Świątynia to gra ekonomiczna. przeznaczona dla 3-6 graczy od lat 14. Klimat biblijny jest tu w zasadzie doklejony – nie ma większego znaczenia dla mechaniki, czy budujemy Świątynię w Jerozolimie czy park rozrywki w Pcimiu Dolnym. Mimo to jest ten temat bardzo ładnie zintegrowany. Świątynia Jerozolimska bowiem była budowlą złożoną – od murów poczynając, przez portyki i krużganki, przez kolejne dziedzińce spełniające określone funkcje, aż po Miejsce Najświętsze – Kodesz haKodaszim. Nie umknęło to uwadze autorów i – w przeciwieństwie do wielu innych gier – talia kontraktów, które zdobywamy w trakcie gry nie jest ułożona losowo. Zawsze zaczynamy licytację od murów (które wymagają najmniejszych nakładów surowców i robocizny), poprzez dziedzińce aż do Sanktuarium, w którym znajduje się Miejsce Najświętsze.
W tym miejscu należy podkreślić, że autorami są trzej księża: ks. Daniel Budziński, ks. Adam Dzionk oraz ks. Jakub Wojewódka, a gra posiada Imprimatur Kurii Metropolitalnej Gdańskiej. To bardzo dobrze wróży jeśli chodzi o część merytoryczną. I nie da się ukryć, że tak jest w istocie.
Wyjątkowym smaczkiem dla mnie jest to, że nie licytujemy koncesji na Miejsce Najświętsze. Święte Świętych to miejsce szczególne, do którego nie wolno było nikomu wchodzić. Z wyjątkiem arcykapłana, który czynił to tylko raz w roku, w święto Jom Kipur a wygłaszając błogosławieństwo wymawiał Imię Boga. Imię, którego nie wolno było ani jemu, ani nikomu innemu wypowiadać – poza tym jednym przypadkiem. I choć ktoś musiał ten przybytek przecież zbudować, to podoba mi się podkreślenie tej szczególnej roli Miejsca Świętego i zrobienie z niego Nagrody Ludu Izraela – nagrody dla gracza, który najszybciej zrealizuje swoje koncesje.
Delikatnie się przyczepię do nazewnictwa, gdyż pierwszy raz spotkałam się z określeniem „Święte Najświętszych”. Zwyczajowo jednak słyszy się Święte Świętych albo Miejsce Najświętsze, a Święte Najświętszych jest jakąś taką dziwną zbitką raniącą moje uszy. A już na pewno nie jest lepszym niż wspomniane dwa tłumaczeniem קֹדֶשׁ הַקֳּדָשִׁים.
Idźmy jednak dalej. Jak wygląda rozgrywka?
Runda podzielona jest na szereg etapów, które wszyscy kolejno wykonujemy zanim przejdziemy do etapu następnego:
- Przychód (głównie z rzemiosł, ale też z umiejętności patronów oraz miast)
- Przetarg na koncesje, czyli zwyczajna licytacja. Kto da więcej ten ją dostanie. Koncesji do przetargu jest zawsze o jedną lub dwie mniej niż graczy.
- Targowisko – kiedy już każdy wie co będzie budował potrzeba surowców. Na tym etapie gry zazwyczaj coś sprzedajemy aby móc potem coś kupić. Ciekawym rozwiązaniem jest cena zależna od podaży/popytu. Im mniej sztuk surowców łącznie (wszyscy gracze) zadeklarują do sprzedaży / kupna, tym cena ich będzie wyższa. Tu jest miejsce na różne strategie. Można grać „sztywno” jak instrukcja każe: deklarując w określonej kolejności liczbę do sprzedaży i zachowując pokerową twarz. A ostatni gracz będzie zapewne „wbijał szpilę” swoją deklaracją aby obniżyć cenę sprzedaży. Ale pewnie będą i tacy, którzy spróbują kooperować i przed ostateczną deklaracją spróbują wysondować kto ile daje, a nawet zawrzeć krótkotrwałe sojusze. Tak czy owak, ostateczne słowo jest wiążące i po deklaracji wszystkich graczy sumujecie wyniki, sprawdzacie cenę w pomocy gracza (nawiasem mówiąc paskudnie niewygodnej, ale o tym za chwilę) i dokonujecie sprzedaży bądź zakupu
- Budowanie rzemiosł, czyli tworzenie miejsc pracy. Smaczku dodaje wszechobecny biblijny klimat – możemy wybudować (a potem ulepszać) Tartak Hirama (produkujący drewno), Jaskinię Sedecjasza (skąd będziemy czerpać kamień) oraz Komorę Celną Lewiego, która przyniesie nam złoto. Ale mimo tego, że autorzy już na wstępie napisali, iż będziemy spotykać postaci i wydarzenia nie tylko starotestamentalne, ta komora celna w tym miejscu trochę uwiera. Choć z drugiej strony jako rzemiosło przynoszące złoto jest zaiste skojarzeniem pierwszego wyboru ;).
