Obecny przywódca Black Dragon’s Guild zamierza wyznaczyć swojego następcę. Siła, charyzma, dobra głowa do interesów, to cechy, które są potrzebne by sprawnie zarządzać gildią. Dobre układy? Niezbędne. Czyste sumienie? Czasem przydatne, ale nie obowiązkowe.
Żeby zdobyć władzę, trzeba będzie się wykazać. Wszystko oczywiście mierzone w liczbie wykonanych questów i umiejętności dobrania odpowiednich osób do odpowiedniej roboty.
Pomieszanie z poplątaniem
Black Dragon’s Guild, to przedziwna mozaika stylów. Plansza i karty questów wyglądają trochę jakby zostały zaczerpnięte ze starych rycin. Przytłumione kolory i precyzyjna, niemal konturowa kreska sprawia, że wyglądają na wpół realistycznie. Z kolei karty postaci, ikonografia i planszetki graczy to zupełnie inna bajka – ich ilustracje są jakby wyjęte żywcem z komiksu lub kreskówki. Ten miszmasz odzwierciedla się także w samej rozgrywce.
Połączenie draftu, worker placement i licytacji ze szczyptą zbierania zestawów, nie jest często występującą kombinacją. Tutaj wszystko to wrzucono do jednego worka, dzieląc grę na kilka poszczególnych etapów, w których kolejno każda z tych mechanik odgrywa główną rolę.
Draft – przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę
Najlepiej taką, która dobrze poradzi sobie w wyznaczonych zadaniach. Wysłanie skrytobójcy do bezpośredniej walki ze smokiem, albo ciężko zbrojnego paladyna na przeszpiegi, to raczej marny pomysł. Każda z postaci ma określony koszt zatrudnienia, rasę, typ (obrońca, atakujący i support) oraz ulubione typy misji, które przynoszą dodatkowe punkty reputacji.
Na początku każdej tury będziemy dobierać 5 kart i za pomocą draftu dodawać cztery z nich do naszej drużyny. W ten sposób zrekrutowani bohaterowie będą dostępni podczas realizacji zadań w bieżącej rundzie. Później zostaną odrzuceni, by zrobić miejsce dla następnych. Możliwe jest zatrzymanie jednej z postaci (z każdej rundy) do końca gry, ale jeśli tego nie zrobimy, dostajemy dodatkową nagrodę.
Selekcja sprzymierzeńców to bardzo ważny element strategii. Musimy tak wybierać, by jak najbardziej przydali się w czekających na nich zadaniach. Ponieważ questy do wykonania zdobywamy w późniejszym etapie gry i wcale niekoniecznie zostaniemy z tym co sobie upatrzyliśmy, to dobrze by było, żeby byli też elastyczni. Przynajmniej na tyle, żeby wciąż można było na nich zyskać sensowną liczbę punktów, nawet jeśli zdobędziemy inne zadania niż na początku planowaliśmy.
Worker placement i licytacja – czyli bieganina po mieście
Ekipa gotowa? Chętna do boju, zdobywania chwały albo wykonania jakiegoś niecnego czynu? No to możemy ruszać… zaraz, chwila, nie ma tak łatwo. Najpierw trzeba się jeszcze odpowiednio przygotować do zadania.
Trzy żetony akcji (w późniejszej grze możliwe jest odblokowanie do 5) i całe miasto do zwiedzenia. Każda z ośmiu lokacji na mapie ma coś do zaoferowania. Pieniądze, specjalne żetony potrzebne do wyższego punktowania niektórych zadań, a nawet reputacja (punkty zwycięstwa) czy dodatkowe questy. Czekają na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko ktoś nas nie ubiegnie. Zależnie od liczby graczy może zdarzyć się, że obecność na lokacji jednej osoby blokuje dostęp do niej wszystkim pozostałym.
