Są takie planszówki, które od razu wzbudzają moje zainteresowanie. A kiedy zaświta mi myśl “Muszę to wypróbować!”, po prostu muszę sprawdzić daną propozycję i już. I tak właśnie było z nowością wydawnictwa Rebel, czyli grą Marvel D.A.G.G.E.R. Kooperacyjny tytuł dla 1-5 graczy osadzony w jednym z moich ulubionych uniwersum – to zdecydowanie będzie strzał w dziesiątkę. No właśnie… Czy na pewno?
Akt pierwszy – Marvel D.A.G.G.E.R. pojawia się w moim domu
Kojarzycie to uczucie tuż po wigilijnej kolacji, kiedy wiecie, że już, już niedługo otworzycie paczkę ze swoim prezentem świątecznym? Tak właśnie czułam się, kiedy odebrałam z paczkomatu potężnych rozmiarów pakunek z logo wydawnictwa Rebel. Wiedziałam, że w środku kryje się gra, na którą czekałam bardzo długo, dlatego też natychmiast po przybyciu do domu zabrałam się za jej rozpakowywanie. Moim oczom ukazało się duże pudełko, którego szata graficzna utrzymana jest w bardzo ładnym, komiksowym stylu.
Po otwarciu gry Marvel D.A.G.G.E.R. mogłam zapoznać się z komponentami. Tych zaś w opakowaniu jest całkiem sporo. Tekturowe figurki bohaterów, arcywrogów i ich sprzymierzeńców, plansza przedstawiająca mapę świata z zaznaczonymi na niej polami, na których będą się oni ścierać, planszetki m.in. głównych postaci, kości, wielokolorowe podstawki aspektów, mnóstwo różnego rodzaju kart i jeszcze więcej znaczników… Wszystko to upchane w takiej sobie wyprasce, robi bardzo dobre wrażenie. Nie gorzej prezentują się zresztą na pierwszy rzut oka także instrukcja i dodatkowa książeczka z opisami fabularnymi superbohaterów. Krótko mówiąc, wszystko wygląda ładnie i solidnie. Czas więc na to, żeby dowiedzieć się, jak wprawić tę machinę w ruch i spuścić łomot jakimś złolom!
Akt drugi – Reguły walki
Jedni lubią czytać instrukcję, inni niekoniecznie. Przyznam, że dla mnie jest to raczej konieczność, niż przyjemność. Niemniej jeśli na jakąś planszówkę czekam, a więc nie mogę się doczekać także i rozgrywki w nią, to do lektury zasiadam z entuzjazmem. Nie inaczej było w przypadku gry Marvel D.A.G.G.E.R. Po zapoznaniu się z zasadami, zakrzyknęłam więc “Avengers, assemble!” i zabrałam się za rozkładanie komponentów. Instrukcja sugeruje co prawda, żeby na pierwszy ogień wziąć Lokiego, ale kto by jej tam słuchał, dawać mi tu Thanosa… I wtedy zaczęły się schody.
Przygotowanie do bitwy
Niby wszystko wiadomo – każdy gracz kontroluje swojego bohatera. Dostaje więc planszetkę, figurkę, którą wkłada w podstawkę wybranego aspektu, jego znaczniki, karty zadania, współpracy, wsparcia. Potem przychodzi czas na przygotowanie pola bitwy. Tutaj też nie ma tu nic skomplikowanego. Rozkładamy planszę, Wybieramy arcywroga… i powiązane z nim figurki. Zaraz, ale które to, bo tego jest w pudełku od groma. Niestety, o ile mamy opisanych bohaterów, to już ze złolami jest gorzej. No i mam tu jakieś dodatkowe karty Thanosa – na co to komu? Instrukcja milczy… No dobra, można do tego wrócić potem. Rozkładamy więc misje arcywroga, poboczne, zasoby, umieszczamy znaczniki Iliady, Bifrostu, zagrożenia, współpracy, kładziemy w odpowiednich miejscach bohaterów i wroga, w końcu przygotowujemy talię wydarzeń.