- Zatrudnianie robotników, czyli pobranie ich z rynku tylu, ilu nam potrzeba – a przede wszystkim na ilu nas stać. Bo trzeba będzie im zapłacić w złocie i zbożu. Ale zanim to zrobimy, trzeba będzie rozpatrzyć …
- … Wydarzenie, czyli Kartę Bożej Ręki. Z reguły coś dostaniemy, ale także możemy coś stracić. Najbardziej boli strata zboża i/lub pieniędzy, jeśli nie mamy nadwyżek, gdyż już za chwilę czeka nas….
- … Zapłata robotnikom. Biada tym, którzy nie mają czym zapłacić. Jednym z grzechów wołających o pomstę do nieba jest zatrzymywanie zapłaty robotnikom. Jeśli tak się zdarzyło, że nie nie możesz opłacić WSZYSTKICH swoich robotników – wypadasz z gry. No chyba, że ulitują się nad tobą współgracze, ale o tym za chwilę, boć pomysł jest fajny, ale realizacja nie do końca udana.
- Budowa Świątyni. Odrzucając wymagane surowce i posiadając odpowiednią liczbę robotników realizujemy karty koncesji, które stają się naszymi punktami zwycięstwa.
Liczba etapów w rundzie może początkowo przytłaczać, ale dzięki planszetce pomocy gracza idzie to nawet dość sprawnie.
Jest nieźle
Pełna rozgrywka trwa jakieś 3h. Warsztaty się rozwijają, zarabiamy coraz więcej kasy, coraz więcej produkujemy drewna i kamienia. Na targu kupujemy zboże (ewentualnie inne surowce, których jeszcze nie zaczęliśmy albo nie chcemy produkować). Licytujemy coraz odważniej i zdobywamy coraz bardziej wartościowe koncesje. Gra się rozkręca. Choć nie tworzymy żadnych kombosów to czuć ten rozwój i jest to miłe. Generalnie wszystko dobrze trybi, nie ma większych wpadek, downtime’u, jest intuicyjnie (poza przekazywaniem sobie żetonu pierwszego gracza podczas licytacji) i jest nieźle, ale….
Ale mogłoby być lepiej
Niestety fan z rozgrywki zabijają niektóre techniczne rozwiązania. Np. karty surowców. Operowanie nimi jest upierdliwe. Mam wrażenie jakby autorzy grywali tylko w Catana albo Monopoly i nie ogarnęli, że można inaczej niż karty. Rozumiem, że drewno kosztuje, ale może jakieś suwaczki? byłoby taniej i wygodniej. Z suwaczkami co prawda trudno się fizycznie wybrać na targ (w zamyśle autorów kładziemy tam nasze karty jako deklarację, a potem zliczamy jaka jest podaż i ustalamy ceny) ale zawsze można to zrobić przecież wirtualnie.
Żetony robotników są wygodne w użytkowaniu, ale …. jakoś smuci, że są to tylko żetony a nie meeple.
