Intent To Kill od Hobby World.
To miasto jest przegniłe do cna.
Miliony ludzi żyją tu obok siebie w totalnej samotności. Sąsiedzi nie znają swoich imion, nie witają się na schodach, sprzedawcy patrzą podejrzliwie nawet na stałych, przychodzących od lat klientów.
Nic dziwnego, że wybrał sobie to miejsce na swoją scenę. Od kilku dni odgrywa przed nami swoją makabryczną sztukę, za każdym razem unikając schwytania. Zero śladów i zero świadków, a obok nich stado zastraszonych owiec. Z nikogo nie da się wydusić zeznań – a dusimy ich z pełnym nabożeństwem. Kolejne ofiary pewnie właśnie nieświadomie siadają do swoich ostatnich posiłków. To nie czas na siedzenie przy biurku i wystukiwanie raportów.
Gaszę dopiero co zapalonego papierosa w popielniczce i wychodzę na mokrą od deszczu ulicę.
Gdzie teraz?
Nocny rytm miasta
W notesie zapisuję wszystkie elementy łączące te sprawy.
Każdego dnia, w którym odkrywaliśmy kolejną ofiarę, dwoje mieszkańców było zastraszanych. Następnie znajdowaliśmy zwłoki, wykręcone w nieludzki kształt, porzucone na chodniku lub pozostawione w mieszkaniu, w którym przestały być osobą, a stały się dowodem w sprawie.
Przybywaliśmy na miejsce zbrodni, usuwając z niego gapiów i cywilów do sąsiednich dzielnic. I braliśmy się do pracy. Przez te cholerne cięcia w budżecie Komendant ograniczył nasze możliwości do dwóch działań operacyjnych na każdą z ofiar. Przydział paliwa pozwalał nam jedynie na dwa przejazdy między dzielnicami. Lepiej, żebym nie spotkał gryzipiórków, które odpowiadały za budżetowanie naszego Posterunku.
Przepytywanie zastraszonych mieszkańców nie miało sensu – nic by nam nie powiedzieli.
Komendant dał nam pięć dni. Jeśli do tego czasu wciąż pojawiać się będą nowe ofiary, a my nie odnajdziemy sprawcy, przydzieli do śledztwa nowych detektywów.
Pięć dni. Pięć ofiar.
Będziemy potrzebować więcej kawy.
Arsenał mordercy
W kategorii gier dedukcyjnych, Intent To Kill zajmuje miejsce szczególne. Wiernie oddano tu wciąż zbyt rzadko eksplorowaną w grach tematykę i okres. Mroki filmów noir i kanon surowej literatury spod znaku hard boiled, która eksplodowała w latach ’20 i ’30. Jako fana prozy Dashiella Hammetta, jest to dla mnie klimat szczególny: moralnie niejasny, pełen kontrastów, brutalnej zbrodni i wyrazistych postaci. Zarówno ilustracje, jak i same postaci świetnie się w ten nurt wpisują, nadając grze nastroju i ułatwiając wczucie się w role.
Jest to też gra elegancka w swych oszczędnych, wypolerowanych zasadach. Całość rozgrywki zawiera się w kilku podpunktach, umieszczonych na samej planszy. Po trzy kroki dla każdej ze stron i trochę administracji wystarczą na każde z morderstw. Po pięciu rundach gra kończy się skutecznym odgadnięciem nie tylko motywu, ale i samej postaci zabójcy, który czai się gdzieś na planszy, pomiędzy 20 bohaterami.
Rdzeniem rozgrywki jest zadawanie postaciom w mieście zdychotomizowanych pytań dotyczących płci, wieku, wzrostu i budowy ciała. Świadkowie, ustami gracza wcielającego się w mordercę, odpowiadają na pytania detektywów (w tej roli od 1 do 3 graczy), dostarczając nowych poszlak, plotek i niepotwierdzonych informacji. Nie wszystkie będą jednak zgodne z prawdą. Jednym genialnym mechanizmem Artur Khodzhikov podniósł rozgrywkę na wyższy poziom. Otóż gracz udzielający odpowiedzi musi mówić prawdę… czasem. Może kłamać w dwóch przypadkach: gdy przepytywana postać to sam morderca – lub gdy przepytywany należy do grupy społecznej, która „wspiera” seryjnego zabójcę. Ta grupa jest tajna, losowana podczas setupu, i jej odkrycie będzie mieć monumentalne znaczenie dla krzyżowej weryfikacji zdobytych informacji.
Co ważne, jedna akcja przesłuchania obejmuje wszystkich cywilów w dzielnicy. A każdemu można zadać inne pytanie. Detektywom zależy więc, by niezastraszonych świadków grupować blisko siebie, by maksymalizować ilość zdobywanych poszlak.
Nie mają jednak przed sobą łatwego zadania.
Nadzieja w dedukcji
O zabójcy nie wiadomo w zasadzie nic. Na początku rozgrywki losujemy jedynie pulę potencjalnych motywów, którymi może się kierować. To jego modus operandi – zasady, których musi przestrzegać podczas kolejnych zbrodni. Wszystkie ofiary muszą być tej samej płci lub pochodzić z tej samej grupy społecznej. Morderstwa nie mogą odbywać się w sąsiadujących dzielnicach. Ofiary muszą być samotne lub nie mogą być zastraszone.
Z każdymi odkrytymi zwłokami detektywi będą zawężać krąg poszukiwań, eliminując kolejne motywy i systematycznie dochodząc do tego, co kryje umysł mordercy. I gdzie może zaatakować ponownie.
