Kiedy tylko zobaczyłem to żółte pudełko z napisem „SHIMO” na froncie, zastanowiło mnie, co też autor miał na myśli wybierając taki podtytuł. Szukając odpowiedzi w sieci okazało się, że w języku suahili „shimo” oznacza „dziurę”. Postanowiłem pójść za ciosem i przy okazji sprawdzić czy może tytułowe „Ubongo” również posiada jakieś tłumaczenie, a nie jest tylko okrzykiem oznajmiającym, że ułożyliśmy układankę. Nie pomyliłem się – „Ubongo” w języku suahili oznacza „Mózg”. Tym samym wspaniała gra rodzinna zyskała w mojej głowie makabryczny tytuł rodem z uniwersum Zombicide – „Dziurawy Mózg”. Jednak czy sama gra ma coś wspólnego z Zombie? Przekonacie się w poniższej recenzji.
Dane Techniczne:
Autor: Grzegorz Rejchtman
Ilustracje: Cezary Szulc
Wydawnictwo: EGMONT Polska
Liczba Graczy: 1-4
Wiek Graczy: 8+
Czas rozgrywki: 20-30min (dane własne)
Podziurawili mi Ubongo!
Oczywiście najnowsze Ubongo nie ma nic wspólnego z klimatem wyjętym z horroru. Nadal pozostaje w swoim rodzinnym klimacie, jednak wybrany podtytuł nie jest tutaj przypadkowy. Tytułowe „dziury” stanowią bowiem temat przewodni, ponieważ właśnie takie podziurawione klocki otrzymujemy w tej edycji gry.
Gra toczyć się będzie jak dotychczas na dystansie 9 rund, mając do wyboru 4 poziomy trudności. Każdy z graczy dobiera swoją układankę, na której opisano numerami jakich klocków należy użyć do jej ułożenia, jednak tym razem naszym zadaniem będzie takie ich ułożenie, aby w otworach klocków były widoczne wszystkie białe pola nadrukowane na planszetce układanki. Klocki te nie muszą się ze sobą stykać, jednak nie mogą na siebie nachodzić, ani też co oczywiste, wykraczać poza obszar układanki.
Kiedy pierwszy z graczy zdoła ułożyć swoją zagadkę woła „Móóóózg!” (albo bardziej tradycyjnie i zgodnie z instrukcję – UBONGO!) i odwraca klepsydrę pozostawiając pozostałym graczom minutę na ukończenie swoich zadań. Po upływie czasu przechodzimy do punktacji i kolejnej rundy. Jeśli po 9 rundach będzie remis, to zwycięży gracz, który zdobył więcej punktów z kart łamigłówek. Jeśli i to nie przyniesie rozstrzygnięcia, remisujący gracze muszą rozegrać rundę dogrywki.
Pełna rywalizacja
Punktacja w „Ubongo Shimo”, zasługuje na osobny akapit, gdyż różni się od swoich poprzedniczek, jednocześnie premiując lepszych graczy i czyniąc grę jeszcze bardziej rywalizacyjną.
Na koniec każdej rundy pierwszy z graczy, który zadanie ukończył natychmiast dobiera diament stanowiący nagrodę dla zwycięzcy rundy, czyli tak jak robiliśmy dotychczas, jednak mamy tu do czynienia z pewnymi różnicami. Tym razem w pudełku otrzymamy tylko 9 diamentów, po trzy w trzech kolorach (żółte =1PZ, zielone =2PZ, niebieskie =3PZ), zaś zdobywać je będziemy w kolejności rosnącej. Pierwsze trzy rundy warte więc będą 1PZ, trzy kolejne 2PZ i trzy ostatnie 3PZ. Tym samym im dalej w rozgrywkę tym cenniejsze będą nasze zwycięstwa. Jest to rozwiązanie, które pozwala nam łatwiej odrabiać straty poniesione na początku rozgrywki, kiedy ktoś nie od razu złapie rytm w przeciwieństwie do swoich rywali. Diamenty jednak to nie jedyne punkty o jakie będziemy rywalizować. Każda ułożona przez nas zagadka jest warta 1PZ, natomiast gracze którym się nie udało ukończyć zadania w limicie czasowym, muszą oddać swoje planszetki zwycięzcy danej rundy, tym samym zasilając jego saldo punktów (każda układanka warta jest 1PZ). Oczywiście jeśli podołamy zadaniu zanim przesypie się ostatnie ziarnko piasku w klepsydrze – to układankę zachowujemy, co przyniesie 1PZ nam.