Wypadałoby też ustalić co właściwie będziemy robić. No bo co z tego, że mamy całą bandę zawadiaków czekających na jedno nasze skinienie, skoro nie mamy ich gdzie posłać?! Na szczęście czeka na nas całkiem pokaźna pula różnego rodzaju zleceń. Nie wystarczy jednak podejść jako pierwszy chętny i po prostu sobie je zgarnąć. Co to to nie. Czeka nas licytacja. Służą do niej te same znaczniki akcji, których używamy do wybierania lokacji na mapie. Jeśli więc za bardzo wcześniej poszaleliśmy, to mamy nikłe szanse wygrania tego jednego, upatrzonego. Na pocieszenie zostanie nam jakiś losowy quest z talii.
Zbieranie zestawów – maszerujemy ku przygodzie
Pieniądze na opłatę najemników zebrane, questy zdobyte, czas zabrać się do roboty. Symultanicznie gracze wybierają zadanie i przydzielają do niego ludzi, oczywiście ponosząc koszty ich zatrudnienia. Każda misja ma określoną minimalną liczbę postaci potrzebnych do jej wykonania, typ oraz cele, których spełnienie zapewnia dodatkową reputację. Może to być posiadanie żetonu zdobytego wcześniej z planszy albo zbalansowana kompozycja drużyny (atakujący, obrońca, support). Nasi najemnicy, jak wcześniej wspominałam, mają swój ulubiony typ misji, za którą lepiej punktują. Ponadto kilka postaci tej samej rasy najwyraźniej lepiej dogaduje się podczas wykonywania powierzonego zadania, bowiem w ten sposób też można zdobyć dodatkowe punkty. To jest właśnie ten moment, w którym dobre planowanie w fazie draftu przynosi profit.
Póki starczy nam questów, ludzi i pieniędzy możemy powtarzać ten krok do upadłego. Trzeba tylko pamiętać, że raz wykorzystana postać nie może ponownie wyruszyć na przygodę. Zakończone zadania nagradzają reputacją, kasą, a czasami także zmianą naszego charakteru.
Dobry, zły i neutralny
Pomimo tego, że Black Dragon’s Guild bliżej do euro niż przygodówki, to udało się wykorzystać kilka smaczków znanych z gier RPG. Jednym z nich jest charakter naszej postaci. Jako początkujący przywódcy gildii, niczym jeszcze się nie wykazaliśmy i zaczynamy z pozycji całkowicie neutralnej. Wybór questów i odwiedzanych na mapie lokacji szybko to jednak zmieni. Musielibyśmy mieć niezwykle dobry PR, żeby ktoś nas uważał za praworządnie dobrych, jeśli większość przyjętych misji to zabójstwa, a najczęściej odwiedzanym miejscem jest czarny rynek. Kiepskie zarządzanie gildią – niewykorzystane questy i bohaterowie – również nie przysporzą nam fanów.
Podczas gry charakter ma wpływ na niektóre akcje z budynków. Czasem pozytywny – np. będąc złym możemy wymusić więcej kasy z banku – czasem negatywny – nawet do tego stopnia, że niektóre miejsca będą dla nas niedostępne. Na koniec zaś, osiągnięta pozycja na torze charakteru będzie wliczała się do punktacji. Im bardziej skrajna tym lepiej (choć pozytywna opinia otoczenia w tym przypadku bardziej się opłaca). Najgorzej wypada neutralność – bycie niczym ciepłe kluchy na nikim nie wywiera wrażenia i nie zapewnia reputacji.
Brakujące ogniwo
Klimat fantasy jest mi bardzo bliski i zawsze poszukuje nowych gier w nim zakorzenionych. Jeśli do tego jest to euro, które w umiejętny sposób wykorzystuje konwencję i choć na chwilę daje mi poczucie, że robię coś więcej niż tylko przesuwam kosteczki z miejsca na miejsce, to tym bardziej je doceniam. W tym przypadku faktycznie udało się osiągnąć ten stan. Zabrakło mi tylko większej otoczki fabularnej przy questach.
