Dziś podsumowanie miesiąca – jest lajtowo, średnio, a nawet ciężko :)
Marabunta
We wrześniu udało mi się wypróbować kilka gier spoza mojej kolekcji. Największym zaskoczeniem w tej grupie był tytuł, w który zagrałam, ponieważ skończyliśmy inną planszówkę na tyle wcześniej, że zostało nam trochę czasu na jakieś maleństwo. I tak na stół trafiła Marabunta.
Ta dwuosobowa gra przenosi nas do mrowiska. Gracze starają się zagarnąć nowe tereny dzięki przewadze na danym obszarze. Każdy z sześciu terenów ma przypisaną kość tego samego koloru. Aktywny gracz rzuca kostkami oraz odkrywa kafelek rundy. Te siedem elementów dzieli na dwie części. Drugi gracz wybiera jedną z nich, ale to pierwszy rozpatruje akcje najpierw. Mamy tu więc roll÷&write. Do tego każdy posiada własną planszetkę, na której zaznacza punkty zdobywane podczas partii, a także dodatkowe bonusy, które można zdobyć przy zajmowaniu niektórych pól.
Zamiast popularnych bloczków z arkuszami dostajemy dwa markery i planszetki, które możemy wytrzeć po zakończonej rozgrywce. Wszystkie elementy mieszczą się w małym pudełku, które łatwo zabrać ze sobą do plecaka. Jak na tak niewielką grę, daje ona naprawdę sporo frajdy. Mimo losowości przy rzucie kośćmi, możemy kusić przeciwnika lepszymi dla niego kośćmi, aby zostawił nam to, na czym nam naprawdę zależy. Bardzo mi się podoba ta mechanika, dlatego cieszę się, że przypadkiem trafiłam na ten tytuł. Było warto.
LEGO Monkey Palace
Ta gra zainteresowała mnie od razu po zapowiedzi wydawnictwa Rebel. Oczywiście nie z powodu mechaniki, bo jeszcze nie miałam o niej pojęcia. Moje wewnętrzne dziecko po prostu chciało zagrać w planszówkę z klockami LEGO. Wiadomo, że to znane logo przyciągnie najpierw wzrok większości przypadkowych klientów, a dopiero potem przyjdzie refleksja nad mechaniką.
Zasady są bardzo proste, więc jak można się domyślić, jest to tytuł familijny. W grze musimy zbierać trzy rodzaje klocków, a następnie budować z nich jak największy małpi pałac. W zależności od użytych do budowy łuków będziemy dobierać nowe karty, które będą umożliwiały pozyskiwanie większej liczby klocków na następne rundy. Jeśli uda nam się osiągnąć wysoki poziom pałacu, będziemy mogli zdobywać także karty z punktami.
Gra na pewno spodoba się dzieciom, dla których użycie znanych klocków w grze planszkowej będzie dodatkową atrakcją. W gronie dorosłych tytuł się nie sprawdzi, ale młodszych graczy na pewno zachęci do spróbowania. Moja pięciolatka, chociaż jeszcze za mała na całkowicie samodzielne granie, radziła sobie już bardzo dobrze. LEGO Monkey Palace zmusza do myślenia przestrzennego i planowania, a do tego budowany pałac wygląda świetnie już po kilku rundach.
Nucleum
Nucleum to wymagająca gra ekonomiczna, inspirowana okresem wynalezienia i wykorzystania energii atomowej. Wcielając się w rolę przemysłowców naszym zadaniem będzie budowanie infrastruktury, która pozwoli nam na zasilenie budynków w energię, wypełnianie kontraktów, pozyskiwanie nowych technologii i wiele więcej. Sieć zależności w tej grze jest nie do opisania w kilku zdaniach.
Już po pierwszej rozgrywce miałam takie mrrrrr w głowie. Kolejna partia tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że dla takich gier warto żyć! Nucleum to gra, która pozornie odstrasza (nomenklaturą, trudnością, czasem rozgrywki i tłumaczenia zasad), ale gdy autentycznie zechcemy ją zrozumieć, odwdzięczy się bardzo satysfakcjonująco spędzonym czasem. Pełna industrialnego charakteru, wymagająca efektywnego planowania i mądrego korzystania z zasobów. Nie ma w niej efektu krótkiej kołderki. Raczej każdy z graczy wykona większość swoich założeń. Jednakże błędna decyzja, brak pomysłu na grę, spóźniony ruch na planszy mogą dużo kosztować. Skomplikowana, absorbująca, i zapadająca w pamięć. Chociaż często porównywana z grami typu Brass czy Barrage (nie bez przyczyny), posiada jednak własną tożsamość i ma wiele do zaoferowania miłośnikom gatunku! Bezwstydnie może zająć miejsce na kallaxie obok najbardziej dorodnych gier o tematyce przemysłowej.
Niezbadana planeta
Niezbadana planeta to kolejna gra proponująca nam jakąś formę tetrisowego układania kafelków. Po Lamaland, Parku niedźwiedzim czy New York Zoo, przyszła kolej na tetrisa w kosmosie. Przyznaję – nawet dobrze wkomponowano pomysł w temat. Badamy planetę, pozyskujemy technologie, rozwijamy się cywilizacyjnie, realizujemy cele, a wszystko przez dopasowywanie płytek na planszy. Prosty mechanicznie ruch pobrania i ułożenia kafelka, ale jest nad czym pogłówkować. Szczególnie gdy chcemy nieco ubarwić grę wykorzystując asymetryczne plansze planet i korporacje. Finalnie to jednak wciąż kolejna układanka, która nie jest na tyle wciągająca, by rozgrywki zapadały na długo w pamięci.
Atuty:
- szybki setup, związany z przemyślanym podajnikiem płytek,
- gra świetnie się sprawdza nawet w większym gronie (do 6 osób),
- brak oczekiwania na ruch, wykonywanie jednocześnie akcji przez wszystkich graczy,
- gra ma proste zasady, chociaż sprawia wrażenie „czegoś większego”,
- świetnie sprawdzi się jako pomysł na filerek, niezbyt męczącą rozgrywkę na wieczór,
- asymetryczne warianty i związane z nimi utrudnienia zachęcają do kolejnej rozgrywki.
MLEM: Agencja Kosmiczna
Odważne kotki wyruszają na podbój kosmosu. Wsiadamy do rakiety, grzejemy silniki, wyznaczamy kotonautów, z których każdy ma jakąś zdolność specjalną i modlimy się do bogów chaosu o dobre rzuty kości. Kto dotrze najdalej, a kto stchórzy (dobrze oszacuje ryzyko) i wysiądzie na pierwszej nadarzającej się planecie/księżycu?
MLEM, to niezwykle przyjemna, raczej rodzinna gra push your luck autorstwa Reinera Knizi, która spodobała mi się bardziej niż zakładałam. Różne umiejętności kocich astronautów dodają namiastki taktyczności. Czasem chcemy pomóc, by statek doleciał jak najdalej, czasem wręcz przeciwnie – sabotaż staje się głównym celem naszego lotu.
Do tego dodajmy szybkie “tury”, choć sama rozgrywka mogłaby być krótsza – końcówka potrafi się nieco dłużyć – i otrzymujemy zgrabne połączenie losowej turlanki, walki o przewagi oraz dobrej zabawy. Na plus trzeba też zaliczyć świetne wykonanie od planszetek graczy po materiałową matę. Pierwsza partia zdecydowanie udana, nie wiem tylko czy na dłuższą metę nie zrobi się trochę zbyt powtarzalnie.