Ludzkość od zarania dziejów spogląda z fascynacją ku nocnemu niebu. Powstawanie coraz to nowych narzędzi do pomiarów i obserwacji, w tym teleskopu, przyczyniły się do znacznego rozwoju astronomii w XVI i XVII wieku. Takie osobistości jak Galileo Galilei, Mikołaj Kopernik czy Giordano Bruno zapisały się na kartach historii. Ich badania i publikacje na zawsze zmieniły naukę, często przyciągając baczny wzrok inkwizycji.
Arsenał astronoma
Galileo Galilei opiera się na mechanice rondla. Luneta na naszej planszetce może być przesunięta od 1 do 3 kroków i wskazuje dwie akcje – górne i dolne, które możemy wykonać w swojej rundzie. Pierwsze są stałe, podczas gdy te drugie zmieniają swoją pozycję, a co więcej możemy je ulepszać.
Wachlarz ruchów jest dosyć szeroki. Część z nich dotyczy obserwacji kosmosu, zdobywania niezbędnych do tego kości i manipulowania ich wartościami. Bywa też, że nieboskłon odwiedzi przelatująca kometa i nieodnotowanie takiego zjawiska byłoby grzechem.
Okazuje się jednak, że nie samym badaniem gwiazd astronom żyje. Czasem trzeba wygłosić wykład na uniwersytecie, innym razem wkraść się w łaski inkwizycji, by uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji.
Poza akcjami głównymi mamy też do dyspozycji akcje dodatkowe, które możemy wykonać dowolną ilość razy, pod warunkiem że jesteśmy w stanie zapłacić ich koszt wyrażony w kwadrantach – specjalnym zasobie, zdobywanym podczas gry. Jeśli zaś gramy na wariancie zaawansowanym, to poszczególne postacie również wnoszą do gry swoje własne umiejętności.
Planety, gwiazdozbiory i cała reszta
Obserwacja to skomplikowana sztuka, która wymaga odpowiednich narzędzi – w Galileo Galilei są to kolorowe kości reprezentujące różne widma światła i czas spędzony na wpatrywaniu się w niebo.
Podczas jednego posiedzenia mamy do wyboru zbadanie pojedynczego dużego obiektu lub do dwóch gwiazdozbiorów. Za każdym razem potrzebne będą kości we wskazanym kolorze i wartości (może to być suma kilku kostek). O ile gwiazdozbiory wymagają jednego koloru, o tyle na większe obiekty trzeba poświęcić kombinację dwóch.
Wszystkie zbadane ciała niebieskie dają punkty i niekiedy jakiś bonus (niekoniecznie pozytywny), najczęściej powiązany z inkwizycją. Co więcej duże obiekty dołączane są do naszej planszetki i tworzą ścieżkę w bibliotece, z której w późniejszym czasie też będzie można odebrać różne nagrody.
Odrębną akcją jest dostrzeżenie komety. Wiąże się to z przeniesieniem żetonu komety z naszej planszetki na planszę główną. Od tej pory możemy użyć jej jednorazowo aby obniżyć koszt obserwacji o jeden. Kolejne użycie obniża koszt o dwa i zapisuje ją na wieki w księdze komet dając jakąś premię.
Jak nie zostać heretykiem
Niektóre wyczyny przysparzają nam sławy, ale także zwracają uwagę inkwizycji. Samo to jeszcze nie jest ogromnym problemem. Inkwizytor ląduje w najdalszym polu na torze inkwizycji na naszej planszetce i cicho obserwuje dalsze poczynania. Dopiero gdy zapragniemy go przesunąć, by nie zarobić minusowych punktów na koniec gry, groźni panowie w czerwonych wdziankach zapukają do naszych drzwi i zabiorą na przesłuchanie. Grunt to wyjść z niego obronną ręką, czyli po zsumowania wartości wszystkich naszych pól, na których znajdują się inkwizytorzy skończyć z wynikiem dodatnim. Ujemny oznacza, że podpadliśmy i coraz bardziej zbliżamy się do statusu heretyka. Spalić na stosie co prawda nie spalą, ale negatywne punkty na koniec gry na pewno dostaniemy. Jeśli jednak uda nam się przekonać ich do siebie, oczyścić z wszelkich podejrzeń, ba! może nawet zaprzyjaźnić, to czeka nas miła punktowa niespodzianka.
Wiedza to potęga
Galileo Galilei to istny raj dla graczy, którzy lubią zdobywać punkty na różne sposoby. Obserwacja nieba, inkwizytorskie układy, to nie jedyne możliwości. Nie mogło przecież zabraknąć realizacji celów na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Kusi także tor biblioteki, który początkowo króciusieńki wraz z rozwojem gry i zdobytymi kartami wydłuża się dając coraz to nowe zasoby i jednorazowe akcje. Jakby tego było mało, wykładanie na uniwersytecie zwiększa mnożniki punktów z innych źródeł, co na koniec gry daje pokaźny zastrzyk.
