, w wieku 14+ lat, w którą pudełkowa partia zajmować będzie około 90 min. Podkreślam, pudełkowa, bo realnie – mimo że mechaniki nie są zbyt skomplikowane dla bardziej doświadczonych osób – partie (nawet dwuosobowe) potrafią trwać około dwóch godzin. Fabularnie w rozgrywce wcielamy się w sponsorów wielkiego artysty, którzy tuż po jego śmierci postanawiają sfinansować ostatnią część jego wielkiego dzieła – tytułową Lacrimosę. W grze, poza poszukiwaniem twórców zdolnych dokończyć utwór mistrza, będziemy podróżować po Europie wystawiając lub sprzedając dotychczasowe dzieła kompozytora. Fabularnie to tyle co zapamiętałem, choć fani muzyki i twórczości Mozarta są w stanie z tego tematu wyciągnąć znacznie więcej ciekawostek (czego byłem świadkiem). My przejdziemy jednak w tym miejscu do mechaniki i zasad rozgrywki.
O zasadach
Mechanicznie gra oparta jest na prostym acz oryginalnym i sprawnie działającym twiście. Z puli kart dostępnych na ręce wybieramy dwie, z których jedną wykorzystujemy jako akcję, a drugą jako zasoby na przyszłą rundę. I o ile z wielofunkcyjnymi kartami mieliśmy już do czynienia np. w Na chwałę Rzymu lub La Granja, to aspekt w którym w jednym ruchu dokonuję taktycznego wyboru najbliższej akcji przy jednoczesnym strategicznym zaplanowania zasobów na kolejna rundę jest dla mnie czymś świeżym.
Samych akcji do wyboru mamy pięć z czego dwie służą do zakupu kart z jednej wystawki – dzięki jednej kupujemy karty utworów leżące w naszym tableau, drugą kupujemy mocniejsze wersje kart akcji posiadanych na ręce. Pozostałe trzy akcje to sprzedaż lub wystawienie utworu, podróż po Europie oraz zatrudnianie kompozytorów, którzy ukończą dzieło Mozarta.
Każda z tych akcji jest swoistą minigrą, odbywającą się na innej części planszy, angażującą inne zasoby graczy, oraz – co oczywiste – przynoszącą inne korzyści. Przykładowo karty z wystawki kupujemy w górnej części planszy. Jedne z nich są ulepszonymi wersjami startowych kart akcji, inne utworami, które możemy wystawiać lub sprzedawać zyskując monety. Środkowa część planszy przedstawia mapę Europy, po której podróżuje nasz kompozytor, poruszając się po ścieżkach pomiędzy wyznaczonymi masztami. Podróże są kosztowne, ale w zamian możemy zyskać bonusy za odwiedzenie miast lub nawet zdobyć kontrakt, którego wypełnienie da nam dodatkowe punkty na koniec partii. Dolna część planszy przedstawia postęp w ukończeniu naszego requiem. W tym celu opłacamy dwóch kompozytorów, którzy zostają zaangażowani w tworzenie pięciu części utworu. Im bardziej dany artysta przyczyni się do stworzenia danego fragmentu Larcimosy, tym większy splendor na niego spłynie, a na tym z kolei skorzystają gracze go opłacający.
Z trzema rodzajami aktywności korespondują też trzy rodzaje waluty, którą musimy za nie płacić (+ monety, które przydają się zawsze). Do pozyskania kart utworów potrzebne będą żetony talentu, do podróżowania po mapie niezbędne są oczywiście żetony podróży, natomiast requiem opłacamy za pomocą żetonów kompozytorów. Waluty te możemy pozyskiwać w dwóch formach – tymczasowej zaznaczanej za pomocą suwaków i resetowanej na koniec rundy oraz stałej, reprezentowanej w żetonach.
Rozgrywka trwa pięć rund, po których następuje punktacja końcowa. Punkty zwycięstwa – w przeciwieństwie do walut – są jednorodzajowe, ale za to istnieje kilka sposobów ich zdobywania. Pewną ich część dostaniemy już w trakcie rozgrywki, jednorazowo lub co rundę (w zależności od źródła ich pozyskania). Gros punktów przyniesie nam jednak końcowa punktacja, oparta o pozyskane w trakcie rozgrywki i zrealizowane kontrakty, sponsoring kompozytorów tworzących Lacrimosę i pozostałe w naszym posiadania zasobach.
O wrażeniach
Moim zdaniem Lacrimosa jest naprawdę niezła. Podoba mi się w niej masę rzeczy, a jednocześnie nie dostrzegam nic, co jakoś szczególnie przeszkadzałoby mi w rozgrywce.