Skoro już skupiliśmy się mocno na najemnikach, nadając im wizerunki, a nawet imiona, skoro mamy tor charakteru, który w sensowny sposób wpływa na nasze poczynania, to cudownie by było żeby również zadania zostały w taki sposób potraktowane. Niby wiemy, że idziemy na misję dyplomatyczną, albo kogoś eskortujemy, ale marzy mi się odrobiną większego zanurzenia w przedstawianej historii. Nawet patrząc pod kątem grafiki, mam wrażenie jakby karty questów pochodziły z jakiejś innej gry. Jeśli nie chciano zainwestować w pełną ilustrację (tak wiem, koszty) to przydałaby się chociaż jakiś tytuł czy króciusieńki opis. Jest to jednak tylko drobna uwaga, pobożne życzenie.
Chaotycznie i neutralnie
Black Dragon’s Guild wywołuje u mnie mieszane uczucia przede wszystkim ze względu na gameplay. Osobliwa kombinacja różnych mechanik dodaje pewnego powiewu świeżości i nawet nieźle się ze sobą łączy. Przy wyborze najemników faktycznie trzeba pomyśleć, lokacje w mieście pozwalają lekko podratować finanse albo zapewnić sobie reputację. Tor charakteru nie jest tylko kolejnym sposobem na zbieranie punktów, ale ma pewien wpływ na styl gry. Wykorzystanie do licytacji o questy tych samych znaczników, sprawia, że musimy uważać co wybieramy i nie pozwala zanadto się rozbrykać. Oczywiście zawsze możemy liczyć na łut szczęścia i bardziej skupić się na aspekcie worker placement.
Pojawiają się jednak pewne elementy, które nie do końca mnie przekonują. Sama licytacja jest mocno przewidywalna. Jeśli ktoś poszedł po żetony potrzebne do zdobycia bonusu z questa, to od razu wiadomo co go interesuje. Ponieważ licytować możemy jednym żetonem akcji w jednym ruchu, to bez problemu można tak rozegrać sytuację by go przyblokować. W drugą stronę działa to podobnie. Co prawda sami też nie możemy za mocno szastać akcjami, bo jest ich naprawdę niewiele. Zabrakło mi też możliwości głębszego planowania. Odrzucenie wszystkich zdobytych, nawet tych niewykorzystanych kart (dobra, prawie wszystkich, jednego najemnika możemy sobie zostawić) sprawia, że działamy tylko tu i teraz na podstawie tego, co akurat jest dostępne.
Spójrzmy jeszcze na liczenie punktów – chyba najmniej przyjemną czynność w całej grze. Trzeba pamiętać o każdej drobnostce, za każdym razem gdy wykonujemy quest. Nagrody z samego zadania, celów dodatkowych, kompatybilności postaci z zadaniem, kompatybilności postaci z postacią. Naprawdę łatwo się pomylić albo o czymś zapomnieć, a trzeba jeszcze pamiętać o kartach celów ogólnych, które możemy spełnić w dowolnym momencie gry. Przy pierwszych grach dosłownie wszyscy prosili o pomoc.
Black Dragon’s Guild jest pełna kontrastów – zarówno wizualnych, jak i mechanicznych. Choć z jednej strony zachwyca unikalnym połączeniem różnych mechanik, z drugiej cierpi na ograniczoną możliwość planowania na przyszłość. Gra oferuje interesujące wyzwania i strategiczne decyzje, jednak brakuje jej spójności, by w pełni wykorzystać potencjał i zanurzyć graczy w klimacie fantasy. Dla fanów eksperymentalnych eurogier – warto spróbować, choć bez gwarancji zachwytu.
Gra dla 2-4 graczy, wiek 12+
Czas gry: 45 minut
Wydawca: Little Rocket Games
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.
Wszystko fajnie, ale gdzie kupić ?
W tej chwili chyba jedyną opcją jest sprowadzenie z zagranicy. Powinna być dostępna w sklepie wydawcy.
dzięki!