Spooktacular od Level 99 Games.
[„Fear Of The Dark” plays softly in the background…]
Nie wszyscy lubimy się bać.
I nie wszyscy musimy.
Najlepiej, gdy boją się nas. Niekoniecznie przyjaciele czy rodzina… ale np. bezimienne masy. Ach, gdyby tak móc postraszyć ludzi! Przepędzić ich korytarzami, zastawić kilka efektownych pułapek, może nawet kogoś przy okazji pożreć. Tak! To wyborny pomysł, wart sprawdzenia w praktyce!
Żeby było jeszcze ciekawiej – uderzmy ich tam, gdzie przyszli, by bać się na niby.
Spotkajmy się z nimi w kinie!
Proszę, to Twój potwór. Tu masz kilka kart, parę żetonów i planszetkę. Zapamiętaj: poruszasz się przez drzwi. Gdy pożerasz gości, to zwykle tylko po jednym z każdego koloru. A podczas straszenia przenosisz gości do sąsiednich pomieszczeń – po jednym za każde drzwi. Resztę zasad znajdziesz na planszetce i swoich kartach…
… grajmy!
Naprawdę, chciałbym pisać recenzje tak zwięzłe, jak zasady Spooktacular! To gra w zasadzie bez instrukcji – jedną stronę zasad i kilka pytań w mini-FAQ to przecież nie instrukcja. A tu proszę. Niemal zerowy setup, niemal zerowe wprowadzenie, a ile zaraz się wydarzy!
Od 1 do 5 graczy przejmie tu kontrolę nad żądnymi strachu potworami, by straszyć i przerażać bogu ducha winnych kinomaniaków. Na przestrzeni trzech kwadransów gracze rywalizować będą o to, kto zdobędzie więcej punktów, mrożąc krew w żyłach i dokonując spektakularnych mordów. I choć głównym daniem są tu trzy akcje: ruch, straszenie i pożeranie, to przyrządzać je będą makabryczni szefowie kuchni. Bezduszny robot Killtron 3000, realizujący pogrom przy pomocy zaprogramowanych akcji. Manipulujące zdobywanymi przez graczy punktami Bestie Biznesu. Ogłuszający ofiary morderczymi riffami Nightslayerr. Doktor Terror i kolekcja strachów z jego piwnicy. Zawieszony w zaświatach Mummygator. Doombox i jego kasety śmierci. Uczynnie przewożący gości na „drugą stronę” Killer Car.
Tyle postaci.
Tyle sposobów, by siać absolutny terror.
To będzie rozkoszna, filmowa noc!
Filmy ze szpuli B
Przypomnijcie sobie wszystkie spływające krwią i przepełnione gumowymi kostiumami filmy klasy B. Horrrory z morderczymi oponami, nieumarłymi matkami, zabójczymi samochodami i krążącymi po przedmieściach wilkołakami.
Twórca gry, Brad Talton, przypomniał je sobie dokładnie. I wydestylował z nich 20 unikatowych postaci. A potem każdej podarował jej własny plakat filmowy, slogan i planszetkę z zasadami. Poczujemy tu wyraźne smaki późnych lat 80-tych, ale i powrót do klasyków kina grozy. Te autorskie kreacje idealnie wpisują się w estetykę starych horrorów: trochę strasznych i trochę śmiesznych. Każdy potwór to inny poziom wtajemniczenia, od prostych do złożonych, i zupełnie inny pomysł na interakcję z grą. Żetony, karty, wysoce spersonalizowane akcje, inne przygotowanie do gry i, o dziwo, inny przebieg tury.
Spooktacular może sobie pozwolić na te dziwności i asymetrie z bardzo prostego powodu – cel jest tu tak jasno określony i tak prosty, że wszystkie pozostałe mechanizmy “rozumieją się same przez się”. A jeśli nie rozumieją, to planszetki graczy służą pomocą.
Cel uświęca potworności
W Spooktacular straszymy tak długo, aż ktoś przekroczy 50 punktów lub zbierze ostatni bilet – nagrodę za pożarcie kompletu gości w każdym kolorze.
Wiedząc, że punktujemy tu za straszenie i bilety zdobyte podczas pożerania, możemy pozwolić siebie na finezję w akcjach. Potwory będą więc przesuwać gości po kinie, odbierać i dawać sobie nawzajem punkty, zastawiać na siebie pułapki na sali… i na torze punktowym, ale nie tylko. Rzućmy okiem na kilka premierowych produkcji, które straszyć nas będą podczas wieczoru ze Spooktacular.
The Deadline podczas setupu i tur rozmieszczać będzie znaczniki telefonów. Co turę wybierze jeden, by w pomieszczeniu z nim wykonywać akcje z kart i odbierać telefon, aktywując jedną z siedmiu akcji.
Mask Of The Outlander odpala całą sekwencję manewrów, zależną od aktualnie pożartych gości – i dopiero potem zaczyna zagrywać karty.
Screamin’ Eagle umieści na mapie członków swojej drużyny, których tylko on będzie mógł przestraszyć. Gdy w końcu ich wszystkich pożre, zyska 10 punktów.
The Host Of Horror będzie używać innych potworów – a więc innych graczy – by wykonywać swoje akcje.
Regoo i jego 10 pączkujących i mnożących się blobów będą kraść punkty innym graczom, rozprzestrzeniając się po całym kinie.
Doombox to 5 muzycznych torów, po których przesuwać się będą znaczniki kaset, odpalające przebojowe akcje w przerażających rytmach.
Remover i jej szatański plan dietetyczny to mini-gra w grze, w której każda tura oznacza dodatkowy ruch, zmierzający do pożerania, straszenia, punktowania i… utraty wagi.