Mission Impossible
Jak już Ubongo zdążyło mnie przyzwyczaić, początkowo układając nawet te najprostsze zagadki mamy wrażenie, że tej to na pewno nie da się ułożyć – po czym chwilę później nam się to udaje. To uczucie towarzyszy niezmiennie na każdym poziomie trudności do momentu, kiedy poczujemy flow gry, rozumiejąc jak do tej logicznej łamigłówki podejść i jak zacząć. Czasami wystarczy mieć trochę szczęścia i uda nam się w pierwszym ruchu ułożyć kluczowy klocek tam, gdzie być powinien, a reszta dokłada się niemal sama, jednak znacznie częściej będzie trzeba drogą eliminacji ten jeden kluczowy dla całości klocek zidentyfikować, by reszta poszła z górki. Jednak Shimo postawiło poprzeczkę jeszcze wyżej i natrafiłem na jedną układankę, która rzeczywiście stanowi Mission Impossible do rozwiązania. Niestety przyczyną jest błąd w druku zagadki poziomu 3go, nr 074, w której albo pomylono się w numeracji klocka, albo o jedno pole za wysoko naniesiono białe pole czyniąc ją niemożliwą do ułożenia. Problem ten widziałem został również poruszony na portalu społecznościowym, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jednak nie był mój brak umiejętności, a faktyczny błąd w grze. Nie zdążyłem jeszcze przejść przez wszystkie układanki by stwierdzić, czy takich błędów jest więcej, mam jednak nadzieje, że to jednorazowy przypadek.
Warianty zaawansowane
Jeżeli zechcemy urozmaicić sobie rozgrywki, możemy zastosować oferowane przez tytuł zaawansowane reguły gry. Jednym z wariantów jest sposób mierzenia czasu – w którym przez cały czas trwania rundy obracamy klepsydrę jak tylko ta przesypie się do końca, do momentu aż pierwszy z graczy upora się ze swoim zadaniem. Następnie pozostali będą mieli tyle czasu, ile pozostało w aktualnie przesypującej się klepsydrze! Wariant ten może być bardzo emocjonujący, jednak wymagać będzie uważnego pilnowania klepsydry podczas jednoczesnego układania swoich łamigłówek – a to już może być kłopotliwe.
Inny wariant pozwala różnicować nam poziomy trudności w trakcie rozgrywki, grając na dwóch różnych poziomach na przemian co rundę. My zastosowaliśmy własną wariację tego wariantu, dobierając 3 poziomy łatwe, 3 średnie i 3 trudne, stopniując sobie poziom trudności tak jak stopniowo wzrasta wartość każdej rundy za punkty z diamentów – im trudniej, tym cenniej.
Fuzja smaków
Za każdym razem, kiedy pojawia się nowa wersja gry Ubongo, zastanawiam się co było inspiracją do jej powstania. Tym razem nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że „rodzicami” Shimo w głowie autora, byli bezpośredni poprzednik, limonkowy Ubongo Lines, ale także inna gra Grzegorza Rejchtmana – Nowa Gwinea. Skojarzenie z Lines pojawiło się niemal natychmiast po wypakowaniu kolorowych klocków, które nawet ponumerowano w równie mało czytelny sposób (co krytykowałem w recenzji Ubongo Lines), zaś różnica polegała na tym, że nie były one dwupoziomowe, no i oczywiście wycięto w nich otwory. Natomiast również styl układania jest dosyć podobny, co poniżej opisuje Pingwin, a ja potwierdzam. Do Nowej Gwinei, zaś skojarzenie przyszło podczas samego układania, gdzie nie koncentrujemy się tylko na ułożeniu klocków w sposób taki by wypełniały szczelnie planszę układanki oraz w przypadku wersji Lines i 3D, aby przykrywały obszar dokładnie w dwóch poziomach – ale właśnie, aby przykryć wybrane obszary układanki zostawiając inne puste, tak aby widać było tylko konkretne białe pola w otworach klocków, nie zważając na konieczność ich przylegania do siebie.
Podsumowanie
Jakie by owe inspiracje nie były, wraz z Ubongo Shimo otrzymujemy zupełnie nowe wyzwanie, które jednym przypadnie do gustu bardziej – innym mniej. Pingwin była zachwycona Shimo, o czym opowie Wam pokrótce za chwilę. Jednak ja jak i kilka innych osób towarzyszących mi podczas ogrywania tytułu, mieliśmy podobne uczucia jak w Lines, gdzie ta satysfakcja z ułożenia zadania była jakaś zamglona. Być może dlatego, że poziom trudności Shimo jest bardzo porównywalny z Lines – które łatwe nie jest i potrafi zmęczyć w szczególności na wyższych poziomach trudności, a być może po prostu dlatego, że jeszcze tego „nie widzimy” aż tak dobrze jak inni.
