Standardowa talia kart to najpotężniejsze narzędzie w rękach projektanta.
Walety, damy, asy i nieodłączne dwójki, piątki czy dziewiątki to nieustające źródło inspiracji. Bezpieczne kalkulacje zakładają, że zwykłą talią 52 kart można rozegrać od 1000 do nawet 10 000 różnych gier – od pasjansów, przez gry rywalizacyjne indywidualne i drużynowe, po gry kooperacyjne. Z niemal tysiącletnią historią, karty do gry są nadal najpopularniejszą i najbardziej rozbudowaną gałęzią naszego hobby.
I po tym tysiącu lat projektanci nadal mają nowe pomysły i wciąż powstają tytuły, wstrzykujące innowację w talię kart z cyferkami.
Tym razem – z pomocą fizyki kwantowej.
Co niebotycznie zdziwiło mnie podczas Cat In The Box World Tour, które urządziłem sobie z grą, to jak niewielu graczy kojarzy mechanikę brania lew – z ang. trick-taking.
Lewa, wziątka, stawka – stosik złożony z kart zagranych przez graczy. Najczęściej w grach z tą mechaniką – jak brydż, kierki czy wist, a nieco bliżej nas Załoga: W Poszukiwaniu Dziewiątej Planety, Brian Boru czy Skull King – gracz rozpoczynający narzuca kolor (kier, karo czy trefl), a pozostali podążają. Każdy wykłada po jednej karcie, a najwyższa bierze – lewę, wziątkę, stawkę lub kupkę, jak kto woli. Przełamaniem narzuconego koloru może być tzw. kolor atutowy – który ma większą moc, niż wszystkie pozostałe kolory i dorzucony do stawki wygrywa, nawet jeśli inne karty mają wyższą wartość.
Tak w skrócie wygląda mechanika brania lew – gramy w kolor, najwyższa bierze, a jeśli zagrany zostanie kolor atutowy to bierze najwyższa wyłożona karta w tym kolorze (gdy np. dwóch graczy zagra atut). W grach tego typu często wzięcie większej liczby lew gwarantuje wygraną, czasem należy jednak zebrać dokładną ich liczbę, by wygrać. Do tego typu zalicza się Cat In The Box, który bierze wszystko to, co w trick-taking najlepsze, podaje to w wybornym sosie i okrasza smakowitymi dodatkami. Na naszych oczach dokonuje się ewolucja gatunku – a może nawet mała rewolucja.
Czy to kot, czy nie kot?
Centralnym punktem Cat In The Box jest zagrywanie kart w czterech kolorach (gdzie czerwony to kolor atutowy – ten „mocniejszy” od pozostałych). Dlaczego zatem karty trzymane przez graczy są… czarne?
Tutaj kolor karty wybierany jest w momencie jej zagrywania i oznaczany na dwa sposoby: poprzez położenie karty w stosownym miejscu obok planszetki gracza i dołożenie swojego symbolu na wspólnej tablicy. To zarazem dwie warstwy i dwie przestrzenie, w których przyjdzie nam się ścierać: zagrywanie i zbieranie kart oraz zajmowanie przestrzeni na centralnej planszetce ze znacznikami graczy.
Odniesieniem do fizyki i tzw. Kota Schrödingera jest w grze właśnie ten moment zagrania karty – zyskuje ona kolor dopiero w momencie, gdy zostanie „zaobserwowana” (takiej zresztą terminologii używa instrukcja). Drugim mrugnięciem oka do nauki jest zaistnienie paradoksu.
Zaskakujące i sprzeczne wnioski
Paradoks w Cat In The Box to moment, w którym gracz nie może wykonać prawidłowego ruchu, bo nie pozwala na to centralna tablica.
Pojawia się on dlatego, że w talii znajduje się 5 kart z każdą z wartości. A skoro na tablicy mamy tylko cztery kolory, to ktoś będzie bardzo nieszczęśliwy, gdy zostanie z tą piątą, niezagrywalną kartą na ręku. Ale nie traćmy nadziei – gra daje nam furtkę, by zabezpieczyć się przed taką sytuacją.