Zacznijmy od głównej mechaniki. Motyw z wyborem dwóch kart jest świeżym i bardzo udanym pomysłem. Ja w pierwszym odruchu koncentruję się na tym co chcę zrobić na bieżąco (czyli której karty chcę użyć jako akcji), ale zaraz potem nachodzi głębsza refleksja, co do tego której karty użyję jako przyszłych zasobów. Zasoby to tutaj tylko jedna strona medalu, drugą jest to, że karty włożonej pod planszetkę jako zasób nie będę mógł już wykorzystać w bieżącej rundzie jako akcję. Jeszcze głębszego znaczenia ta decyzja nabiera w momencie, kiedy chcemy kupić z wystawki nową kartę akcji, bo wówczas musimy z talii wyrzucić tę, którą wybierzemy jako kartę zasobu (podmieniamy ją z nowo nabytą kartą). Rozwiązanie to przypomina mi trochę mechanizm zastosowana w Newtonie, gdzie co rundę pozbywaliśmy się jednej karty przeznaczając ją na stałe wzmocnienie którejś z akcji. W Lacrimosie mechanika ta wydaje mi się odgrywać jednak dużo większą rolę.
Kolejna rzecz, która mnie urzekła to cały szereg drobnych powiązań pomiędzy, pozornie mało zależnymi od siebie, minigrami. Przykładowo zatrudnianie kompozytorów to głównie walka o przewagi na poszczególnych fragmentach utworów, ale też pewne bonusy natychmiastowe, które niekiedy dadzą surowiec na wykonanie innej planowanej akcji. Karty utworów to przede wszystkim środek do zarabiania pieniędzy za koncerty, ale nieraz też sposób na realizację kontraktów. Wycieczki po Europie – źródło tych kontraktów – zapewnią nam też dodatkowe profity w odwiedzonych miastach, ale nierzadko np. pod warunkiem, że mamy w taleau odpowiednią kartę utworu.
Masa możliwości, to też masa pokus, co z kolei rodzi masę decyzji i wyborów. Samo to, że (poza monetami) mamy trzy rodzaje zasobów, a każdy z nich występuje w dwóch formach (stałej i tymczasowej) determinuje nam konieczność optymalizacji akcji, pod planowany kierunek działań (np. jeżeli chcemy zdobywać kontrakty to koncentrujemy się na żetonach podróży, a odpuszczamy nieco żetony talentu i kompozytorów). Na szczęście możliwości pozyskania dóbr jest sporo, a my musimy znaleźć to najbardziej dla nas optymalne. Fajnie też, że mamy kilka sposobów punktacji, a odpuszczenie któregoś to danie fory przeciwnikowi (przeciwnikom). Opłacanie kompozytorów wydaje mi się sposobem najbardziej efektywnym, ale też i najbardziej ryzykownym, bo przewagę w danym obszarze możemy stracić do ostatniej chwili, a zrealizowanego kontraktu nikt nam już nie odbierze.
Na koniec nie mogę pominąć kilku innych, drobny elementów, które dokładają małą cegiełkę do mojego pozytywnego odbioru gry, jak np. nienachalna acz emocjonująca interakcja (o karty, o finansowanie kompozytorów, o bonusy na mapie) czy kilka opcji początkowego setupu (kompozytorzy, karty bonusów na koniec rundy, płytki miast ) zwiększających regrywalność.
Minusów na tę chwilę musiałbym szukać nieco na siłę. Być może problemem będzie czas rozgrywki w pełnym składzie, bo ja grałem wyłącznie w 2 i 3 osoby a i tak było długo. Niemniej jednak ani na chwilę się nie nudziłem w turach innych graczy, ponieważ planowanie własnych ruchów jest tutaj dość absorbujące.
Podsumowanie było w zasadzie już na początku opisu wrażeń, ale powtórzę je jeszcze raz: Lacrimosa to dla mnie naprawdę porządne, średnio-ciężkie euro (wagi wspomnianego Newtona czy ), w którym podoba mi się masa rozwiązań, a nie widzę specjalnie jakiś wad. Być może 8-10 rozgrywka ujawni jakieś niedociągnięcia, jednak nie wydaje mi się, że mogłyby być one na tyle istotne, żeby gra wyleciała z mojej kolekcji. W każdym razie, na tę chwile jest ona u mnie bezpieczna i z pewnością jeszcze nieraz wyląduje na stole.
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Mam nadzieję, że w grze nazwisko Mozart jest pisane prawidłowo, z jednym „z”.
Łaładnie ttto ttak sisię nnaśmiewać, jjak ktośś ssię jąka ;)
Dzięki za zwrócenie uwagi. Wychodzi moja ignorancja muzyczna :)