Kolejnym elementem, który mi się nie podoba to eliminacja gracza za nieopłacenie robotników. Jest to słabe. Przy grze która trwa 3h (a może nastąpić na samym początku) to wybitnie słabe. Rozumiem motywację, jest słuszna, jest też zaproponowana ciekawa alternatywa, ale… opiszę autentyczny przypadek: wszyscy wszystko zaplanowali i…. pociągnęliśmy kartę Bożej Ręki, która okroiła nasze zasoby żywności do połowy. Dwie osoby miały zapas (bo sobie źle skalkulowały surowce i nie było sensu zatrudniać tylu robotników), ale koleżanka poległa (w nagrodę, że dobrze kalkulowała ). I tu się zaczął problem, bo nie chcieliśmy jej eliminować z gry. Próbowaliśmy więc – idąc za podpowiedzią z instrukcji – sprzedać jej to co potrzebuje za lichwiarską cenę. Niestety nie wyszło. Tzn. wyszło, koleżanka się utrzymała (a nawet zrealizowała kontrakty) a my zarobiliśmy na tym marne 4 drachmy. Inaczej mówiąc – zafundowaliśmy jej zwycięstwo.
Analizując sytuację po czasie doszłam do kilku wniosków. Po pierwsze można było jej sprzedać zboże nie tylko za pieniądze, ale też za surowce, dzięki czemu nie mogłaby zrobić kontraktów i wtedy faktycznie by to bolało. Po drugie słabość całego tego mechanizmu polega na tym, że pomiędzy zatrudnieniem a zapłatą jest faza Bożej Ręki, w której naprawdę nie wiadomo co się wydarzy. Niemniej trudno przez całą grę liczyć się z wystąpieniem tej jednej karty, która tak boleśnie uszczupla zasoby. Kara jest zatem niewspółmierna (w końcu jak nastanie susza, to głodują wszyscy i trudno wtedy niewypłacalność pracodawcy oceniać w kategoriach moralnych). Po trzecie – gdy już poznamy grę i wymyślimy rozwiązanie nr 1 (samo w sobie fajne), to rodzi się pytanie – co by się stało, gdyby pozostali gracze mieli zboża „na styk” i nie byli w stanie go odsprzedać? No nie zadziałałoby. Po czwarte więc nasuwa się myśl, że zamiast takiego kombinowania przydałaby się zwyczajna możliwość zaciągania jakiegoś „odgórnego” bolesnego kredytu u ościennych narodów (czyli z banku).
Trzecia łyżeczka dziegciu to kilka niejasności w instrukcji. Podam jeden przykład z zakończenia naszej pierwszej rozgrywki. Oczekiwanie autorów chyba było takie, że koncesje będzie trudno realizować, ale akurat my dobrze kooperowaliśmy w fazie targowania, więc koncesje dla nas to był pikuś. W ostatniej rundzie oczywiście rozeszły się dwie ostatnie koncesje. Pytanie – czy trzeci gracz, który nie wylicytował, a który nie miał już żadnej nieskończonej koncesji otrzymuje z automatu Święte Świętych (bo skończył jako pierwszy w poprzedniej rundzie)? Czy uznaje się, że zakończył swoją działalność w ostatniej rundzie, czyli razem z tymi graczami, którzy wylicytowali. To bardzo istotne, bo to zmienia sposób liczenia punktów za Nagrodę Ludu Izraela, a co za tym idzie sposób licytacji w tej ostatniej rundzie.
Karty Bożej Ręki, czyli po prostu wydarzenia. Pomysł na urozmaicenie rozgrywki, pewną nieprzewidywalność. Niestety nie spełniają swojej roli. Dysponujemy 34 kartami, z których co rundę rozpatrujemy jedną. Rund będzie w przybliżeniu około 10 w porywach do 11 (a nawet mniej, w rozgrywkach skróconych lub dla 5-6 graczy), co oznacza, że do gry nie wejdzie lwia część z nich.
- 23 karty są pozytywne i prawdę mówiąc nudne. Zazwyczaj otrzymujemy surowce – paręset sztuk żywności, trzy drewienka, parę kamieni. W zasadzie nic to nie daje, bo wydarzenie rozpatrywane jest w momencie, kiedy już wszystko mamy zaplanowane. Owszem, zostanie coś na przyszłą turę, ale i tak jest tego niewiele (poza początkiem gry, kiedy wszystko się dopiero rozkręca). Na dobrą sprawę mogłoby tego nie być.
