Majolika to rodzaj ozdobnej, pełnej ornamentów ceramiki, w której kolor nakłada się na białe tło. Co prawda termin ten na przestrzeni dziejów przechodził różne ewolucje, ale to właśnie z takim skojarzeniem zasiadłam do gry. Nie było to jedyne skojarzenie. Niektóre planszówki tak mocno zakorzeniły się w świadomości graczy, że gdy tylko pomyślimy o jakimś elemencie czy mechanice, od razu stają nam przed oczami konkretne tytuły. Kafelkowe układanie miasta? Carcassonne! Ceramiczne płytki? Azul! Mnie również to nie ominęło – w końcu też mamy do czynienia z układaniem kolorowych płytek i warsztatami. Zastanawiałam się, czy Majolica nie okaże się takim Azulem 2.0 (albo 5.0 jeśli wziąć pod uwagę kolejne części). Szybko jednak przekonałam się, że choć oba tytuły dzielą podobną estetykę, to znacząco różnią się od siebie.
Jest rok 1851. Wystawa majoliki w Londynie sprawiła, że dotarła ona do świadomości szerszej publiczności i stała się modnym hitem. Zamówienia sypią się z każdej strony, dając okazję do niezłego zarobku. Czas to wykorzystać! Gracze wcielają się w jednego z rzemieślników tworzących ceramiczne cuda. Przez całą grę będą dobierać wzorzyste płytki, aby realizować zlecenia klientów. Brzmi prosto, ale tylko do momentu, gdy próbujemy to zrobić efektywnie.
Warsztat kołem się toczy
Już samo dobieranie rządzi się konkretnymi zasadami. Plansza główna oferuje dostęp do 16 losowych kafelków ułożonych w siatce 4×4. Nie możemy jednak sięgnąć po dowolny z nich. Dostępne dla nas są tylko zewnętrzne rzędy i kolumny — z nich możemy zabrać tyle kafelków, ile nam się zamarzy (a właściwie tyle, ile znajduje się w jednym, nieprzerwanym, pionowym lub poziomym ciągu). Istnieje również możliwość pozyskania tylko pojedynczego kafelka, co nagradzane jest dodatkową kartą zlecenia.
Zebranie odpowiednich płytek to jednak nie wszystko. Żeby trafić do klienta, muszą one jeszcze przejść cały skomplikowany proces w naszych warsztatach. Planszetka gracza podzielona jest na cztery takie warsztaty, a każdy z nich ma inne wymagania potrzebne do uruchomienia. Wszystkie powiązane są z liczbą kafelków o tym samym wzorze (np. pierwszy wymaga skompletowania dwóch różnych zestawów, z których każdy składa się z trzech identycznych elementów).
Spełnienie warunków warsztatu pozwala na jego uruchomienie i wykonanie przypisanego mu zestawu akcji. Najczęściej będzie to przełożenie pojedynczego kafelka na kartę zlecenia. Czasem otrzymamy również polecenie zniszczenia, czyli oddania płytki do zasobów ogólnych. Po wykonaniu wszystkich akcji pozostałe kafelki przekładane są na kolejny warsztat. Jeśli doprowadzi to do spełnienia jego warunków, również ten warsztat zostaje uruchomiony. I tak w kółko, aż zabraknie dalszych możliwości. Kluczem jest więc tworzenie kombinacji, które pozwalają nam uruchomić jak najwięcej warsztatów w jednym ruchu — a gdy to się uda, satysfakcja jest ogromna. Nie dość, że zyskujemy cały ciąg akcji, to jeszcze jesteśmy nagradzani dodatkowym punktem zwycięstwa za efektywność. To właśnie ten moment, kiedy wszystko „klika”, jest tym, co czyni tę grę wyjątkową.
Wzorzyste cudo
Trzeba to powiedzieć wprost – akrylowe, kolorowe kafelki są piękne. Biel i delikatne kolory tworzą złudzenie, jakbyśmy mieli do czynienia z porcelaną. Mają idealny rozmiar, przyjemny ciężar i aż chce się je przesuwać po stole. Robią robotę nie tylko estetycznie, ale i funkcjonalnie – łatwo je rozróżnić i operowanie nimi to czysta przyjemność.
