Znane dzieła sztuki potrafią osiągać astronomiczne ceny. Jednak żaden koneser nie oprze się zakupowi, jeśli w ten sposób będzie mógł zaimponować innym pasjonatom. Art Society przenosi nas do galerii sztuki, w sam środek aukcji obrazów, by w końcu pozwolić nam stworzyć własną kolekcję.
Po raz pierwszy… po raz drugi… po raz trzeci… sprzedane!
Art Society to przede wszystkim kafelkowa układanka, która wprowadza element licytacyjny. Co rundę, pierwszy gracz wybiera obrazy, które pojawią się na aukcji. Jest ich zawsze o jeden więcej niż graczy. Same obrazy mogą przybrać formę pionową lub poziomą i zajmować różną ilość miejsca na ścianie. Od maleńkich, po takie które zajmują prawie jedną czwartą całej planszetki. Posiadają także różne ramy oraz podzielone są na cztery kategorie: portrety, martwa natura, życie miejskie oraz pejzaż. Wybierając, znamy tylko ich orientację oraz rozmiar. Choć to nie do końca prawda, bo większych obrazów zawsze mamy tylko cztery, po jednym w każdym typie. Łatwo więc, zwłaszcza pod koniec gry, wydedukować co jeszcze zostało.
Gdy już wiemy co będzie przedmiotem aukcji, bierzemy lizaki (ponumerowane od 1 do 20) w dłoń i przystępujemy do licytacji. Trzeba jednak uważać, raz wykorzystany numer nie może zostać ponownie użyty. Kto da więcej, ten wygrywa pierwszeństwo w wyborze jednego z obrazów. Zabieramy po kolei nasze zdobycze, a obraz, który nie zostanie przez nikogo nabyty ląduje w muzeum i podnosi wartość wszystkich dzieł tego samego typu.
Dekoracyjna perfekcja
Po powrocie do domu, gdy emocje już opadną, zaczynamy kombinować, gdzie by te arcydzieło powiesić. To bardzo ważna decyzja, bo powierzchnia jest ograniczona, a ścisłe reguły wyraźnie mówią, że każdy kolejny obraz musi sąsiadować z poprzednio zawieszonymi. Co więcej, te najbardziej wartościowe (na koniec gry) powinny wisieć na linii wzroku, by cieszyć oko i wzbudzać zazdrość, każdego gościa odwiedzającego naszą rezydencję. Pozostawianie pustych rogów jest za to niemile widziane, burzy doskonałą kompozycję. Jednak największym faux pas jakie możemy popełnić jest zawieszenie obrazów o tej samej tematyce, tak by stykały się chociażby fragmentem któregokolwiek boku. Błąd niewybaczalny, amatorszczyzna, która kosztuje nas utratę wszystkich punktów za obrazy wchodzą w skład takiego karygodnego układu.
Poza tym, że należałoby zwrócić uwagę na temat obrazu, to interesuje nas również typ jego ramy. Zgrupowanie nawet dwóch takich samych pozwala dobrać ozdobę, która urozmaici galerię przynosząc dodatkowe punkty. Oczywiście im więcej identycznych ram stykających się ze sobą, tym i bibelot bardziej wartościowy.
Jeśli zakup kompletnie nie pasuje nam do obecnej kompozycji lub chcemy go wykorzystać później, to możemy oddać go na przechowanie naszemu asystentowi. Bidak będzie tak stał z ramą w rękach nawet i do końca gry, ale więcej jak jednego obrazu nie udźwignie.
Królestwo pastiszu
Cała ściana obrazów w naszej galerii, to naprawdę czarujący widok. Dużą rolę odgrywają w tym ilustracje, które nawiązują z humorem do znanych obrazów, zdjęć, plakatów i grafik. Podobieństwo jest tak dobre, że spokojnie można nawet pobawić się w odgadywanie pierwowzorów.
Przestrzenna okładka pudełka przyciąga wzrok, a całości szyku dodaje welurowy insert, który świetnie sprawdza się przy segregowaniu obrazów w trakcie rozgrywki. Gorzej wypada potem. Brak jakiejkolwiek przykrywki powoduje, że przy transporcie wszystko się w środku przemieszcza i miesza ze sobą. Upchnięcie wszystkich elementów wymaga lekkiej zabawy w tetrisa, więc o funkcjonalności można by podyskutować.
Dzieło sztuki…
Art Society, to kwintesencja w miarę lekkiej, niemal rodzinnej gry. Nadaje się do zaprezentowania początkującym graczom, ale ma w sobie na tyle złożoności, by zainteresować także tych trochę bardziej zaawansowanych. Szczególnie spodobało mi się w niej manipulowanie “cenami” obrazów. Jak wcześniej wspominałam, pozostawiony obraz zostaje w muzeum zwiększając wartość pozostałych z tego samego rodzaju. Często stajemy przed wyborem, czy połasić się na kolejny w kolekcji, czy lepiej go odpuścić i zdobyć więcej punktów na koniec gry. Nasze posunięcia oczywiście nie gwarantują, że wszystko ułoży się tak jak chcemy. Ingerencja innych graczy na pewno nam tego nie ułatwi. Niekiedy możemy nawet poczuć, że cokolwiek byśmy nie zrobili, nie mamy szansy wysforować do przodu akurat tego typu, który chcemy. Jedyne co wtedy pozostaje, to zmienić taktykę.
Przyjemność sprawia mi też przestrzenna układanka. Próba dobierania kafelków, by jak najlepiej pasowały do mojej galerii, uwzględniając ich typ, rodzaj ramy i wielkość. Przyznaje się, że zdarzało mi się wybierać obrazy także ze względu na grafikę, zwłaszcza jeśli nawiązywała do dzieła jakiegoś mojego ulubionego malarza. Brawa dla ilustratorów!
Ciekawie prezentuje się także sprawa obrazów, których nie możemy zmieścić na planszetce. Jeśli zostaniemy z takimi na koniec gry, to czeka nas kara. Czasem jednak opłaca się zaryzykować, bo niepasujący obraz można zamienić z obrazem tego samego typu, który znajduje się w muzeum. A nuż akurat znajdziemy tam taki, który idealnie wpasowuje się w nasz układ. Można też pokusić się o trochę negatywnej interakcji wybierając egzemplarze gigantycznych rozmiarów, gdy nasi przeciwnicy mają już na nie za mało miejsca.
…czy falsyfikat?
Zawiodłam się natomiast na samej licytacji. Choć wymachiwanie lizakami i udawanie, że jest się na prawdziwej aukcji wprowadza do gry odrobinę humoru, to nie czuję presji by mocno w niej uczestniczyć. Zwłaszcza na początku gry, gdy tak naprawdę nie wiemy co nam jest potrzebne, ani co będzie wartościowe. Nie ma więc aż takiego sensu rzucanie się do pierwszeństwa w wybieraniu. Ewentualnie pod koniec rozgrywki, gdy mamy już mało miejsca na planszetce, albo czekamy na jakiś konkretny rodzaj kafelka, nabiera to większego znaczenia.
Ostatecznie Art Society plasuje się u mnie w kategorii pięknie wykonanych gier, o przyjemnym, pasującym do całości temacie. Gier, które zachęcają zarówno estetyką, jak i samą rozgrywką. Łatwych, ale nie całkowicie banalnych. Idealnych do lekkich rozgrywek, gdy nie mamy zbyt wiele czasu, a jednak chcemy poczuć, że gramy.
Gra dla 2-4 graczy, wiek 10+
Czas gry: 30-60 minut
Wydawca: Lucky Duck Games
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(7,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.