- Na osobny komentarz zasługują też trzy spośród tych 23 kart, które powodują, że potrzebujemy mniej robotników. Problem w tym, że – jak to już pisałam – Karta Bożej Ręki jest rozpatrywana już po fazie, w której możemy zatrudniać/zwalniać robotników, więc jeśli przypadkiem (naprawdę absolutnym przypadkiem) komuś braknie robotników w rzemiośle lub ma akurat koncesję, która wymaga tylko dwóch robotników i ich nie ma, zakładając, że ma surowce to tylko wtedy z takiej Karty Bożej Ręki jest jakiś pożytek. W zasadzie bowiem nie zdarza się sytuacja, że zatrudnimy do świątyni robotników mniej niż potrzeba. Albo wszystkich – albo nikogo. Można tę sytuację uratować jeszcze wprowadzając zasadę, że robotników możemy w dowolnym momencie przesuwać pomiędzy świątynią a rzemiosłem – ale tego instrukcja nie precyzuje.
- Z pozostałych 11 negatywnych karty tylko dwie karty mogą istotnie namieszać i spowodować ukamienowanie gracza. Jest to Ucisk Izraela (tracimy połowę żywności) oraz Chłosta Jeremiasza (tracimy 400 sztuk żywności). Tylko w tej sytuacji może dojść do tego, że gracz staje się niewypłacalny.
- Pozostałe 9 kart negatywnych to trzy powodujące utratę ostatnio wybudowanego fragmentu świątyni oraz 6, których efektem jest utrata części robotników. A więc też nie da się przez nie odpaść z gry.
I tym sposobem dochodzimy do kolejnego słabego punktu. Balans patronów pozostawia wiele do życzenia. Skoro jest tak dużo kart Bożej Ręki, to może nawet ani razu nie wypaść karta pokroju Antiocha IV Epifanesa, co z kolei sprawia, że przydatność Judy Machabeusza jest co najmniej dyskusyjna. Wisienką na torcie jest jednak Eliasz, który zabezpiecza przed ukamienowaniem. Ale to mogą sprawić tylko dwie karty! Jaka jest szansa, że którakolwiek z nich w ogóle „wyjdzie” w grze?
No chyba, że zakładamy bezmyślność graczy albo nieumiejętność rachowania, lub liczenie z premedytacją na łut szczęścia z pozytywnych Kart Bożej Ręki – wtedy taki Eliasz mógłby być przydatny. Tylko czy o to chodziło autorom?
A przy okazji – skoro wspominałam o niejasnościach. Także w tym przypadku nie jest do końca pewne, czy Judyta daje stałą zniżkę w postaci dwóch sztuk surowców (kamienia i/lub drewna) czy aż czterech tj. dwóch kamienia i dwóch drewna. I co oznacza określenie „kolejnych fragmentów” – czy chodzi o to, że koszt realizacji pierwszej koncesji należy ponieść pełny i dopiero przy kolejnych korzystać ze zniżki? Przydałoby się dokładniejsze wyjaśnienie w instrukcji, ale tego niestety brak. Porównując z innymi patronami (np. z Salomonem) można jednak przypuszczać, że ta zniżka będzie faktycznie obejmowała dwa drewna i dwa kamienie, skoro Salomon co rundę przynosi dwa drewna i dwa kamienie (o ile dobrze go interpretuję, bo to nie jest takie oczywiste).
Dla tak długiej gry wadą jest również tylko jedno źródło punktowania. Jedyną drogą do zwycięstwa jest umiejętne licytowanie koncesji, bo tylko z nich są PZ-ty oraz rozwój rzemiosł, bo to one dostarczają lwią część surowców. I choć gra się rozwija, to jednak rozgrywka się dłuży i pod koniec gry wkrada się monotonia i schemat.
Ikonografia w pomocach gracza jest bardzo mało czytelna. Sortownik na karty – źle zaprojektowany (nie udało mi się pomieścić w nim wszystkich kart).
Myślę, że można to było jeszcze wszystko lepiej dopracować. Szkoda, bo gra ma olbrzymi potencjał.
