Panowie Eduardo Baraf i Steve Finn to chyba zapaleni działkowicze. To za ich sprawą polscy gracze mogą cieszyć się m.in. takimi tytułami jak Niezłe ziółka, Moje skarby i – wydany ostatnio – Pachnący ogród (S. Finn jest ponadto autorem Kwiaciarenki), W Moje skarby nie grałem, ale co do pozostałych trzech tytułów mogę powiedzieć, że łączą je kieszonkowy rozmiar pudełka oraz prosta i szybka rozgrywka z jakimś niebanalnym pomysłem w zasadach.
Wszystkie wymienione na wstępie tytuły (w tym i Floriferous oraz niewydane jeszcze w Polsce Delicious) były już w Games Fanatic opisywane i otrzymały bardzo pochlebne opinie od naszych recenzentów. Tym razem mi przypadła okazja do zrecenzowania polskiej wersji Floriferous, wydanej przez Rebe pod nazwą Pachnącego ogrodu.
O zasadach
Zasady, podobnie jak przy pozostałych grach z tej serii, są banalnie proste. Układamy rzędy kart w liczbie równej liczbie graczy +1 a potem z pierwszej kolumny gracze wybierają po jednej karcie i dokładają do swojego tebleau. Czynności tę powtarzamy dla każdej kolejnej kolumny aż do piątej. Następnie odrzucamy pozostałe na stole karty robimy kolejną wystawkę i gramy w identyczny sposób jeszcze dwie rundy.
A gdzie te myki, które robią tę grę ciekawą? W zasadzie są dwa – kolejność wyboru kart i liczba źródeł punktowania, której nie powstydziłby się sam Feld.
Co do kwestii kolejności wyboru kart – liczba kart na wystawce nie jest uzupełniana więc warto być pierwszym graczem, żeby mieć większe możliwości wyboru. Żeby jednak mieć pewność, że się będzie pierwszym w następnej kolejce trzeba wybrać kartę z najwyższego rzędu, bo właśnie to z którego rzędu wybieramy determinuje to, którzy będziemy wybierali z kolejnej kolumny (działa to podobnie jak mechanizm wyboru kafelków w Kingdomino).
Co do źródeł punktowania mamy ich aż 6. Żeby je jednak zrozumieć musimy wiedzieć co znajdziemy w kartach leżących na stole.
Po pierwsze znajdziemy tam karty ogrodu rozmieszczone w rzędach w liczbie równej liczbie graczy. Na tych kartach możemy natomiast znaleźć kwiatki w pięciu rodzajach, pięciu kolorach, a na części może czasem występować jeden z pięciu gatunków owadów. Poza kartami kwiatków znajdziemy też karty bukietów i ozdób ogrodowych. Na niektórych kwiatach mogą być również umieszczone kamienie (w postaci żetonów).
Ostatni rząd do dobierania tworzą karty pragnień. Te są takimi osobistymi celami – zawierają określone wymagania (np. różne gatunki owadów, ten sam kolor kwiatków, czy po prostu określony rodzaj kwiatka/koloru/owada) i dają właścicielowi punkty w zależności od tego jak dobrze dane wymaganie spełnił.
Nad kartami do dobierania leżą karty nagród. Te chcą od nas zebrania określonego zestawu. Wymagania tych kart sprawdzamy co rundę i im prędzej gracz je spełni tym większą nagrodę punktową dostanie.
Poza kartami pragnień i nagród, punkty dostarczają wspomniane wyżej bukiety (podobnie jak nagrody wymagają od nas określonego zestawu kart) ozdoby ogrodowe (tu punktują przewagi nad pozostałymi graczami) oraz kamienie (2 kamienie to jeden punkt plus ten kto zebrał najwięcej kamieni dostaje kartę herbatki wartą kolejne dwa punkty).
Osoba z najwyższym wynikiem po trzech rundach wygrywa grę.
O wrażeniach
Jak pisałem Pachnący ogród jest grą małą, lekką, kieszonkową. I przy zakupie musimy mieć świadomość, że w konsekwencji posiada wszystkie zalety i wady takich właśnie małych, lekkich i kieszonkowych gier. Kwestia tego czy te pierwsze cenimy bardziej, czy te drugie bardziej nam przeszkadzają.
Pierwsza zaleta nasuwa się sama – gra jest mała i lekka (zarówno w znaczeniu rozgrywki jak i wagi), a to oznacza, że możemy ją zabrać prawie wszędzie nie musząc planować dodatkowej torby na bagaż. Nie myślcie jednak, że „zabrać prawie wszędzie” oznacza również „zagrać prawie wszędzie”, bo ta gra zajmuje całkiem sporo miejsca i do komfortowego grania w cztery osoby nie wystarcza mały stolik barowy.