Po rozdaniu kart gracze w tajemnicy odrzucają po jednej z nich. Jest to element silnie strategiczny i należy dość dokładnie przemyśleć, co wyrzucamy i dlaczego. Jeśli mamy pięć jedynek, logicznym będzie się jednej pozbyć, bo może być trudno ją upchnąć na planszy. Drugim aspektem do rozważenia jest nasza pozycja terytorialna na tablicy. Czy nasze karty są „blisko siebie”? Czy może mamy dużo wysokich i dużo niskich wartości, a niewiele pośrodku, przez co trudno będzie nam połączyć je ze sobą na centralnej tablicy. Tylko po co my tam właściwie się umiejscawiamy?
Cat Area Control
W grze zdobywamy punkty na dwa sposoby: za wzięte lewy (1 pkt) i za prawidłowe przewidzenie (oznaczane na początku rundy), ile tych lew weźmiemy. Tu punktacja jest już dynamiczna – dostaniemy 1 pkt za każdy znacznik w największej, sąsiadującej ze sobą ortogonalnie grupie na tablicy centralnej. To jeszcze nie area control, ale jesteśmy już blisko. Jeśli więc zagramy dwie trójki i czwórkę w sąsiadujących ze sobą kolorach, położymy blisko obok siebie trzy znaczniki – i jeśli wzięliśmy tyle lew, ile zadeklarowaliśmy (od 1 do 4) – to otrzymamy dodatkowe punkty.
I tak, to są kocie tyłeczki.
Jeśli zakład się nie powiedzie i weźmiemy za dużo lub za mało lew, nadal zdobędziemy za nie punkty – ale już bez bonusa terytorialnego.
Jeśli spowodujemy paradoks – gra kończy się natychmiast i nasze wzięte wcześniej lewy liczą się na minus.
Gra trwa tyle rund, ilu jest graczy i kończy się podsumowaniem punktów.
Kto miał najwięcej tym razem?
Wszystko jest w kartach
Pomysłów na rozwijanie gier karcianych bywa sporo – większość wiąże się z dopisywaniem do nich treści (np. w formie akcji czy efektów zagrania), mnożeniem talii, wykorzystywaniem kart na kilka sposobów (np. przez obracanie czy wsuwanie pod planszetkę). Cat In The Box bierze bardzo prostą w założeniu talię – karty ponumerowane od 1 do 9 – dodaje jedną, dodatkową kartę dla każdej z wartości, a także wprowadza tablicę, na której gracze oznaczają karty już zagrane. I choć robi relatywnie nie wiele, to efekt jest spektakularny.
Oczywiście, gry stricte karciane trzeba po prostu lubić – jeśli ktoś nie czuje frajdy z umiejętnego zarządzania ręką i pokonywania rywali w małych licytacjach, jakimi są wszystkie stawki, to Cat In The Box raczej go nie przekona. To superświeże i wciągające podejście do bardzo klasycznej mechaniki, które karciarze docenią i najpewniej pokochają.
I mówię to nie bez kozery, bo pochodzę z rodziny karcianej, spędzającej tysiące godzin przy kanaście – więc talie kart płyną w mojej krwi. I Cat In The Box zyskało z miejsca aprobatę i zainteresowanie, ale przede wszystkim było naturalnym krokiem od klasycznych gier karcianych, które znamy. Fifność nadawania kartom koloru w momencie zagrywania to naprawdę otwierające karcianą głowę rozwiązanie – takie, które budzi ogromne podniecenie u kogoś, kto latami grał dokładnie ten kolor, który widać było na karcie. Obstawianie liczby lew do wzięcia to rzecz znana z licytacji brydżowych. A terytorialny aspekt każdej zagranej karty to w zasadzie tylko dodatkowa warstwa do rozważenia podczas zagrywania kart. Ale jakaż to rozkoszna warstwa!
Czas wypuścić kota
Uwielbiam Cat In The Box – mimo napotkania podczas testów pewnej grupy graczy, których nie ruszają tego typu mechanizmy.
Myślałem długo nad tym, jak zbalansować mój zachwyt i jak go usprawiedliwić. Natomiast trudno przyczepić się tu do czegoś innego, niż aspekty stricte produkcyjne. Np. insert jest pomyślany dość ciekawie, z rowkami na wszystkie znaczniki i wgłębieniami na każdy z elementów. Ale znaczniki graczy nie chcą się w nim ładnie układać, ani też wygodnie wyjmować. Karty są raczej średniej jakości mimo, że to wersja oznaczona jako deluxe – sama gra pochodzi z 2020 roku i wtedy została wydana w nieco uboższej wersji – i po kilkunastu partiach zaczynam już myśleć o ich koszulkowaniu.