Już prawie walczymy
Zanim przejdziemy do właściwego pojedynku bohaterów z arcywrogiem, musimy jeszcze rozpatrzyć losowo dobraną kartę pierwszego uderzenia. Mamy tu do wykonania kilka kroków. Po pierwsze należy przygotować karty wrogów pasujące do złola. Po drugie ustawić figurki pomagierów na planszy, w liczbie uzależnionej od tego, ile osób bierze udział w rozgrywce i na końcu odkryć kartę misji pobocznej. Niestety pierwszy krok znowu wiąże się z szukaniem odpowiednich figurek. Na szczęście znam uniwersum, to na pewno pomoże… no chyba jednak nie, bo te zależą od wylosowanej karty pierwszego wydarzenia, a nie antagonisty…
Do przerwy Thanos 1:0 Avengers
Niestety na tym etapie frustracja połączona z późną godziną sprawiła, że gra została przeze mnie poskładana i odłożona na półkę. Jako że łatwo się nie poddaję, już następnego dnia zabrałam się za ponowną lekturę instrukcji i poszukiwania brakujących informacji w internecie. Szybko przekonałam się, że Thanos rzeczywiście jest arcywrogiem specyficznym, więc może nie najlepszym jako pierwszy przeciwnik. Przy następnym starciu wyzwałam więc na pojedynek Lokiego. Przygotowanie tym razem poszło mi w miarę szybko i sprawnie, a w przypadku wątpliwości posiłkowałam się grafikami z instrukcji.
Akt trzeci – Do boju!
Wszystko gotowe, więc czas stanąć do walki. Rozgrywka w Marvel D.A.G.G.E.R. składa się z kilku rund. Są one powtarzane tak długo, aż nie pokonamy wroga w ostatecznym starciu. Dochodzi do niego po zakończeniu (z powodzeniem lub nie) trzech misji przeciwnika. Alternatywą jest oczywiście porażka, która następuje, gdy zostanie spełniony jeden z warunków przegranej. Klęskę możemy ponieść na kilka sposobów. Po pierwsze, gdy polegną wszyscy bohaterowie. Koniec gry ma miejsce również wtedy, kiedy poziom zagrożenia osiągnie wartość 20. Wyższość wroga musimy uznać również, jeśli wszystkie 5 baz znajdujących się na planszy będzie opatrzona znacznikiem najazdu lub gdy wyczerpie się talia wydarzeń.
Heros first
Jak zwykle w przypadku tego typu gier, także w Marvel D.A.G.G.E.R. najpierw swoje akcje wykonują bohaterowie. Ich poczynania podzielone są na tury. W każdej z nich gracz umieszcza jeden znacznik aspektu na wybranym polu i postępuje zgodnie z jego opisem. Podstawowe akcje znajdują się na planszetkach aspektów. Są to ruch, walka, wyzwanie i odpoczynek. Kilka możliwości dają nam też planszetki postaci. Są one asymetryczne, więc kontrolując np. She-Hulk możemy czerpać korzyści z superszybkości, a w przypadku Czarnej Wdowy popisać się zdolnościami Mistrzyni Walki. Do tego mamy jeszcze możliwość wykorzystania baz rozlokowanych po planszy.
Kontratak
Kiedy bohaterowie wyczerpią tokeny, przychodzi kolej na fazę arcywroga. W jej czasie dochodzi do:
- wzrostu zagrożenia – w zależności m.in. od tego, jakie misje zostały odkryte i ilu przeciwników pałęta się po planszy,
- sprawdzenia, czy został spełniony warunek zakończenia misji arcywroga,
- odkrycia karty wydarzenia – w tym kroku postępujemy zgodnie z opisem, rozpatrujemy symbole, aktywujemy wrogów (atakują bohaterów, przemieszczają się lub najeżdżają na bazy) i przyzywamy nowych.
Akt czwarty – Krajobraz po bitwie
Marvel D.A.G.G.E.R. to gra, która zrobiła na mnie doskonałe pierwsze wrażenie. Później niestety zaczęłam dostrzegać wady, które z czasem zaczęły przysłaniać mi m.in. wpadające w oko grafiki, świetny klimat, dość proste w odbiorze zasady. Omawianie tego tytułu zacznę jednak od tego, co w nowości wydawnictwa Rebel mi się podoba.