Pomysłów tu nie brakuje. Nie wszystkich 20 potworów jest tak samo ekscytujących – niektóre są po prostu zbyt proste. Ale interakcje, w które wchodzą i setki – no dobra, tysiące (4845 kombinacji przy czterech graczach, 15504 przy pięciu graczach) – możliwych zestawów potworów sprawiają, że nawet jeśli ktoś gra mniej zaawansowaną postacią, to i tak na stole dużo się dzieje. Nawet jeśli potwór po prostu zyskuje czasem dodatkowy ruch czy może zagrać jedną kartę więcej, to da się nim grać kreatywnie. Zabawnie. Może nawet przerażająco.
Strachy na niby
Wszystko tu skąpane jest w tematycznym, horrorowatym sosie. Plakaty na planszetkach, klimatycznie opisane akcje, ilustracje na kartach i żetonach – klasyczne tropy stanowią DNA gry i są punktem wyjścia, by zaskoczyć przeciwnika nie tylko wybornym ruchem, ale też towarzyszącym mu efektem dźwiękowym lub pasującym cytatem. A jeśli ktoś jest bardzo ambitny – może wejść w pełny cosplay. Gra robi bardzo wiele dla budowania historii właśnie przez to, że na kartach dzieje się niewiele – kilka słów opisu i nazwa karty wystarczą, by wyobrazić sobie sytuację, gdy demoniczny heavy-metalowiec wściekłymi riffami zapędza gości w kąt sali. I tam, gdzie gra wskazuje tylko kierunek, dając delikatny tusz czy pierwszą nutę, tam można naprawdę pobawić się konwencją, a przynajmniej pożartować sobie na temat wykonywanych akcji.
Wagowo gra jest lekka, jak ostatni oddech pierwszej ofiary dowolnego horroru. Wystarczy zrozumieć trzy podstawowe akcje, by załapać jak grać swoją postacią. Instrukcja pozostawia przy tym jedynie kosmetyczne braki – jej skrótowość wymaga czasem delikatnych domysłów. Naprawdę da się do Spooktacular usiąść z marszu i niezależnie od poziomu wtajemniczenia po prostu zacząć się bawić.
Killer fun
A zabawy jest tu sporo. Nie boimy się prawie nigdy, za to bawimy nieustannie. Podkradanie i podjadanie sobie gości, przesuwanie się nawzajem w mniej intratne kąty kina, złośliwe biczowanie się swoimi umiejętnościami czy rozmaite manipulacje punktowe – to tu chleb powszedni. Dzięki swojej lekkości i silnie narysowanej tematyczności, gra zyskuje lotności. Dzieje się, po prostu. Bez medytacji nad zasadami czy wyjątkami od nich. Proste akcje, proste warunki punktowania, jasna i czytelna sytuacja na mapie dzięki wyrazistym, kolorowym meeplom i znacznikom – wszystko przekłada się na wartkość i wysoką interakcję.
To gra, która prosi się o odpalenie klasycznych płyt Ozzy’ego Osbourne’a i podkręcenie głośników na maksa. To planszowy hołd złożony kiczowatym, ale urokliwym potworom z gumy i dymu. I to przy okazji świetna zabawa, która nie nadwyręża stołowej gościnności – wyłania się z mgły, atakuje znienacka i szybko ulatnia się, zostawiając za sobą szlak kolorowych trupów.
[„Waiting For Darkness” plays softly in the background…]
Opowieści z kartonowej krypty
A więc tak – Spooktacular to niespodziewany, trafiający prosto w moje rozkochane w horrorach serce. To Martwica Mózgu, Opowieści z Krypty, Mordercza Opona i wszystkie filmy o grupce studentów kończących żywot w domku w głębi lasu – zmieszane ze sobą, dociśnięte metalową prasą i sformatowane tak, by mieściły się w kwadratowym pudełku.
Mamy tu czystą, nieco dziecinną radochę z przerażania i pożerania. Asymetrię kart, komponentów i ścieżek do wygranej. Ciągłą akcję i reakcję z innymi obecnymi w kinie potworami. Mamy swoją małą historię do opowiedzenia ruchami, kartami i akcjami. A jeśli ktoś lubi – mamy też programowalnego Killtrona-3000, którego można wprowadzić jako przeciwnika w grze solo lub pikantny i upierdliwy dodatek w grze z mniej, niż pięcioma graczami.
Urzekająca prostota zasad, zaburzana unikatowymi, pomysłowymi postaciami skusi niedzielnych graczy, ale nie zostawi geeków na pastwę nudy. Mistrzowsko przygotowane ilustracje przywołują miodne skojarzenia z klasyką gatunku, a wszędzie rozsiane są tematyczne smaczki. Dla miłośników kina klasy B i miłośników zwartej, zaciętej i złośliwej rywalizacji – może to być nowy klasyk do pokochania.
Spooktacular możecie pokochać na trwającej właśnie kampanii na Kickstarterze.
Zalety:
+ wyborny klimat i świetne ilustracje
+ szybki setup, zwarte zasady, krótka rozgrywka
+ mocno konfrontacyjna interakcja
+ pomysłowe potwory z indywidualnymi mechanizmami i przebiegami tur
+ ogromna regrywalność i potencjał na rozszerzenia z nowymi potworami
+ wymagający i zabójczy przeciwnik solo
Wady:
– nieco zbyt skrótowe instrukcje mogłyby być nieco dokładniejsze
– nie wszystkie potwory są ciekawe, nawet dla początkujących graczy
– kolorowe meeple gości zwiększają czytelność, ale zyskałyby na delikatnym upiększeniu czy unikatowym kształcie
Dziękujemy firmie Level 99 Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7.5/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.