Instrukcja jest natomiast napisana bardzo dobrze i da się usiąść do gry w kilka minut po przeczytaniu kilku niewielkich stron wykładających kluczowe koncepcje. Same znaczniki graczy są świetne i nawet nieco apetyczne, a notesik do zapisywania wyników (choć z jednostronnymi kartkami) jest bardzo przydatny. Gra świetnie się skaluje (zmniejszając centralną tablicę i zakres używanych kart), a nawet pozwala zróżnicować rozgrywki dzięki stosowaniu innego rozkładu cyfr na głównej planszetce (co zupełnie zmienia przestrzenność naszych zagrań). Dwuwarstwowość jest jej ogromną zaletą, bo konstrukcja jest odporna na potrącenia i przyjemna w obsłudze. Kompaktowe pudełko pozwala zabrać i odpalić grę wszędzie tam, gdzie czekają karciarze.
Nie twierdzę, że Cat In The Box nie spodoba się nie-karciarzom – ale jest to przede wszystkim uczta dla tych, którzy uwielbiają nieco bardziej tradycyjne gry w karty. Dodaje tradycji mocnego twistu i powiewu współczesności, bez poczucia przeładowania czy dorzucania mechanizmów na siłę. Daje graczom to, co już lubią i wzbogaca to o nowe, niespotykane wcześniej w gatunku elementy. Nie bez powodu gra otrzymała w tym roku nagrodę Golden Geek w kategorii Innowacja.
Jeśli cenisz sobie klasykę w nowoczesnym wydaniu – Cat In The Box możesz brać w ciemno. Nie kupujesz przecież kota w worku.
Gra dla 2 do 5 graczy w wieku od 13 lat
Potrzeba ok. 10-30 minut na rozgrywkę
Zalety:
+ odświeżająco nowoczesna adaptacja mechaniki trick-taking
+ szybki setup, szybkie tłumaczenie zasad, szybka rozgrywka
+ zgrabne ujęcie teorii naukowej w karcianej formie
+ wizualnie ciekawe wydanie
Wady:
– pomysłowy, ale nie do końca praktyczny insert
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Wprawdzie w kanastę nigdy nie grałem ale czytałem jej opis i wynika z niego, że to nie jest gra, polegająca na braniu lew. Na bgg jej mechanika jest określona jako „draw and discard” a nie „trick taking”
Tak, boże słodki, rozpędziłem się – z rodzicami grywamy w kanastę i skojarzenie z kartami było silnie wryte w domowe rozrywki, ale oczywiście mechaniki pomyliłem i skiepściłem. Poprawione, dzięki za czujność :)
Niecierpliwie czekam na tę grę, a właściwie na paczkę z nią :) A po tej recenzji tym bardziej wiem, że się zakocham.
Jest jeszcze inna nazwa lew, akurat w moich rejonach chyba najbardziej popularna – bitki.
Bitki! Tego nie słyszałem, ale również bardzo obrazowe :-) Życzę jak najkrótszego oczekiwania – i zakochania w samej grze!
Z opisu gry wynika, że jest to gra od 2 -5 osób. Podejrzewam, że im więcej osób tym lepiej, ale właśnie chciałbym się dowiedzieć jak działa gra na dwie osoby? Na stronie BGG opcja grania w 2 osoby nie jest polecana, a czuję, że najcześciej będę jednak grał w tym składzie osobowym.
Ta gra się dość dobrze skaluje, ale faktycznie zyskuje rumieńców, gdy wkoło stołu jest kilka osób – powiedziałbym, że im więcej tym lepiej – większa zmienność sytuacji, nieprzewidywalność, rubaszne podpuszczki nad stołem. Na dwie osoby branie lew wychodzi najlepiej w grach do tego dedykowanych, jak np. właśnie publikowany Jekyll/Hyde. Natomiast Cat In The Box jest na szczęście w miarę niedrogi (chyba ok. 130zł?), więc można spróbować na własne oczy i najwyżej puścić dalej w świat ;)