Wciel się w kogo tylko zechcesz
Bardzo dużą zaletą gry jest regrywalność. Osoby zasiadające do Marvel D.A.G.G.E.R. mają do wyboru aż 20 bohaterów wyposażonych w różne umiejętności. Każdemu z nich można przypisać jeden z 7 aspektów, co daje nam sporą liczbę różnorodnych kombinacji. Dodajmy do tego fakt, że w każdej rozgrywce może brać udział od 2 (w trybie solo gracz kontroluje dwie postaci) do 5 bohaterów, a także to, że mogą oni stanąć do walki z jednym z czterech arcywrogów (mogłoby być więcej). Trzeba jeszcze nadmienić, że złolowi dzięki losowemu doborowi karty pierwszego starcia mogą towarzyszyć zupełnie inni pomocnicy, a i do gry wchodzą tylko niektóre wydarzenia, wybrane z całkiem sporej talii kart. Biorąc to wszystko pod uwagę wyraźnie widać, że każda rozgrywka jest inna pod bardzo wieloma względami. I to zdecydowanie warto pochwalić.
Aż chce się założyć pelerynę
Klimat to moim zdaniem najmocniejsza strona Marvel D.A.G.G.E.R. Jak wspomniałam wcześniej, podoba mi się szata graficzna tego tytułu. Istotniejszy jest jednak dla mnie fakt, że umiejętności komiksowych bohaterów i arcywrogów mają odzwierciedlenie w mechanice gry. Wspomniany wcześniej Loki, znany z tego, że potrafi pojawiać się i znikać w najmniej oczekiwanym momencie podczas rozgrywki wymykał mi się nie raz i nie dwa, pozostawiając po sobie co najwyżej innego wroga. Kapitan Marvel z kolei potrafiła mocnym uderzeniem rozbroić kilku przeciwników za jednym razem, a Shuri dzięki zwinności Czarnej Pantery mogła przemieszczać się dalej i szybciej, niż inni bohaterowie. Do tego mamy jeszcze księgę z opisem każdej postaci, w którą możemy się wcielić, a która przydaje się w przypadku mniej znanych bohaterów, takich jak np. Czarna Wdowa – Yelena Belova, czy też Electric.
“ How many do we win?
One.”
Wygrać w Marvel D.A.G.G.E.R. można tylko na jeden sposób – przegrać na kilka. Podczas rozgrywki gracze muszą zewrzeć szyki, żeby pozbywać się wciąż pojawiających się wrogów. Na dodatek są jeszcze misje poboczne i arcywroga do ukończenia. Jeśli bohaterowie będą się z nimi za bardzo guzdrać, wzrośnie poziom zagrożenia. Jego zbyt wysoki poziom doprowadzi do tego, że w najlepszym wypadku misja antagonisty zakończy się niepowodzeniem, w najgorszym – cała gra. Czas odmierza nam też talia wydarzeń… Krótko mówiąc, podczas rozgrywki każdy z bohaterów ma pełne ręce roboty, a bez wspólnego planowania o wygraną jest ciężko.
Droga do zwycięstwa jest prosta
Tak, jak reguły gry wydawnictwa Rebel. Zasady Marvel D.A.G.G.E.R. są w zasadzie bardzo łatwe do zrozumienia, choć mamy tu też do czynienia z wieloma szczegółami, o których trzeba pamiętać, co może na początku sprawiać graczom nieco trudności.
Solo czy w drużynie?
Warto wspomnieć, że gra nieźle się skaluje. Przy większej ilości graczy, do zakończenia wielu misji niezbędna jest większa liczba sukcesów, a na planszy pojawia się więcej wrogów. Rozgrywka jednoosobowa polega na kontrolowaniu dwóch postaci. W dwuosobowej natomiast mamy do dyspozycji dodatkową akcję. W przypadku 3-5 bohaterów gra staje się nieco ciekawsza, ale i znacznie dłuższa i wymaga posiadania naprawdę dużego stołu… A skoro już o tym mówimy, przejdźmy do tego, co w Marvel D.A.G.G.E.R. do gustu mi nie przypadło.
