Czy nasza wieża będzie najpiękniejsza? Chyba nie.
Czy jej wznoszenie przysporzy nam wielu przyjaciół? Na pewno nie.
Czy podczas budowy napotkamy złośliwców i zazdrośników, chcących nam za wszelką cenę przeszkodzić? Oczywiście!
Ale czy zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by wyprzedzić sąsiada, zanim zbuduje własną? ABSOLUTNIE NIE!
Chwała albo mniejsza chwała
Zacznijmy od tego, że nie zadajemy tu pytań.
Rywalizacja między naszymi rodami trwa od dziesiątek lat – tak po prostu jest i basta. Najpierw chodziło o wystawne życie i otaczanie się pięknem. Gdy pobudowaliśmy już wille i wyprawiliśmy wielkie przyjęcia – zajęliśmy się mecenatem. Gdy wsparcie artystów przestało wystarczać – ruszyliśmy na faktyczne wyścigi. Gdy wygrana w Regata dei Rioni przestała cieszyć – wpadliśmy na pomysł z wieżami.
I nie zatrzymamy się dopóki nasza nie będzie najwyższa!
Noli stawia graczy naprzeciw siebie w rywalizacji o mityczne 6. piętro. Gdy konstrukcja naszej wieży sięgnie szóstej kondygnacji – zwycięstwo jest nasze. Ale budowa to tylko jeden z elementów tej rodzinnej sztafety. Weźmiemy udział w licytacjach i regatach, zdobędziemy rybackie łodzie i postaramy się na tyle zwiększyć nasze bogactwo, by pozostałe rodziny nie miały szans nas przyćmić.
Włoskie życie
Życie w nadmorskim Noli płynie w czterotaktowym rytmie.
Możne rodziny zaczynają swój tydzień od licytacji – sekretnej, schowanej za zasłoną z rodzinnym emblematem. A licytują tu wszystko – względy możnowładców, mecenat nad kajakarzami, zakup łodzi rybackich czy w końcu rozbudowę wieży. Ciekawą innowacją jest możliwość podwojenia swojej wygranej – zwycięzca może wykonać wylicytowaną akcję dwukrotnie, o ile posiada tyle monet, by opłacić ją dwukrotnie. Względy pozwolą im przesunąć się na torze wpływów, przyspieszającym zakończenie gry. Rekrutacja silnego kajakarza zwiększy szansę powodzenia w wyścigu. Łodzie przyniosą bogactwo, a może i utrudnią innym rodzinom życie. A rozbudowa wieży… to już czyste piękno – niech pnie się w górę, jak najszybciej i jak najwyżej!
Po licytacji – czas na sport! Regaty to nie przelewki – gdy ktoś da znak, wszystkie rodziny szaleńczo rzucają kośćmi, próbując zdobyć boje (widoczne na zaledwie jednej z sześciu ścianek). Jeśli wcześniej zdobyli żetony kajakarzy – zaczynają wyścig z już odblokowanymi symbolami. Potem pozostaje jedynie zdobyć brakujące boje, by zajmować miejsca w kolejce do połowu.
Zwycięzca łowi z talii tyle kart, na ile pozwalają mu łodzie i rozpatruje je – zdobywając złoto, usuwając fragmenty miejskich obwarowań, zarządzając opodatkowanie przeciwników czy wieszcząc sztormy, które zabiorą ze sobą łodzie rybackie innych rodzin.
Gdy już ochłoną po tych wydarzeniach, urządzają bachanalia – już zupełnie prywatne, poza naszymi zainteresowaniami – a zaraz potem cykl zaczyna się ponownie. Trwa tak długo, aż ktoś nie wzniesie szóstego piętra wieży lub nie dotrze na koniec toru wpływów, kiedy to zwycięską zostanie ta z rodzin, która wzniosła najwyższą z wież.
Old school w wersji nadmorskiej
Średniowieczne ryciny, złote monety i drewniane komponenty – Noli od pierwszego spojrzenia mocno nawiązuje do klasycznych gier euro. Następnie zabiera graczy na krótką, ale interesującą wyprawę do nadmorskich włości, pozostając w stosownym klimacie i wzbogacając go własnymi pomysłami.
Zasady Noli da się opowiedzieć w kilka minut – w samej instrukcji zajmują ledwie dwie strony. Dopowiedzieć niuanse – to kwestia może kilku pytań. Cała reszta to już inwencja graczy i ich zdolność do planowania i reagowania na to, co wyrabiają inni.
Noli trwa 30, może 40 minut i nie dłuży się ani sekundy. Rześkie tempo, zmienność faz, symultaniczność wielu działań, a do tego mały element rozgrywany w czasie rzeczywistym sprawiają, że w grze w zasadzie nie ma przestojów. Cały czas coś się dzieje, cały czas chcemy obserwować ruchy współgraczy i jesteśmy mocno zainwestowani we wszystkie wydarzenia – bo niemal wszystkie nas dotyczą. Np. złośliwe karty kradzieży łodzi czy karty najazdu, „łowione” w ostatniej fazie rundy, które mogą burzyć mury miasta, a gdy tych zabraknie – zdejmować piętra ze zbudowanych już wież. Inne karty pozwolą te mury odbudować, a jeszcze inne – pozbawić rywali gotówki.
