Słowo „księżniczki” przyciąga mnie tak jak Disney, Marvel, Star Wars i wszelkiej maści superbohaterowie. I chociaż najnowsza karcianka wydawnictwa Muduko nie została oparta na najbardziej znanych wersjach disneyowskich księżniczek, to i tak nie mogłam się oprzeć i postanowiłam sprawdzić, o co chodzi w ich buncie.
W niewielkim pudełku dostajemy karty, arkusz punktacji oraz instrukcję. Okładka i grafiki na kartach są utrzymane w tym samym stylu. Daleko mu do bajkowego, ale jest dosyć charakterystyczny i bez problemu można rozpoznać poszczególne księżniczki. Instrukcja wydaje się długa jak na tak prostą grę, ale dużą jej część zajmują opisy poszczególnych kart i ich umiejętności.
Przygotowanie jest bardzo szybkie. Każdy otrzymuje dwie karty księżniczek, z których wybiera jedną. Talię główną należy odpowiednio przygotować w zależności od liczby graczy i wyciągnąć wskazane w instrukcji karty, a następnie rozdać wszystkim po równo. Na koniec wykładamy w rzędzie pięć losowych zakrytych kart rund.
Wygodne pantofelki i biegiem!
Na początku odwracamy pierwszą kartę rundy i przekazujemy osobie po prawej lub lewej wskazaną liczbę kart. Następnie czytamy opis u dołu, aby poznać dodatkowe zasady obowiązujące w danej rundzie. Potem pierwszy gracz wykłada dowolną kartę na stół (ale nie księcia) i w ten sposób ustala wiodący kolor. Kolejne osoby muszą wyłożyć po jednej karcie tego samego typu. Jeśli nie mają odpowiedniego koloru, mogą wyłożyć dowolną i jest to tzw. renons. Jeśli tą kartą jest książę, on i jego koledzy wdzierają się na bal. Od tego momentu można zaczynać lewy od kart książąt.
Po wyłożeniu kart przez wszystkich graczy zabiera je ten, kto wyłożył najwyższą kartę w wiodącym kolorze. Ta sama osoba rozpoczyna kolejną lewę, wykładając kartę z ręki, która wskaże nowy kolor wiodący.
Gdy wszystkie karty zostaną zagrane, należy podliczyć zebrane oświadczyny. Każdy książę daje 1 punkt, natomiast żaba aż 5. Jednak można zostać także buntowniczką balu, jeśli zbierze się wszystkie oświadczyny w rundzie. W takim przypadku nie liczą się punkty z kart, a zamiast nich dostaje się -10 punktów.
Po wpisaniu punktów za pierwszą rundę należy ponownie potasować i rozdać wszystkie karty. Zakrywamy kartę poprzedniej rundy i odkrywamy kolejną. Po pięciu rundach podliczamy punkty i wyłaniamy zwycięską księżniczkę, której udało się zebrać najmniej oświadczyn.
Mam tę moc
Księżniczki różnią się od siebie nie tylko wyglądem, ale także umiejętnościami. Każda z nich może raz na rundę użyć swojej zdolności i odwrócić swoją kartę, aby to zaznaczyć. Dzięki temu możemy np. narzucić innemu graczowi kolor, jakim musi rozpocząć lewę (Mała Syrenka) lub podmienić wyłożoną kartę przed rozstrzygnięciem lewy na inną z ręki (Mulan). Dodatkowe akcje są przydatne w szczególności w końcowych momentach rundy, gdy mamy coraz mniej kart, a więc i mniejszą szansę na korzystny ruch.
Mechanicznie nie mam tej karciance niczego do zarzucenia. Gra się bardzo przyjemnie i można zaprosić do stołu praktycznie każdego — od niegrającego na co dzień znajomego po zaawansowanego gracza. Natomiast widzę dwa małe minusiki, które pewnie niektórzy nazwaliby czepianiem się. Mając do dyspozycji całą gromadę mniej i bardziej znanych księżniczek, w grze wylądowały panie, które nimi nie są, jak chociażby Alicja z Krainy Czarów czy Mulan. Druga kwestia to może nie tyle zarzut, ile rozbieżność między oczekiwaniem a rzeczywistością. Gdy czytałam zapowiedź gry, w której księżniczki mają unikać oświadczyn, miałam nadzieję na nieco zabawniejszą rozgrywkę bardziej powiązaną z humorystyczną zapowiedzią.
Zbuntowane księżniczki to bardzo przystępna karcianka. Dzięki różnym umiejętnościom księżniczek i zmieniającym się zasadom w każdej rundzie dostajemy także całkiem dużą regrywalność jak na tak małą grę. Z tego powodu pudełko zdecydowanie nadaje się na półkę z innymi tytułami na imprezę i na podróż. I chociaż reguły są proste, to w grze przyda się zarówno trochę szczęścia, sprytu, jak i dobra pamięć. Do tego dobre wykorzystanie obowiązującej zasady rundy, czasami trochę ryzyka przy próbie zebrania wszystkich książąt i dostajemy naprawdę przyjemną grę. Wydawnictwo Muduko po raz kolejny pokazało, że umie w małe karcianki.
(8/10) Na Zbuntowane Księżniczki trafiłam zupełnie przypadkowo – ktoś przyniósł je na spotkanie planszówkowe i zagraliśmy oczekując aż wszyscy się zbiorą. Nie spodziewałam się po tej grze kompletnie niczego. Ot, kolejna karcianka na zbieranie lew. Jednak zastosowane drobne zmiany i twisty na powszechnie znanej mechanice sprawiły, że wciągnęłam się na dobre.Karty zmieniające zasady rundy są sercem tej gry. Dzięki nim każda rozgrywka jest inna i wymaga specjalnego podejścia. Przyzwyczajenie do standardowych reguł sprawia, że niektóre ze zmienionych zasad wykręcają mózg na lewą stronę przy planowaniu strategii.
Do tego dochodzą umiejętności księżniczek, które bywają naprawdę przydatne, a ich kreatywne użycie w odpowiedniej chwili pozwala odwrócić sytuację na stole o 180 stopni. Możemy wykorzystać je maksymalnie raz na rundę, więc są sporą pomocą, ale ich nadużycie nie zepsuje gry. Niezwykle podoba mi się również, że nawet mając beznadziejną rękę, mam szansę wygrać zostając buntowniczką balu. Miny współgraczy, gdy zorientują się w połowie rundy co planuję – bezcenne :)
Grę Zbuntowane księżniczki kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Muduko za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.