Niemniej jednak jak już znajdziemy miejsce do rozgrywki to zaprosić można do niej niemal każdego. Zasady tłumaczy się 2-3 minuty, a rozgrywka przebiega płynnie i bez żadnych przestojów. Drobną konsternację wśród świeżych graczy mogą budzić wyłącznie zasady punktowania, bo jest ich całkiem sporo i zdarza się zapomnieć co i za co przynosi punkty zwycięstwa.
O lekkości rozgrywki świadczy również czas partii. Pudełkowy czas rozgrywki 20-30 minut jest całkowicie realny, a zdarzały mi się i partie 15-minutowe, jak już ktoś podchodził do gry po raz drugi.
Osobiście dla mnie największą zaletą gry jest właśnie ten rozbudowany (w skali gry) system punktacji, czyli element, który może zatrzymać przy stole bardzie zaawansowanego gracza. Jasne, nie jest on do końca kontrolowalny, bo karty raz, że wychodzą losowo a dwa, że w jednej partii nie przemieli się całej talii. Oznacza to, że podeście strategiczne nie ma tu większego sensu, raczej trzeba działać taktycznie. Przykładowo mój ulubiony system zbierania kart pragnień może okazać się mało skuteczny w początkowym etapie, jeżeli nie wyjdą karty, które chciałem zapunktować, raczej więc trzeba się skupić aby karty pragnień dopasować do tego co ma się już w tableau.
I tak płynnie przechodząc do wad. Muszę przyznać, że najbardziej z nich wszystkich dokuczać może losowość, bo nawet jak już znasz karty to nie możesz być pewien czy one wyjdą podczas danej rozgrywki. Przykładowo, w jednej partii pełen pakiet punktów za przewagę w ozdobach ogrodowych zdobyła koleżanka, która miała jedną (sic!) rzeźbę, bo jedna została odrzucona jeszcze w pierwszej rundzie, a pozostałe nie weszły do gry.
Paradoksalnie coś co dla jednych będzie stanowić zaletę gry, dla innych może być też jej wadą – lekkość rozgrywki. Nie oszukujmy się, w tej grze decyzji nie ma za wiele. Jasne, są różne źródła punktacji, jest wybór czy chcę być pierwszy w następnej kolejce czy wybrać kartę, która bardziej mi odpowiada, ale to wszystko. Z gabarytowo podobnych gier chociażby Ekosystem, Wyspa Kwitnącej Wiśni czy Multiuniversum mają zdecydowanie więcej do zaoferowania mi w tym obszarze.
Moim zdaniem nie do końca dobrze działa też skalowalność. Gra słabo chodzi w w dwie osoby, bo wybór kart jest ograniczony wyłącznie do trzech, a co za tym idzie również więcej kart zostaje nieodkrytych. Widząc chyba tę wadę, twórcy zaproponowali w grze dwuosobowej wariant wydłużony w którym układamy karty w 7 (zamiast 5) kolumnach. Niemniej jednak i tak uważam, że w 3 i 4 osoby gra sprawdza się dużo lepiej.
Nie do końca wiem gdzie przypisać wykonanie gry. Grafiki są śliczne, gra jest zamknięta w fajnym i zgrabnym pudełku z poręczną wypraską, ale brakuje mi zdecydowanie notatnika do punktowania, bo liczenie wszystkiego w pamięci jest mocno upierdliwe i przy czterech graczach potrafi zająć 1/3 czasu partii (przy założeniu że liczmy każdego po kolei).
Podsumowując te plusy i minusy wyszła mi gra niezła, nawet fajna, którą zapewne zatrzymam w kolekcji, żeby grać w nią z mniej doświadczonymi graczami lub zabierać na spotkania, które z założenia nie są spotkaniami planszówkowymi albo wakacyjne wypady. Jeżeli miałbym polecić, to na pewno ludziom, którzy w planszówki nie grają „nałogowo”, ani też nie mają (jeszcze) zamiaru wchodzić głębiej w to hobby. Myślę, żeby byłby to fajny drobny upominek dla nieplanszókowych znajomych, np. zamiast bukietu kwiatów czy czekoladek. Z pewnością też warto się z nią zapoznać, jak nadarzy się taka okazja np. na jakimś konwencie, a jak jesteście fanami Niezłych ziółek (ja nie jestem) to myślę, że nawet możecie kupować ją w ciemno.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.