Smaczki na poprawę smaku
Najbardziej podoba mi się w tej grze temat i jego ujęcie – w instrukcji, na kartach, w internecie. Każda karta Bożej Ręki posiada adekwatny cytat z Biblii. Każda postać (patron) ma krótkie wyjaśnienie kim jest. Instrukcja zawiera doskonałe historyczne wprowadzenie, opis wszystkich miast, postaci, rzemiosł, wydarzeń oraz elementów Świątyni. Ten opis jest naprawdę dopracowany – to nie są dwa zdania wzięte z Wikipedii. Opis jest dokładny, nawiązujący do najważniejszych wydarzeń z życia postaci (z odwołaniem do odpowiednich miejsc w Biblii), opis każdego miasta to wędrówka przez historię danej lokacji. Dla przykładu – Jerozolima przedstawiona jest od 1003 roku p.n.e gdy zdobył ją król David, poprzez panowanie Salomona, niewolę babilońską, odbudowę świątyni aż po czasy Nowego Testamentu. Jestem pod wrażeniem. Informacje te można również przeczytać w internecie skanując QRcode na kartach i czytając na bieżąco podczas gry (choć nie ma tu długiego oczekiwania na swoją turę, aby trzeba było zabijać czas). Autorzy odwalili mega robotę!
Na uwagę zasługuje również plan Świątyni Jerozolimskiej. I choć mógłby być zrobiony na jakimś kartonie, a nie zwykłej kartce papieru, to i tak jest to miłe. Jeszcze milsze byłoby, gdybyśmy naprawdę te elementy mogli układać a nie tylko odkładać karty, ale wtedy dostalibyśmy grę pokroju Cleopatra and the Society of Architects: Deluxe Edition kosztującą obłedne pieniądze, a nie przeciętne 150zł.
Smaczki. W tej grze są smaczki. Czy wiecie, że czcionka użyta w tytule „Świątynia” zawiera aż cztery hebrajskie litery? Szin, zajin, cade oraz alef. A na pierwszej stronie instrukcji, w tej złotej ramce, jest autentyczny tekst PS.84 w języku hebrajskim (choć znalazłam jedną literówkę ;))
Krótko mówiąc
Gra jest niezła, ale wymaga dopracowania. Można spróbować podmienić część kart o niskich nominałach na drewniane żetony (rodem z Agricoli tudzież O:NI). Przeanalizować i dopasować do własnych potrzeb strategię postępowania w sytuacji niewypłacalności gracza oraz końcowej licytacji. Poprawić kartę pomocy gracza :-P i uprościć surowce. Te ikonki są fatalne, a podział na cennik za drewno/kamień vs. zboże jest tak bardzo przekombinowany, że aż oczy bolą. W ogóle po jakiego gwinta operujemy 100 sztukami żywności, jeśli można było operować 1 snopkiem pszenicy i nie dzielić cennika? no ja tego nie ogarniam.
Gra jest „wyposażona” w wariant skrócony, w którym odrzucamy mury, krużganki i portyki zewnętrzne aż do dziedzińca pogan. Będziemy budować tylko środkową i wewnętrzną część Świątyni rozpoczynając licytację koncesji od Krużganka wewnętrznego i Dziedzińca kobiet a kończąc na Sanktuarium. Z 20 kart robi nam się tylko 9, co istotnie powinno skrócić czas gry. I oto dostępność współgraczy nagle nabiera nowej perspektywy ;)
Poniżej w galerii – gra z dodakowymi komponentami surowców. Zdecydowanie lepiej zamienić jedynki i dwójki na jakieś nieużywane kosteczki/drewienka z innych gier tudzież grosze.
Gra kosztuje ok. 150zł. Czy żałuję wydanych pieniędzy? Nie. Ale głównie dlatego, że kręci mnie jej tematyka. Czy polecam? To zależy. Jeśli szukasz gry w klimatach biblijnych i lubisz gry ekonomiczne, to warto ją sprawdzić. Jeśli temat ci nie po drodze – odpuść sobie, bo są lepsze gry tego typu na rynku.