Nigdy nie byłem dobry w bijatyki. To zawsze był ten gatunek gier, który przesadnie odstraszał mnie koniecznością zapamiętywania złożonych kombinacji, w celu zadawania potężnych ciosów specjalnych. Niemniej, gdy myślę o tego typu grach, to zawsze były propozycje, które dobrze się oglądało, więc z chęcią podziwiałem zdolności znajomych, którzy lali się w tej formie wirtualnej rozrywki. A dziś o próbie przeniesienia tego typu rozgrywki na planszowe poletko. Combo Fighter na kolejnym Games Fanaticowym stole.
W lewym narożniku – znana estetyka
Jakkolwiek nie wypada oceniać po okładce, tak ta w przypadku Combo Fightera jest bardzo adekwatna. Ot spoglądają na nas cztery postacie, z których każda zamierza spuścić łomot swoim przeciwnikom. Mam wrażenie, że w ostatnich latach bijatyki starały się skręcać w bardziej mroczne estetyki, ale tu dominuje kreska przypominająca bardziej Street Fightera niż Mortal Kombat. Jestem entuzjastą komiksów, więc spodobały mi się takie rysunki, ale aż tak wiele się na nich nie dzieje. Podobnie jeżeli chodzi o jakość wykonania: każda z naszych postaci posiada swoją talię, którą wykorzystywać będziemy w pojedynkach. Karty są duże, ale dość giętkie. Nie jestem przesadnym fanem koszulkowania każdej gry, ale tu może się to przydać. Cienkość warstw może spowodować uszkodzenia przy większej liczbie rozgrywek. Jest zatem poprawnie. I niestety, ale „jedynie poprawność” towarzyszyła mi przy wszystkich rozgrywkach.
W prawym narożniku – papier kamień nożyce
Combo Fighter to gra, w której walczymy ze sobą za pomocą wybranej postaci i odpowiadającej jej talii. Całość rozgrywki sprowadza się do zadawania sobie obrażeń za pomocą kart, które trzymamy w ręce. Każdą turę zaczynamy od jednoczesnego wybrania jednej karty z naszej ręki. Tu decydować będzie system papier>kamień>nożyce reprezentowany przez karty niebieskie>czerwone>żółte. Dopiero gdy wygramy takie starcie w ciemno, możemy przejść do zadawania obrażeń. Te wyrażone są poprzez wartości na kartach wyróżnione w lewym rogu. Ważnym aspektem jest „combowanie” kolejnych kart. Nie możemy sobie pozwolić na wyłożenie wszystkich kart w ręku w dowolnej kolejności. Każda karta zawiera informacje jakie kolejne można na nią zagrać. Wszystko to za sprawą symboli, które przypominają nam przyciski pada. Czerwony trójkąt, niebieski kwadrat a może żółte kółko z gwiazdką? Tych możliwości trochę będzie, ale wszystko to przychodzi dość intuicyjnie. Po jednej/dwóch rozgrywkach daną postacią wiemy już jakich kart nie możemy zagrywać po sobie i niespecjalnie przejmujemy się ograniczeniami. Dużo ważniejszym będzie śledzenie naszej ręki, tak by zagrywać unikatowe combosy.
Pięść Smoka kontra Lawinowy Wykop
Cóż byłby to za Combo Fighter gdybyśmy nie mogli układać tytułowych kombinacji. Te posiadamy na naszych dedykowanych kartonowych planszetkach postaci. Combosy polegają na wyłożeniu dokładnego układu kart, który zada wskazaną liczbę obrażeń. Opłaca je się układać, ponieważ za ich pomocą jesteśmy w stanie ranić przeciwnika przy relatywnie niskim zużyciu własnych kart. No właśnie, bo w tym momencie trzeba omówić jedną z najważniejszych rzeczy Combo Fightera. Wszystkie obrażenia, które zadawać będziemy w trakcie gry przyjmujemy jako liczbę kart jaką należy odrzucić. Przykładowo jeżeli przeciwnik zada mi siedem obrażeń zostanę zmuszony do odrzucenia siedmiu kart ze swojej talii lub ręki. Całość zatem sprowadza się do wzajemnego uszczuplania sobie talii, a my będziemy chcieli jak najlepiej optymalizować swoje ruchy by poprzez rozrzutne zagrywanie własnych kart, samemu nie tracić cennych punktów życia. Ale czym byłaby dobra bijatyka, bez unikatowych zdolności postaci?
Choose your fighter
Rdzeń rozgrywki jest na tyle prosty, że gra dużo by traciła gdybyśmy grali postaciami o zbliżonych parametrach. Zauważył to Propi w swojej recenzji pierwszego pudełka. Tę pierwszą paczkę można traktować jako punkt wprowadzenia, natomiast w omawianych tu paczkach poziom zróżnicowania pomiędzy postaciami jest większy. Same umiejętności zyskują dłuższe opisy Malaya de Vera czy Katashi Ono, a nawet pojawiają się dodatkowy typ kart Colonel Karhui i wspomniana Malaya. Zmiany te są więc większe, jednak dalej umiejscawiają Combo Fightera w gatunku prostych fillerów. Brakuje mi tu jakiś dodatkowych umiejętności, treści na kartach, które modyfikowały by postacie bardziej niż wartości na kartach. Wciąż główną różnicą jest zmiana liczb na kartach, to trochę mało. Zastanawia mnie również kwestia balansu, gdyż często wydawało mi się, że postacie o tzw. wyższym poziomie trudności stanowią wyzwanie nie pod względem opanowania talii, ale większej podatności na losowość, gdyż ta boli ich bardziej ze względu na spełnianie koniecznych warunków. To trochę taka sytuacja, w której trudność postaci nie jest na tyle dobrze rekompensowana efektem, żeby warto było ją grać zamiast tych najprostszych rozwiązań. Może za mało czasu spędziłem nad każdą z postaci, ale też Combo Fighter nie jest typem gry, nad którym chciałbym spędzać setki godzin masterując każdą talię. Traktuje to jako większy filler i w takim schemacie sprawdza się bardzo dobrze.
Waga najwyżej lekka
Combo Fighter to dla mnie bardzo przyjemna karcianka, która zgrabnie przenosi założenia gatunku gier komputerowych na planszowe poletko. Wszystko to podane jest w sposób bardzo czytelny, dzięki czemu szybko jesteśmy w stanie wsiąknąć w ogólne założenia mechaniczne. Cieszy mnie, że części z numerami 2 i 3 zawierają postacie bardziej zróżnicowane niż pierwsze pudełko, co jest dobrym rozwinięciem idei, jednocześnie nie komplikując rdzenia rozgrywki. Myślę, że gdyby gra została wydana w Polsce miałaby szansę zagościć na stołach jako gra pojedynkowa, ale bliżej imprezówek niż serii Unmatched czy Twisted Fables. Combo Fighter jest dla mnie doświadczeniem przyjemnym, ale nie widzę powodu, żeby jakoś namiętnie spędzać czas z tym tytułem. W ostateczności jestem graczem, który gdy spotyka się w dwie osoby, preferuje gry cięższego kalibru, zwłaszcza pojedynkowe.
Combo Fighter
Zalety:
+ intuicyjna rozgrywka
+ klimatyczne ilustracje
+ różne postacie…
Wady:
– …które w ostateczności za mało różnią się od siebie
– zbyt prosta by chciało mi się w to namiętnie grać
– tryb 2v2 (niespecjalnie działa)
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.