Na plus należy zaliczyć, że nie da się maksymalnie zapunktować za wszystko. Zawsze obierzemy jakąś drogę, która wybije się ponad pozostałe. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy coś kompletnie zignorować. Zwłaszcza, że niektóre ścieżki ładnie się zazębiają.
Precyzyjnie utkany wszechświat
Jestem pod wrażeniem wykonania tej gry. Choć nie udało się ustrzec małych błędów drukarskich, to dbałość o szczegóły jest kosmiczna. Czytelna i przejrzysta instrukcja z dużą ilością przykładów znacząco ułatwia wgryzienie się w zasady. Na planszy głównej i planszetkach graczy znajdziemy symboliczne wskazówki dotyczące przebiegu tury i kilku innych aspektów gry. Dostajemy również dodatkowe podpowiadajki pokazujące co znajduje się po drugiej stronie kafelków akcji, aby przy wyborze ulepszenia nie trzeba było ich wszystkich odwracać i sprawdzać. Mogłoby się wydawać, że są to drobne udogodnienia, ale bardzo pozytywnie wpływają na płynność rozgrywki.
Ponieważ w Galileo Galilei kolor kości jest ważną częścią mechaniki, to zadbano by gra była przystępna dla osób mających problemy z ich rozróżnianiem. Zarówno kości, jak i karty mają dodatkowe oznaczenia ułatwiające ich rozpoznawanie.
Poza produkcją należałoby też pochwalić połączenie gry z jej tematem. Zaczynając od świetnych ilustracji, czy wyglądu komponentów (np. teleskopu, którym wskazujemy akcje), poprzez włączenie tych elementów do samej rozgrywki. Przykładem są postacie, które dysponują specjalnymi akcjami, powiązanymi z ich życiorysami i osiągnięciami, oraz zaobserwowane komety, które przynoszą bonusy trzykrotnie, by potem przelecieć i zniknąć z nocnego nieba. Na uwagę zasługuje również uwzględnienie w mechanice roli inkwizycji. Wszystko to składa się na klimatyczną rozgrywkę, w której astronomiczne wątki nie sprawiają wrażenia doklejonych na siłę.
Kosmiczna symfonia
Początkowe posunięcia wydają się drobne i przebiegają bardzo szybko. Na starcie nie mamy zbyt wielu możliwości manewru – to moment na pierwsze decyzje, zbieranie zasobów i planowanie dalszych działań. Dosyć szybko sytuacja ulega zmianie. Im dalej, tym więcej elementów zaczyna się łączyć i wzajemnie na siebie wpływać, tworząc zgraną całość. Nagle w jednym ruchu możemy wykonać kilka akcji, bo jedna wywołuje drugą, tworząc łańcuszek. Czasami łatwo się pogubić, czy coś już zostało aktywowane czy jeszcze nie. Dlatego ważne, by robić wszystko po kolei, zwłaszcza w późniejszym etapie gry. Siłą rzeczy dłuższe tury oznaczają dłuższy czas oczekiwania na swoją kolej. Jest to szczególnie widoczne przy czterech graczach lub gdy gramy z kimś, kto lubi optymalizować i precyzyjnie planować swoje ruchy.
Nie ma gier idealnych, ale tę zdecydowanie będę wychwalać pod niebiosa – tym bardziej, że pochodzi od stosunkowo młodego wydawnictwa, a sam autor nie ma jeszcze zbyt wielu tytułów na swoim koncie. Zazębiające się akcje i wiele dróg do zwycięstwa sprawiają, że mam ochotę wracać do gry raz po raz. Testować i eksperymentować z różnymi strategiami, sprawdzać czy można wygrać koncentrując większość energii na jednym aspekcie gry, na przykład inwestując w inkwizycję. Obcowanie z tą grą to sama przyjemność, zarówno pod względem wizualnym, jak i umysłowym. Prawdziwa gratka dla każdego miłośnika tworzenia kombosów i gier o średnim progu wejścia, które jednocześnie oferują wyzwanie intelektualne.
Galileo Galilei to jedna z lepszych planszówek, w jakie udało mi się ostatnio zagrać – moi współgracze podzielali ten entuzjazm. Mam nadzieję, że niebawem pojawi się i na naszym rynku. Naprawdę warto!
+ świetne, przemyślane wykonanie
+ bardzo dobre połączenie mechaniki z tematem
+ jasne zasady
+ różne drogi do zwycięstwa
+ jedna z lepszych planszówek, w jakie udało mi się ostatnio zagrać
– dosyć długi czas oczekiwania na swoją kolej przy większej liczbie graczy
Gra dla 1-4 graczy, wiek 12+
Czas gry: 80-130 minut
Wydawca: Pink Troubadour
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.