Dla mnie najlepszą zmianą jest tutaj nowy system punktowania, premiujący tych graczy, którzy sobie lepiej radzą. Nie ma tu elementu losowego dobierania diamentów z worka, gdzie nie kończąc układanek jako pierwszy i tak możemy wygrać, dobierając częściej czerwone cenne diamenty, niż szybsi od nas rywale. Warto mieć jednak to na uwadze, że grając rodzinnie z dziećmi lub z kimś kto sobie gorzej radzi z tego typu grami, ta zmiana może się okazać dla Was sporym minusem, bo praktycznie pozbawia szans na wygraną takich osób.
Wykonanie Ubogno Shimo trzyma poziom swoich poprzedników i jest bez większych zarzutów – jednak zdarzyło się, że zacięła się czasem klepsydra, a także coś na co nie natrafiłem wcześniej – pojawił się wyżej opisywany błąd w układance, której nie sposób ułożyć. Ogólnie jednak produkt trzyma dobry poziom, a gra wydana jest naprawdę ładnie.
Czy warto kupić kolejne pudełko Ubongo mając wersje poprzednie? Oczywiście że tak, bo posiadanie poprzednich oznacza, że jesteście prawdziwymi fanami serii. Każda z nich różni się zasadami i stanowi zupełnie nowe wyzwanie dla graczy, co wpływa na urozmaicenie sobie kolejnych rozgrywek. Tym samym z pewnością nie będziecie zawiedzeni, chociaż ja w swoim rankingu nowe Ubongo uplasuję dopiero na 3 miejscu – powyżej Lines, z uwagi na system punktacji, który szczególnie trafił w mój gust. Natomiast jak bardzo przypadnie Wam do gustu i jak wysoko zestawicie ją w prywatnym rankingu z innymi zależy już od Waszych preferencji. Z całą pewnością jednak gra zapewni Wam rozrywki na wiele jesienno-zimowych wieczorów, tak jak czynią to jej poprzedniczki – o czym fani serii doskonale wiedzą.
Co będzie następne? Klocki w kształcie trójkątów a może kółek? Czy może jakieś kulista wersja 3d? Czego by szanowny Pan Grzegorz Rejchtman nie wymyślił, już nie mogę się doczekać, aby to przetestować na stole!
PS.
I pamiętajcie, jako że zbliża się Halloween, można zagrać w zdekonspirowany przeze mnie wariant Zombie, zastępując okrzyk „Ubongo!” na „Móóóózg!” 😉
Ubongo Shimo na etapie poznawania zasad skojarzyło mi się z Gwineą. Tam też trzeba było coś zakryć, a coś zostawić odkryte…Jednak kiedy zaczęłam grać odczucie to prysło niczym mydlana bańka i zastąpiło je bardzo silne skojarzenie z Ubongo Lines. Mechanicznie te dwie gry się bardzo różnią, jednak łączy je – przynajmniej w moim przypadku – zasada układania. W Lines mieliśmy wcięcia, które pozwalały metodą dedukcji wytypować kafelek od którego należy zacząć, bo ma on jedno możliwe położenie (a jeśli nie jedno, to naprawdę niewiele więcej). Podobnie w Shimo – miejsca, które mają pozostać przysłonięte a jednocześnie widoczne (czyli znaleźć się w tym okienku) pozwalają w prosty sposób zacząć układankę od jednego wytypowanego kafelka, a potem…. potem to już jakoś idzie.
Te prostsze są proste – mają mniej kafelków. Tylko cztery. Te trudniejsze wymagają już użycia 5 elementów. I nie zawsze udaje się namierzyć kafelek, który może być tylko w jednym miejscu ułożony. Bywa, że trzeba rozważyć dwa, albo i trzy takie „otwarcia”. Mimo to układa się je rewelacyjnie!
Bardzo fajna łamigłówka. W moim odczuciu ciekawsza niż klasyczne Ubongo. Dla mnie to jedno z lepszych Ubongo. Prawdę mówiąc – zajęło w moim sercu pierwsze miejsce, ex aequo z Ubongo Lines. Ja je po prostu kocham!
A tak się układa Ubongo:
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.