Nie wszystko jednak jest tak idealne, jak same kafelki. Planszetki graczy są wyraźnie cieńsze i mniej solidne niż bym chciała. Szkoda, bo przy tylu manipulacjach w trakcie gry aż prosi się o coś grubszego i mniej podatnego na przesuwanie. Podoba mi się natomiast insert, w którym wszystko ma swoje miejsce. Niestety, przy transporcie elementy potrafią się nieźle wymieszać, tworząc w środku gigantyczny bałagan. Być może, gdyby planszetki były trochę cięższe, byłyby w stanie docisnąć pozostałe elementy i zapobiec takim sytuacjom.
Satysfakcja i… momenty zwątpienia
Największą zaletą Majolici jest to, jak bardzo zmusza do kombinowania. To gra, która nagradza cierpliwość i dobrze zaplanowaną strategię. Szczególnie ważne są specjalne ulepszenia odblokowywane jako jedna z akcji w trakcie rozgrywki. Każde z nich oferuje inny bonus i jest przypisane do konkretnego warsztatu, dlatego warto uważnie zaplanować kolejność ich zdobywania. Czy zależy nam na częstszym przenoszeniu kafelków na zlecenia, pasywnej generacji punktów, a może na możliwości zamiany płytek między warsztatami? Wszystkie ulepszenia są przydatne – a ich realna wartość zależy od obranego stylu gry.
Nie ma tu miejsca na przypadkowe ruchy – jeśli nie zaplanujesz wszystkiego dobrze, nie odpalisz warsztatów, nie zbudujesz silniczka i nie wyciągniesz z gry pełni możliwości. Nie jest to wcale takie łatwe, gdy kafelki na stole są losowe i w każdej chwili ktoś może sprzątnąć ci sprzed nosa te najbardziej potrzebne. Trzeba nauczyć się reagować na nieprzewidziane posunięcia przeciwnika, żeby nie skończyć z bezsensownym układem na planszetce.
Na szczęście poza przypadkowym podebraniem płytek nie istnieje w tej grze żadna inna negatywna interakcja. No, może poza wymuszeniem końca rundy, który następuje gdy na planszy głównej zostaną tylko cztery elementy. Zmienia się wtedy pierwszy gracz, co prowadzi do tego, że nie każdy wykona tyle samo ruchów. Może to wywołać pewien dysonans i lekkie poczucie niesprawiedliwości. Dla mnie to chyba największa bolączka tej gry.
Ogólnie interakcji między graczami jest tu niewiele. Majolica plasuje się w kategorii: abstrakcyjny solo multiplayer. Niekoniecznie jest to wadą, pozwala skupić się na swoim planie i dokładnym rozważeniu kolejnych ruchów, ale miłośnicy bezpośredniego „psucia” innym szyków mogą poczuć się lekko rozczarowani.
Warto też wspomnieć o samej obsłudze gry. Tury, nawet przy większej liczbie graczy, są zazwyczaj dość szybkie, co sprawia, że partia płynie sprawnie i bez większych przestojów. Jednocześnie każda z nich wiąże się z koniecznością ciągłego uzupełniania kafelków na planszy głównej. Mnie osobiście to nie przeszkadza – traktuję to jako naturalny element rytmu gry – ale zauważyłam, że dla niektórych graczy może to być nużące i nieco spowalniać tempo rozgrywki. Zwłaszcza jeśli jedna osoba przez większość czasu pełni rolę „uzupełniacza”.
Podsumowanie – dla kogo jest Majolica?
To gra dla osób, które lubią planowanie, kombinowanie i budowanie silniczków. Nie znajdziemy tu zbyt wiele interakcji, ale za to masa satysfakcji z dobrze wykonanej strategii. Estetycznie zachwyca (z małym wyjątkiem), mechanicznie angażuje, choć czasem potrafi zirytować.
Jeśli nie boisz się sporej dawki myślenia, odrobiny losowości, jesteś cierpliwy i potrafisz cieszyć się tym, że wszystko zaskoczyło w jednej, perfekcyjnej turze – Majolica zdecydowanie jest grą wartą Twojej uwagi.
Dodajmy do tego fakt, że jest obecnie trudna do zdobycia i mamy do czynienia z tytułem, który być może nie podbije każdej domowej kolekcji, ale jeśli trafi na właściwego odbiorcę – zostanie z nim na dłużej.
Gra dla 2-4 graczy, wiek 13+
Czas gry: 15 minut na gracza
Wydawca: Board Game Rookie
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.