Czasami recenzent w swej pracy natyka się na zupełnie niespodziewane trudności. Choroba. Niekompletny egzemplarz gry. Błędy w instrukcji. A najgorzej jak gra okazuje się dwuosobowa :-) Jest to w mojej grupie najrzadziej występująca liczba spotykających się, gdyż skoro tak mało nas zostało, to przecież lepiej odwołać spotkanie, czyż nie? A jeśli nawet się taki skład zbierze, to istnieje multum ogranych tytułów w które można grać na również na dwie osoby. I tak Syndykat Zbrodni leżał i zbierał kurz, aż w końcu się udało. Czy gra wyleżakowała się jak wino? By się przekonać czytajcie dalej…
-
Grafiki, wykonanie i inne detale.
Planszetka, która powinna leżeć płasko na stole cały czas jest powyginana-pewnie trzeba ją przygnieść jakąś książką. Wykonanie instrukcji i żetonów proste i czytelne.
Zamierzam za to przyczepić się do warstwy fabularnej. Dostajemy cztery strony historii mafii, podzielone na dwa rozdziały- ,,amerykańska mafia w latach 1940-1960” (dla planszetki Nowy Jork) oraz ,,udział ludności meksykańskiej w zorganizowanej przestępczości w USA (lata 1940-1960)”. Mogłaby tu być fabuła. Mogłaby jakaś zwarta historia, albo tekst napisany tak by dać obraz sytuacji. Zamiast tego rozdział pierwszy to miks nazwisk i dat, mogących służyć co najwyżej jako powtórka do egzaminu. Ale tylko jeśli jesteśmy obeznani w temacie. Na pytanie: jak potężna była mafia, na jak wpływowych polityków mogła oddziaływać, czy na jej ulicach panował terror- na takie pytania autor odpowiedzi nie stawia.
Drugi rozdział jest dużo ciekawszy (choć skacze aż po XVI i XIX w.-po co?). Tu dowiadujemy się jak mafia zjednoczyła społeczność meksykańską w wyniku represji na tle rasowym, oraz jak zoot suits stało się symbolem przynależności do gangu.
Dlaczego tak długo o czterech stronach tekstu, które można by spokojnie pominąć? Gdyż lubię, gdy instrukcja wzbogacona jest o historię, powinna ona jednak pisana być w sposób ciekawy i coś wnoszący- jeśli nie dodająca immersji grze, to chociaż wzbogacająca naszą wiedzę/ wyobraźnię. Trochę tu tego zabrakło.
-
Rozstawienie i tłumaczenie zasad
Rozstawienie zużyje max pięć minut za pierwszym razem (pakowanie odpowiednich żetonów do woreczków), potem zaś nie zajmie nawet minuty (no może przy zmianie planszy gry). Tłumaczenie zasad- do pięciu minut.
-
Mechanika
Celem gry jest zdobycie przed przeciwnikiem dwudziestu pięciu punktów bogactwa. Otrzymujemy je za wygrywanie potyczek w dzielnicach.
Za zasłonką mamy trzy żetony. W każdej turze wykładamy jeden z nich na pole, rozpatrujemy efekt pola, przesuwamy suwak przemytu o siłę żetonu i dobieramy następny z woreczka. Jeżeli zapełniliśmy ostatnie pole potyczki/ osiągnęliśmy koniec toru przemytu aktualizujemy tor bogactwa- na korzyść gracza po którego stronie znajduje się wskaźnik.
Choć może się to wydawać nieco zawiłe, to w praktyce- kładziemy żeton, przesuwamy suwak nad dzielnicą, rozpatrujemy efekt pola, gramy dalej.
-
Finito. Podsumowanie Wojciecha
Czas rozgrywki 20 minut.
Moje główne skojarzenia podczas grania w Syndykat dotyczyły moich ulubionych deckbuilderów- Star Realms, Tyrants of Underdark, etc. Niestety od wystawienia Syndykatowi pozytywnej oceny powstrzymuje mnie kilka elementów. Weźmy wspomniane przed chwilą tytuły. Talia startowa liczy 10 kart, dobieram po pięć. Kiedy kupię nową kartę, zobaczę ją po najdalej dwóch ruchach. Później talia puchnie (przeważnie mechaniki usuwania niepotrzebnych kart są rzadkie/ powolne), ale rośnie też uczucie satysfakcji- cały czas gramy nowymi/ coraz lepszymi kartami. Syndykat- w woreczku znajdują się 22 żetony, ciągniemy po jednym. Dorzuconych do puli ulepszeń możemy w ogóle nie zobaczyć, a byłem też świadkiem sytuacji, kiedy gracz dociągał coraz gorsze żetony. Zatem nie ma poczucia satysfakcji z optymalizacji swoich narzędzi.
To co się dzieje na planszy wymaga pewnej koncentracji i kombinowania, ale żadnych szachowych kombinacji nie odpalimy. Jeśli przeciwnik będzie czuwał i nie popełni błędu grę rozstrzygnie to, kto dociągnie lepsze żetony z woreczka.
W wydaniu Naszej Księgarni otrzymujemy również dodatek Los Angeles- alternatywna plansza, wraz z rodzimym dla niej gangiem meksykańskim- jeden żeton podmieniono na dużo lepszy, dwa na gorsze. Miał on urozmaicić rozgrywkę, wszelako odczucia moje i współgraczy były takie, że gra na planszy podstawowej dawała więcej satysfakcji- mogliśmy więcej zaplanować.
Myślę, że najlepszym podsumowaniem będą wypowiedzi moich przeciwników:
,,masz lepsze gry”,,nie było źle, ale wolałbym coś innego”.
Myślę, że dziesięć lat temu wystawiłbym Syndykatowi dużo wyższą ocenę (pierwsza edycja pod tytułem: Blitzkrieg: World War Two in 20 minutes wyszła w 2021-czyli była przestarzała już wtedy), ale teraz nie ma on moim zdaniem startu czy to do współczesnych deckbuilderów, czy gier area control .
Plusy:
+ miks ciekawych mechanik
+próba przybliżenia kawałka historii…
Minusy:
-…w nieciekawy sposób
-można grać ponownie ale po co?
-brak poczucia zwiększania możliwości w trakcie gry
-zbyt duża losowość
Grę Syndykat Zbrodni / Blitzkrieg!: World War Two in 20 Minutes kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Nasza Księgarnia za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Ot, nie mogę powiedzieć, że gra jest zła, ale też nie znajduje w niej niczego takiego, co skłoniłoby mnie, żeby ją polecać, czyli totalny przeciętniak. Sporo istotnych wad wpływających na grywalność. Odczuwalne zalety powodują jednak, że osoby będące fanami gatunku – mogą znaleźć w niej coś dla siebie.