Początkowa licytacja jest bowiem szczególnie istotna. Podstawowa jej zasada jest taka, że choć każdy z benefitów wygrywa tylko jeden gracz, to wszystkie zalicytowane przez innych pieniądze również przepadają. Do tego wartość licytowanych dóbr jest zmienna i to na dwa sposoby: przez sam fakt, że ustalana jest w ramach licytacji, a do tego w zależności od przebiegu rozgrywki, inne akcje i korzyści dla różnych graczy będą miały inną wartość. Zdarza się więc, że np. akcja rozbudowy wieży nie jest licytowana przez nikogo, bo wszyscy skupiają się na zyskaniu dodatkowych łodzi rybackich. To nadaje każdej rundzie innego posmaku i sprawia, że trudno wpaść w monotonię – każda licytacja jest ważna i każda może być dla nas okazją, by np. upolować tanio jakąś korzyść. Musimy jedynie pilnie przyglądać się ruchom przeciwników, by trafnie określić, gdzie będą się bić, a które miejsca pominą.
Małe, a cieszy
Chciałbym powiedzieć, że Noli to „mała wielka gra”, ale to nie byłaby do końca prawda. Noli jest małe, przytulne i rozkoszne – i nie trzeba mu więcej. Styl ilustracji, paleta kolorów, zarysowany temat i użyte komponenty przenoszą nas trochę w czasie, ale nie dają poczucia obcowania z artefaktem z planszowej historii. Noli dumnie nosi sztandar klasycznych gier euro – z prostymi zasadami, centralną, wspólną planszą, niewielką paletą akcji i bardzo intensywną, niemal ciągłą interakcją między graczami. Połączenie mechanik licytacji w ciemno, zabawy kośćmi w czasie rzeczywistym z łowieniem kart wzbogacenia i zdarzeń dotykających graczy, poruszaniem po wspólnym torze i fizyczną rozbudową wieży z pomarańczowych cegiełek to nad wyraz sympatyczny mariaż starego i nowego. Wszystko ma tu odpowiednie proporcje.
W grze może wystąpić lekki efekt kuli śnieżnej, którą trudno zatrzymać – gdy gracz już raz podłapie dobry zestaw kart i ustawi się finansowo, jego możliwości w kolejnych licytacjach są na tyle duże, że bez problemu przelicytuje przeciwników tam, gdzie mu na tym zależy. I w drugą stronę – nie mając pieniędzy, np. na skutek karty opodatkowania, trudno nam wziąć udział w licytacjach, a co dopiero je wygrywać. Frustracja z niemożności odbicia się od dna może wtedy potrwać nawet dwie czy trzy rundy, zanim nasze łodzie zrodzą jakiekolwiek plony.
Nieco problematyczna jest też jakość niektórych komponentów. Choć sama gra jest śliczna – w najlepszym tego słowa znaczeniu – to plansza (przynajmniej moja) od nowości zauważalnie się wybrzusza, a planszetki graczy używane w licytacji nie do końca pasują rozmiarem do zasłon. To nie jest jakaś wielka przeszkoda i rekompensuje to po części jakość papieru użytego do produkcji kart – dawno nie miałem w rękach czegoś tak przyjemnego i za to (oraz za nietypową, stonowaną kolorystykę) chylę czoła wydawcy.
Gra skaluje się dość prosto – przy pomocy żetonów z numerami talii kart, widocznych na planszy. Przed połowem losujemy jeden żeton za każdego brakującego gracza i wyłączamy te talie z bieżącej rundy, resztę rozgrywając tak, jak zwykle.
Noli daje graczom małe miasto, w którym mogą odcisnąć swój ślad podczas lekkiej i przyjemnej rozgrywki. Trochę licytacji wyznaczającej kierunek na bieżącą rundę, trochę mniej lub bardziej udanego kulania kostkami, trochę losowości w dociągu kart i runda zaczyna się od nowa. „Ciasność” dostępnych akcji i mechanizm licytacji, w którym zwycięzca jest tylko jeden dodają grze intensywności i dają graczom prawdziwe wyzwanie: by zrobić dużo przy użyciu niewielu środków. I zabawa przy tym jest przednia – bez kompleksów, bez paraliżu decyzyjnego, bez ciągłego spoglądania na własną planszetkę czy w karty. Noli oczekuje od graczy ciągłego uczestnictwa w tym, co dzieje się na stole i nagradza je sprytnie zorganizowaną przestrzenią decyzyjną i niemal nieustającą interakcją między wszystkimi uczestnikami.
W jakiś dziwny sposób Noli łączy w sobie sprawdzone i znane mechanizmy, przyobleka je w ilustracje w stylu Troyes, całość posypuje magiczną przyprawą – glutaminianem interakcjanu – i podaje w formie oszczędnej w środkach, ale bogatej w możliwości. Pyszne to danie i do tego niskokaloryczne – nie zjada stołu, nie trwa zbyt długo i po wszystkim nie zajmie wiele miejsca na półce. Jeśli szukacie pomysłu na to lato, mogę tylko podpowiedzieć, że w tym sezonie ryby najlepiej biorą w Noli!
Gra dla 2-4 graczy w wieku od 8 lat
Potrzeba ok. 45 minut na rozgrywkę
Zalety:
+ klasyczny klimat, świeży flow gry
+ urocza oprawa graficzna
+ wartka rozgrywka z dużą dozą interakcji między graczami
+ krótkie zasady i szybki setup
Wady:
– wypukła plansza (składana plansza mogłaby uniknąć tego problemu)
Dziękujemy firmie River Horse Ltd za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7.5/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.