Rozgrywka dla geeków – długodystansowców
Zasiadając do gry wydawnictwa Rebel musicie liczyć się z rozgrywką, która w najlepszym wypadku będzie porównywalna do seansu filmu Thor: Mroczny Świat (1h52min), a w najgorszym przewyższy długością Avengers: Koniec gry (3h2min). Co sprawia, że mimo prostoty zasad walka superbohaterów z arcywrogiem trwa tak długo? Z mojego doświadczenia wynika, że najwięcej czasu zjada okres podejmowania decyzji gdzie pójść, kogo zaatakować, którą misję starać się zakończyć. Nie pomaga także fakt, że na planszy wciąż pojawiają się nowe przeciwności, którym trzeba stawić czoło, aby móc myśleć o zwycięstwie. Ostatecznie uważam więc, że zasiadanie do planszówki, która pod względem mechaniki przypomina ciągnący się w nieskończoność Pandemic na resorach, w większym, niż dwuosobowym składzie, ma sens wyłącznie wtedy, gdy zbierze się w tym celu grupa naprawdę zagorzałych fanów uniwersum Marvela.
Skoro dla zapaleńców, to gdzie są figurki?
Marvel D.A.G.G.E.R. to moim zdaniem niezła gra, która jednak ma szansę sprawdzić się w wąskim gronie, specyficznych odbiorców. A skoro tak, to powinna ona być wydana jeszcze efektowniej. Dwadzieścia postaci superbohaterów i czterech złoli aż prosi się o pełne detali figurki 3D. Kartonowe oczywiście spełniają swoją rolę, ale skoro największą zaletą tego tytułu jest klimat, to szkoda, że nie może być on realizowany i w ten sposób.
Instrukcja niby czytelna, ale nie do końca
Jak wspomniałam wcześniej, przy pierwszym podejściu do gry Marvel D.A.G.G.E.R. miałam problem z jej rozłożeniem. Zdarza się. W takim przypadku jednak powinnam móc zajrzeć do instrukcji, karty pomocy lub dodatkowych materiałów, aby rozwiać swoje wątpliwości. Tutaj tego zabrakło. Brak lepszego opisu set upu np. Thanosa (jest poniekąd na karcie, ale uważam, że to za mało), ale i większej ilości informacji na temat wrogów towarzyszących antagoniście utrudnia przygotowanie. Zdecydowanie nie podoba mi się też to, że Loki może psuć nam szyki w komitywie z dinusiami, z którymi przecież nie bardzo ma coś wspólnego.
Set up łatwy, jeśli sam o to zadbasz
Elementem, którego zdecydowanie zabrakło mi w przypadku tego tytułu, jest sensowna wypraska lub jeszcze lepiej – organizer. Niby wszystkie komponenty mieszczą się w pudełku, ale raczej na zasadzie włożenia wszystkiego byle jak, a nie przemyślanego umieszczenia elementów gry. A jeśli weźmiemy pod uwagę ilość talii i różnorodnych znaczników, które wykorzystuje się podczas rozgrywki, to takowe miałoby jak najbardziej sens dla przyspieszenia set upu.
Epilog
Marvel D.A.G.G.E.R. to niezła gra, której… pomimo że bym bardzo chciała, nie mogę polecić z czystym sumieniem. Jeśli chciałabym zagrać w kooperacyjną planszówkę w fantastycznym uniwersum, dużo chętniej sięgnę po Star Wars: Wojny Klonów lub World of Warcraft: Wrath of the Lich King. Jeśli zaś będę miała ochotę wybrać się na przygodę z bohaterami Marvela, to z półki chętniej ściągnę Splendor Marvel lub Rękawicę Nieskończoności. Może nie są one tak imponujące jak nowość wydawnictwa Rebel, ale w ostatecznym rozrachunku sprawiają mi one dużo więcej frajdy i nie pochłaniają wielu godzin, które mogą poświęcić np. na… seans filmu z moimi ulubionymi superbohaterami w roli głównej.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.
Tylko Marvel Champions :) Innego króla w kategorii co-op Marvela nie ma.