Jest tu kilka mechanizmów, które ułatwiają dedukcję. Np. sama obecność wozu detektywów może uniemożliwiać morderstwa. Podobnie jak obecność innych cywilów w tej samej dzielnicy. Przy kilkuset potencjalnych zestawach motywów w każdej grze (do wyboru jest ich 12), 54 cywilach do wyboru (20 ląduje na mapie miasta) i niemal nieskończonej liczbie rozkładów podejrzanych w 16 dzielnicach miasta, Intent To Kill oferuje bezprecedensową zmienność i różnorodność.
Gdyby tego było mało, w Intent To Kill grać można na dwa sposoby: logiczny i intuicyjny. Ten pierwszy jest nieco mniej skomplikowany, pozwala zatem wyczuć flow gry i zrozumieć jej główne założenia. Wariant intuicyjny pozwala na większą immersję, wzbogacając świat gry dwoma taliami kart i zestawem żetonów „dowodów”. Specjalne akcje, zdobywane przez obie strony, przyspieszają śledztwo i ułatwiają dedukcję, a mordercy dają nowe narzędzia służące sianiu dezinformacji. To dodatkowa warstwa mechanik, urozmaicająca rozgrywkę bez zbędnego jej komplikowania. A wszystko oczywiście skąpane jest w tematycznym sosie. Policyjne naloty, wzmożone patrole, szantaże i porwania przetaczają się przez miasto z siłą huraganu, zostawiając za sobą słodko-gorzki aromat detektywistycznej fikcji spod znaku prochowca i fedory.
Z akt śledztwa
Intent To Kill ma w sobie urok i próg wejścia plasujący ją w kategorii wagowej gier rodzinnych – jeśli pominąć makabryczną tematykę. Pozwala jednak obu stronom na efektowne zagrania, dzięki sprytnej dedukcji i równie sprytnemu wywodzeniu detektywów w pole.
Zabójca może tak wybierać swoje ofiary, by do ostatniego dnia trzymać detektywów w niepewności co do motywu. Detektywi mogą z kolei wykorzystywać nie tylko swoje akcje, ale też pomoc Straży Pożarnej, Szpitali czy Restauracji. Mają też do dyspozycji żeton Przesłuchania, pozwalający zadać dowolnej postaci jedno pytanie i uzyskać zgodną z prawdą odpowiedź. Pytanie to: „czy zgodnie z obecnym motywem mogłabyś/mógłbyś być kolejną ofiarą?”. I ten prosty zabieg, w odpowiednich rękach i w odpowiednim momencie, może definitywnie potwierdzić lub rozwiać przypuszczenia śledczych.
Mimo zakresu 2-4 graczy, jest to tak naprawdę gra dwóch stron. Nie ma tu podziału na role wśród detektywów, ich tury są zawsze wspólnym wysiłkiem i wspólnymi decyzjami. To nie do końca wada, ale może to powodować efekt gracza alfa w drużynie detektywów.
Gra wymaga prowadzenia systematycznych i przemyślanych notatek – pod rygorem przegranej. Zgodnie z zasadami, jeśli jedna strona zobaczy notatki drugiej, automatycznie przegrywa. W grze nie ma jednak zasłonek, innych niż może dwie strony pudełka, które ukryłyby notatki przed wścibskim wzrokiem.
Choć oprawa graficzna jest świetna i stylizowana na lata 30-te, to karty pomocy i żetony Dowodów trochę od tej stylistyki odstają. I mimo wszelkich starań, odkształcona plansza nijak nie chce leżeć płasko.
Awans na Starszego Detektywa
W kategorii gier dedukcyjnych, Intent To Kill plasuje się w mojej ścisłej czołówce. Bez zbędnych komplikacji, z gracją i elegancją zaprasza graczy do ponurego miasta, w którym trup ściele się gęsto i oferuje obu stronom konfliktu szkołę kryminalnego życia.
Bezbłędna stylistyka, spójne z tematem mechanizmy i ogromna różnorodność rozgrywek (włącznie z 8 scenariuszami) oferują graczom istną ucztę. Gra nie jest przy tym ani trudna, ani długa (rozgrywki zamykają się w godzinie), a każda minuta z nią spędzona to intensywny wysiłek zarówno dla mordercy, jak i poszukujących go detektywów. Grając po obu stronach wyraźnie czułem wagę każdego ruchu. Tu jeden dobrze przesunięty lub zastraszony cywil może przesądzić o zwycięstwie. Poza tym, gra, choć jest oszczędna w tekście (akapit per scenariusz), rodzi niesamowite historie nad stołem. Z lubością możemy opowiadać o tym, dlaczego kolejną ofiarą został marynarz z East Side. Albo o tym, że zanim urządzimy przesłuchania, wyskakujemy szybko na pączki do pobliskiego dinera. Klimat i makabryczny humor można tu ciąć nożem – jest go pod dostatkiem.
Intent To Kill to gra wyjątkowa. I zostaje ze mną przynajmniej do czasu, gdy odnowię swoją licencję detektywa.
Zalety:
+ wyjątkowy klimat i oprawa
+ proste mechanizmy pozwalające na wiele strategicznych manewrór
+ gigantyczna regrywalność, dwa tryby rozgrywki i opcjonalne scenariusze
Wady:
– brak podziału ról lub tur po stronie detektywów
– brak zasłonek dla notatek
– miejscami niespójna warstwa graficzna
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
jak bardzo ta gra jest zależna językowo?
W podstawowej wersji są widoczne dla wszystkich karty motywów – jedno zdanie na każdej z nich. Plus ew. grupy społeczne, ale tu nie trzeba ich tłumaczyć, wystarczy mówić „pomarańczowi” ;)
W wersji rozszerzonej jest już po kilka kart dla każdej ze stron i tu już przyda się jakaś świadomość angielskiego, ale nie jest on bardzo zaawansowany.